Prawdopodobnie to dla nich nawet lepiej, gdy ich książki nieco je przerastają. Książki dla dzieci powinny zawsze, podobnie zresztą jak i ich ubrania, pozostawiać możliwość dorośnięcia do nich; a książki dodatkowo powinny stanowić bodziec do tego dorastania.
J.R.R. Tolkien

czwartek, 19 kwietnia 2018

Komiks w muzeum

Tadeusz Baranowski na wernisażu powiedział, że nie spodziewał się, że jego komiksy znajdą się w  muzeum, obok Damy z gronostajem. I że nie wie, czy się cieszyć, czy smucić...



W Muzeum Narodowym w Krakowie można oglądać chyba pierwszą "muzealną" wystawę komiksu polskiego. Obiekty - najróżniejsze i wcale nie same komiksy i oryginalne plansze - pochodzą ze zbiorów prywatnych Wojciecha Jamy. Komiksy od tych jak najbardziej zabytkowych z XIX w nawet, przez przed- i powojenne, peerelowskie znane i lubiane, aż do naj, naj nowszych.

W największej części wystawa jest podrożą sentymentalną w czasy dzieciństwa i młodości rodziców, wychowanych w czasach świetności Świata Młodych. Oczywiście, nasze dzieci również znają Kajka i Kokosza, Tytusa jak najbardziej, nawet profesorka Nerwosolka, czy Kleksa, jednak mam wrażenie, że już Kapitan Żbik do kanonu dzisiejszych lektur komiksowych nie należy. I mam wrażenie, że to tatusiowie na wystawie z błyskiem w oku raczej buszują, niż synowie.
Jednak dla każdego coś miłego. Dla pokolenia urodzonego z telefonem w komórkowym w ręku i internetem w kablu też się coś znajdzie. Wielcy bohaterowie komiksów, z którymi można sobie zrobić zdjęcie, czają się za każdym rogiem. Zdjęcia robić można, trzeba, zachęcani jesteśmy. Nie brakuje nawet rekwizytów ruchomych "do dotykania".


Komiks współczesny jest obecny (m.in. Jeż Jerzy, Malutki lis, Łauma), jednak jak dla mnie - w obliczu niezwykłego rozwoju tej dziedziny w ostatnich latach - w ilościach nieomalże homeopatycznych, zasygnalizowany tylko. Ponieważ ostatnio chyba lubię go bardziej niż "starocie", czułam niedosyt.







Chłopakom się podobało, głównie, jak sami przyznali, ze względu na aranżację wystawy: monitory z animacjami, rekwizyty, "maczugę Kajko i Kokosza i biuro tego gościa".



Dociekliwi oglądacze dowiedzą się na wystawie, jak powstaje, czy też powstawał kiedyś komiks. Czy można założyć, że dzisiejsi twórcy tworzą już głównie cyfrowo? Oryginalna plansza z Łaumy Karola Kalinowskiego, czy obrazy do bardzo malarskiego komiksu Bereniki Kołomyckiej o lisku i dziku temu przeczą. Można prześledzić i wyśledzić drogę komiksu od rysunku i szkicu autora, przez starannie wyrysowane czarno-białe plansze z konturami tylko i tekstami oraz plansze z samymi kolorowymi plamami aż do gotowych wydruków. Wypatrzeć można nawet płyty do odbijania komiksowych "pasków".
Stasiek w obiektywie. fot. Mirosław Żak, Pracownia Fotograficzna MNK 
Ba, możemy nawet zobaczyć całą pracownię artystyczną... Papcia Chmiela!


Polecamy jako pozycję obowiązkową wszystkim miłośnikom komiksu. I tym sentymentalnym, i tym  najmłodszym, kolekcjonerom wycinków Świata Młodych, fanom Żbika, Funky Kowala i Jeża Jerzego oraz kibicom konkursu im. Janusza Christy. Ponieważ wystawa trwa do lata, zaplanujcie na początek wakacji wycieczkę do Krakowa.


Wystawę Teraz komiks! można oglądać w Muzeum Narodowym w Krakowie, w Gmachu Głównym do 22 lipca 2018.
I nie trzeba stać w kolejce.



Ogromnie przepraszam szanownych P.T. Czytelników za mizerną wyjątkowo jakość zdjęć. Zdecydowanie nie jestem fotografem telefonicznym, a pomysł relacji pojawił się spontanicznie i nic lepszego nie było pod ręką.

środa, 4 kwietnia 2018

Wpływ literatury na życie.

Święta spokojne, domowe. Pogoda brzydka, domowa. 
Przypomniało się, że dziś Prima Aprilis, ale właściwie szkoda, że w święta, nie w szkole, bo wtedy to można by narobić dowcipów chłopakom w klasie. A w domu - nuda. Kilka ogranych dowcipów.

Nagle zaczyna się ruch, chichoty, bieganie, jeszcze więcej chichotów. Komuś coś powiewa na plecach, ale może mi się zdawało.
Otwieram lodówkę, znajduję śledzia. Bynajmniej nie postnego, papierowego. Chichoty. Otwieram laptopa, znajduje śledzia. Chichoty. Otwieram klapę w toalecie, znajduję śledzia. Na oknie - śledź. W biblioteczce - śledź. W bucie - śledź. W torebce - śledź.
Radość wielka po obu stronach i tej chichoczącej, i tej natykającej się już do końca świąt na śledzie.



W końcu dostaję wyjaśnienie.
- Bo w Sisters tak było.
Sprawdzamy - rzeczywiście.



Pomysł na francuską "kwietniową rybę" bardzo przypadł nam do gustu i pewnie w przyszłym roku pojawi się znów. Taka nowa nasza domowa tradycja.

Oto wpływ literatury na życie nasze codzienne.

A to ważna wiadomość, jaką dostałam na whatsappie