A skoro o komiksach często ostatnio.
To było prawie cztery (!) lata temu. W poście po-targowym napisałam:
To było prawie cztery (!) lata temu. W poście po-targowym napisałam:
Fajne komiksy oglądałam. Niebanalne. Mąż mocno zaniepokoił się moim entuzjazmem, z jakim o nich mu opowiadałam...
I cóż mogę powiedzieć... Mąż słusznie się niepokoił, mój entuzjazm nie opadł, wciąż ma się dobrze. Zresztą stopniowo się chyba udzielił i jemu. Półka z komiksami coraz dłuższa. I to nie tylko u chłopaków, ale też ta parę półkowych pięter wyżej, z naszymi. Nie pamiętam, który był pierwszy. pamiętam, że na tamtych targach oglądałam Goliata (którego zresztą nie mamy, ale czasem oglądam go sobie u przyjaciół). Może Kot Rabina?
Z dzieciństwa pamiętam kolekcje komiksów kompletowanych z ostatnich stron Świata Młodych oraz przekonanie, że komiks, to nie literatura i w ogóle dla dzieci. Jakież było moje zdumienie, gdy mocno po ...hymhym...dziestce odkryłam fantastyczny zupełnie świat komiksów nie-tylko-dla-dzieci oraz nie-dla-dzieci. Właściwie to książki obrazkowe dla dorosłych. Możliwość podziwiania często świetnego rysunku, a nierzadko i całkiem sporej porcji literatury czy wręcz wiedzy. Choć trzeba przyznać, że często do komiksów dla dorosłych dochodziłam przez komiksy dla dzieci (jak od Louisa do Kronik Jerozolimskich, Delisle'a), to teraz czasem zdarza się odwrotnie. A jeszcze częściej zdarza się, że to, co kupuję SOBIE (i mężowi trochę) chłopaki i tak gdzieś tam wypatrzą i okazuje się, że kategoria nie-dla-dzieci wcale nie jest taka obszerna (noo, dobrze, dotyczy to komiksów, które pojawiają się u nas w domu, a nie wszystkich na całym świecie..).
W sumie to na szczęście odkrycie komiksów przyszło do mnie tak późno, bo do tego czasu zdążono napisać i narysować (!) (Scott McCloud), a nawet przetłumaczyć na polski (Michał Błażejczyk) rewelacyjną, w zasadzie naukową rozprawę pt. Zrozumieć komiks.
Z dzieciństwa pamiętam kolekcje komiksów kompletowanych z ostatnich stron Świata Młodych oraz przekonanie, że komiks, to nie literatura i w ogóle dla dzieci. Jakież było moje zdumienie, gdy mocno po ...hymhym...dziestce odkryłam fantastyczny zupełnie świat komiksów nie-tylko-dla-dzieci oraz nie-dla-dzieci. Właściwie to książki obrazkowe dla dorosłych. Możliwość podziwiania często świetnego rysunku, a nierzadko i całkiem sporej porcji literatury czy wręcz wiedzy. Choć trzeba przyznać, że często do komiksów dla dorosłych dochodziłam przez komiksy dla dzieci (jak od Louisa do Kronik Jerozolimskich, Delisle'a), to teraz czasem zdarza się odwrotnie. A jeszcze częściej zdarza się, że to, co kupuję SOBIE (i mężowi trochę) chłopaki i tak gdzieś tam wypatrzą i okazuje się, że kategoria nie-dla-dzieci wcale nie jest taka obszerna (noo, dobrze, dotyczy to komiksów, które pojawiają się u nas w domu, a nie wszystkich na całym świecie..).
W sumie to na szczęście odkrycie komiksów przyszło do mnie tak późno, bo do tego czasu zdążono napisać i narysować (!) (Scott McCloud), a nawet przetłumaczyć na polski (Michał Błażejczyk) rewelacyjną, w zasadzie naukową rozprawę pt. Zrozumieć komiks.