Prawdopodobnie to dla nich nawet lepiej, gdy ich książki nieco je przerastają. Książki dla dzieci powinny zawsze, podobnie zresztą jak i ich ubrania, pozostawiać możliwość dorośnięcia do nich; a książki dodatkowo powinny stanowić bodziec do tego dorastania.
J.R.R. Tolkien

wtorek, 29 maja 2018

9 miesięcy

Kiedyś obiecałam sobie, że nie będę kupowała książek, których nie jestem w stanie przeczytać  Gdyż nie znam języka. Miało mnie to ustrzec przed wizytami w księgarniach Tam. Udało się połowicznie. Wizytom w nietutejszych księgarniach nadal nie umiem się oprzeć. Bo przecież są jeszcze książki obrazkowe. I pop-up'y. I po angielsku... Tak więc niezależnie od tego, gdzie Tam jestem, "marnuję" cenne godziny zwiedzania zabytków w księgarniach. Zwłaszcza tych muzealnych. I szukam "pamiątek z podróży".

Ta jest z księgarni Muzeum Jeana Miró, które swoją drogą polecam bardzo, także na wyprawy z dziećmi (sama na swoich nie testowałam, ale potencjał ma duży). Żałowałam zresztą, że nie było obrazów Miró w wersji pop-up. To byłoby coś. Coś jak instalacje Cartera. Tylko, że Miró.

Ale inne były. I wynalazłam. Hiszpańskiego nie znam, ale tytuł zrozumiałam. I choć spodziewałam się pewnego sentymentalizmu w warstwie literek (ale może moje uprzedzenia wynikają z innego miejsca i czasu życiowego niż temat ksiązki), o tyle papierowa inżynieria ujęła mnie bardzo. A, no i fala. TA fala, w kolejnej swojej odsłonie.



Zmieniające się pory roku (trzy, bo tyle się mieści w dziewięciu miesiącach).


A tak oryginalnie to i autor i książka są francuskie. Autor, Jean-Marc Fiesse stworzył oprócz mojej "hiszpańskiej" pamiątki też dwie inne książki: pierwsza to pop-up o alfabecie/języku, a druga, to niezwykle intrygująca Deklaracja Praw Człowieka, również w wersji pop-up. We wszystkich widać, że świetna, bardzo oszczędna i syntetyczna (co nie znaczy, że prosta) papierowa inżynieria, w połączeniu z równie oszczędnym tekstem służy mu do przekazywania całkiem skomplikowanych symboli i idei. 

A tak poza tym, to Autor jest też fotografem. Z fotografii też można zrobić książkę obrazkową. Na przykład o niebywałym życiu kamyczków...

Zaczynam podejrzewać, że to dopiero początek naszej znajomości, a po tych dziewięciu miesiącach może się jeszcze pojawić niejedna książka...




9 meses 
Jean-Marc Fiesse
Editorial Kókinos 2015
pop-up

sobota, 26 maja 2018

Dzień Matki czyli mój

Mój zeszłoroczny prezent na Dzień Matki, który nie zdążył nawet na Dzień Dziecka, i z licznymi pocztowymi przygodami dotarł chyba wreszcie gdzieś przed imieninami. Książka łącząca w sobie kilka moich ulubień. Książka. Pop-up. Japonia. Drzeworyt. Hokusai. Fala.

Zdaję sobie sprawę, że to wydawnictwo nastawione na wow-faktor, niespecjalnie wnoszące cokolwiek poza radością oglądania. Do tego kilka stron na krzyż. Ale cóż z tego. Cieszy.

A przy okazji potwierdza się, że japońskie drzeworyty, w tym przypadku Hokusaia, świetnie sprawdzają się w każdej formie i wersji, jako wzór na koszulkę, siatka na zakupy, wachlarz, a także w wersji 3D.

No i Fala. Wspominałam już?










Hokusai Pop-ups
Courtney Watson,  McCarthy
wyd. Thames&Hudson 2016
oprawa twarda
pop-up

środa, 23 maja 2018

Komiks paragrafowy

W świetle zbliżającego się Dnia Dziecka tudzież zakończenia roku szkolnego (mam nadzieję, że nie upadł całkiem zwyczaj fetowania go nagrodą książkową) może napiszę o czymś przydatnym. Przetestowanym na żywym organizmie.

Komiks paragrafowy.

Pamiętacie książki z serii Wehikuł czasu? Moje gdzieś przepadły w pomroce dziejów, ale nabyłam sentymentalnie jedną ostatnio "na wabia". Z nadzieją, że zainteresuje Staśka. Poszło średnio (bo do czytania jest...), ale być może jej akcje wzrosną na fali paragrafowych komiksów.

