Spędzamy wakacje w miejscu, w którym ja spędzałam wszystkie wakacje dzieciństwa. Równo koszony trawnik i coraz większe drzewa pamiętają zabawy, w które się bawiłam, choć musiałam być wtedy starsza niż Stasiek teraz. Ich duch unosi się wciąż gdzieś tu, bo jest to miejsce idealne do wszelkich zabaw świata. Jedną z obowiązkowych była oczywiście zabawa w Indian. Obowiązkowych i rozumiejących się sama przez się. Wtedy. Bo teraz jakoś nie (a może jednak chłopaki za małe jeszcze?).
Postanowiłam wprowadzić nieco "natury" do świata opanowanego przez ninja, panderderów latających, żołnierzy strzelających i policjantów goniących złodziei. Zarazić ich Indianami. Pióropusz zrobiony przez pradziadka z najprawdziwszych piór Stasiek już miał. Czas na zajęcia z teorii oraz podstawę wizualizacji. Na Maya jeszcze trochę za wcześnie...
Wybrałam do tego formę komiksu, tak interesującą ostatnio. Wybrałam Yakariego.