Prawdopodobnie to dla nich nawet lepiej, gdy ich książki nieco je przerastają. Książki dla dzieci powinny zawsze, podobnie zresztą jak i ich ubrania, pozostawiać możliwość dorośnięcia do nich; a książki dodatkowo powinny stanowić bodziec do tego dorastania.
J.R.R. Tolkien

wtorek, 27 listopada 2012

Sezon na katar

Jestem na bakier z poezją dla dzieci. Z literaturą rymowaną mam na pieńku. Nie jestem do tego znawcą, ani nawet smakoszem. Czasem lubię, prawdopodobnie za rzadko. W dodatku jestem przypadkiem beznadziejnego uwielbienia dla Brzechwy i Tuwima. Wiadomo, że najbardziej podobają nam się te piosenki ... itd. Poezja dla dzieci skończyła się dla mnie gdzieś na Danucie Wawiłow. Jednakowoż, jak już lubię, to lubię. Bardziej rytm niż rym. Najbardziej taki:
Tamta-ratam tarara tara-tam-tam tara-tam-tam.

niedziela, 25 listopada 2012

Duchy i wodniki

Trudno mi się ostatnio pisze o niektórych książkach Staśka, zwłaszcza tych dłuższych, bo ich ...nie czytam. Albo nie całkiem. Jeśli nie mam czasu przeczytać ich sama wcześniej. Najczęściej zaczynam. Potem, po kilku dniach jestem proszona o przeczytanie rozdziału np. siódmego, a po kilku następnych - siedemnastego. A potem widzę, że czytają z Tatem już co innego. Dlatego muszę nadrabiać wieczorami, a to nie zawsze mi wychodzi.

Dlatego Mały Wodnik czekał i czekał. Aż nadrobię.
I teraz mam już swoje zdanie.

sobota, 24 listopada 2012

Mito mania

Co słychać? Pana Piotrusia na ogół. Jeden z moich ulubionych Głosów, który towarzyszy mi w różnych wcieleniach od dzieciństwa. Moi rodzice też chyba go zawsze lubili, skoro w naszej ubikacji wisiał plakat z Frankiem Kimono... Ostatnio (kilka lat temu już...), z tego co pamiętam wyraźnie to powtarzane uprzejmym tonem zdanie "Aby opuścić mapę, musisz zebrać drużynę..."

piątek, 23 listopada 2012

Czarne życie

Chociaż Targi Książki są bardzo kosztowną imprezą, stać mnie było jeszcze mimo wszystko na życie. A nawet na dwa. Więc kupiłam. Różowe życie. I Czarne życie. Amanda Eriksson.

niedziela, 18 listopada 2012

Inklingowie

Po przeczytaniu Królewny i goblina (i słuchaniu w samochodzie przez 400 km pierwszej części Władcy Pierścieni też) przypomniała mi się książka, którą czytałam już dość dawno, ale wciąż pamiętam wrażenie, jakie na mnie wywarła. Teraz znów do niej sięgnęłam i przeglądam. Nie przepadam za biografiami, więc przeczytanie 3 w 1 było kuszące, zwłaszcza, że miało dotyczyć dwóch elektryzujących nazwisk C.S.Lewisa i J.R.R.Tolkiena.
Inklingowie Humphreya Carpentera mają podtytuł C.S.Lewis, J.R.R.Tolkien, Charles Williams i ich przyjaciele.

sobota, 17 listopada 2012

Królewna i goblin

Książkę o królewnie i goblinie odkryłam dopiero, gdy zobaczyłam muchomorowe zapowiedzi. Przyznaje się bez bicia - poszłam na lep "recenzji" C.S. Lewisa. I "newsa",że Tolkien też czytywał Georgea MacDonalda. Cóż, to najwyraźniej moja słaba strona - chustę dla dziecia też kupiłam raz, jak zobaczyłam jej porównanie do płaszczy, jakie Hobbici dostali od Galadrieli... Tak czy śmak jednak, jak ktoś pisze, że MacDonald stworzył podwaliny gatunku zwanego fantastyką, uznałam, że wypadałoby się z nim zapoznać.
 
Na szczęście w sumie nie zapoznałam się wcześniej, bo teraz mogłam się zapoznawać na egzemplarzu muchomorowym właśnie, który swoją postacią bardzo przypadł mi do gustu. Prawie.
Plusy: poręczny format, sympatyczna grubość, dobry papier, świetne ilustracje Piotra Bednarczyka. Książkę bardzo dobrze się czyta, a więc ukłony należą się również tłumaczce - Magdzie Sobolewskiej.
 

środa, 14 listopada 2012

Co można

Aha, miałam napisać o statku. Statku Noego, którego przyniosłam z Tragów. 
Spodobał się chłopakom. Obu. Mnie też się spodobał. Na ostatnim wyjeździe do Babci był  hitem.


sobota, 10 listopada 2012

Max

Oglądaliśmy ostatnio książkę. Taką jak lubimy. Obrazki i historia, która się dzieje. Można ją sobie opowiadać i za każdym razem, z każdą oglądającą/opowiadającą osobą będzie to inna historia. Więc nie będę wiele pisać, opowiedzcie sobie sami.
Max macht einen Ausflug/La Balade de Max, Gauthier David i Marie Caudry. Głównie ona.


piątek, 9 listopada 2012

Mamoko na ulicy Czereśniowej

Ludzie dzielą się na tych, którzy wolą Mamoko i tych, którzy wolą ulicę Czereśniową. Oczywiście jest też jakiś odsetek takich, którzy lubią i jedno, i drugie, ale i tak zawsze okazuje się, że coś wolą bardziej. Jak chyba wolę Mamoko. Moje dzieci ...nie jestem pewna, choć Mamoko na pewno lubią. Kwestia tego, czy wolą pozostaje otwarta. Zresztą badania porównawcze mają utrudnione, bo w ilości dostępnych w domu egzemplarzy wygrywa bezapelacyjnie Mamoko 3:1. Choć jak gdzieś u znajomych/w księgarniach Brat złapie inną porę roku niż nasza, chętnie ogląda. Może to kwestia powiewu nowości, a może rzeczywiście woli?

środa, 7 listopada 2012

Gramy

Dziś Stasiek poleca nie do czytania a do grania.
Mania gier planszowych u nas w domu dotykała do tej pory raczej dorosłych. Mocno.
Stasiek grywał z umiarkowaną pasją (nie licząc rytualnej partyjki Grzybobrania rozgrywanej z babcią po niedzielnych obiadach). No, chyba, że udało mu się z tatą "zagrać" w którąś z naszych gier. I tak grywają czasem w Agricolę czy Ora et labora, przy czym tato wykazuje niebywałe umiejętności twórcze (o cierpliwości nie mówiąc) na polu dostosowywania reguł - z powodzeniem - do poziomu Pięciolatka. Mi jeszcze nie udało się z nimi zagrać, bo albo pacyfikuje w tym czasie Brata, który też chciałby, ale mu nie dają, albo korzystam z tego że ich uwaga przez chwilę nie jest skierowana w moją stronę...

Ale ostatnio nastała nowa era  - era gier Lego.