Czym są książki paragrafowe? Właściwie to grą. RPG w wersji unplugged, z opcją selfie, bo nie potrzebujemy do niej nikogo innego. Czytamy historię, w której bohater (czasem tożsamy z czytelnikiem) staje przed wyborem. Pójść w lewo, czy w prawo. I to my możemy zdecydować. Jeśli w prawo, czytamy dalej na str. 7. I wpadamy w bagno. Jeśli w lewo, kontynuujemy na str. 12, gdzie czeka na nas piękna księżniczka. Albo odwrotnie, albo całkiem inaczej. Nie czytamy więc od deski do deski, tylko miotamy się po stronach w te i we wte. Mamy wpływ na to, co się wydarzy, o czym przeczytamy. Nie wiemy, co by było, gdyby bohater poszedł inaczej. Tzn nie wiemy do momentu, kiedy nie przeczytamy wszystkiego jeszcze raz, ale inaczej.

Na majówce, będącej dla dzieci elektronicznym odwykiem na łonie przyrody, wyciągnęłam Staśkowi Łzy bogini Nuwy (oczywiście, że spośród kilku tytułów/tematów wybrałam ten japoński!) w chwili jakiegoś silniejszego ataku utraty wiary w sens życia (bez telefonu). Boczył się chwilę, ale cóż było robić (dookoła tylko góry, potoki, zielona trawa, piękna pogoda, rowery, piłka, stado koleżeństwa, huśtawki i ogniska). Zaczął czytać. Za chwilę umarł. Zaczął od nowa. Zabili go. I tak osiem razy. Stopniowo jego głośne jęki (po kolejnej gwałtownej śmierci lub zabrnięciu w ślepą uliczkę) wabiły coraz większą część dzieciowej ekipy. W końcu siedzieli dookoła wianuszkiem, zaglądali przez ramię i wspólnie radzili, co robić.

Myślałam, że zabawa będzie jednorazowa, ewentualnie książka będzie przechodziła z rąk do rąk. Pomyliłam się. Jak już wreszcie Staśkowi udało się dobrnąć do końca przygody, okazało się, że jednak nie do końca wypełnił nałożone na niego na początku historii zadanie. Można było lepiej. Więc zaczął od nowa. Potem przypomniało się, że na początku gry wybiera się dla postaci zdolność specjalną, więc co by było, gdyby miało się inną niż ta pierwsza? Zaczął od nowa. Straciłam rachubę ile razy grał. - Mamo, tu wciąż są obrazki, których nie widziałem!. Czytelnik-gracz był zadowolony.


O co więc chodzi? Na początku czytamy instrukcję objaśniającą co i jak i tworzymy postać - wybieramy jej zdolność specjalną, ekwipunek. W książce jest karta postaci do wypełnienia, ale wpadliśmy na o, żeby używać do grania osobnej kartki. Zwłaszcza, że statystyki postaci (żywotność, czas) się zmieniają w trakcie gry. Potem czytamy zawiązanie akcji - w tym wypadku złodzieje ukradli ze świątyni pędy boskiej rośliny, a czytelnik/gracz został wynajęty do złapania złodziei i odzyskania pędów. Cena zostaje ustalona, zasady znasz, pora wybrać miejsce, w które należy udać się najpierw (port, dzielnica rzemieślników, czy może slumsy). Gra się rozpoczyna.



Warto zerknąć na koniec książki, bo okazuje się, że poza głównym celem, w trakcie gry można wykonać kilka zadań pobocznych (czyli typowe side quest), za które można zdobyć dodatkowe punkty. A więc można grać, żeby wygrać, albo też grać żeby "wymaksować punkty".


Oczywiście jest trochę brutalnie, można dostać w zaułku nożem pod żebra, lub samemu trzeba przyłożyć komuś manriki lub mieczem. Zleceniodawcom nie zależy, czy złodzieje będą żywi czy martwi. Wszystko to zostaje jednak w sferze wyobraźni i niedoczytania, ewentualnie zatrzymane w kadrze komiksu. A rysunki są całkiem ok.


Książki z tej serii wydane zostały przez Foxgames, czyli część wydawnictwa Foksal dedykowaną właśnie grom. Jest ich osiem, właśnie ukazały się dwie najnowsze. Każda o innej tematyce i klimacie, jak sądzę. Szcherlock Holmes, Rycerze, Piraci, Zombi, Technomagowie, Superbohaterzy, Wilkołak.

Na wakacje i elektroniczny odwyk to książki jak znalazł. Już ostrzymy sobie zęby na Technomagów, a pewnie na tym się nie skończy, skoro nie jest to zabawa tak całkiem jednorazowa.




Łzy bogini Nuwy
scenariusz Manuro
ilustracje Ben Jurdic
tłumaczenie Julia Chimiak
wyd. Foxgames 2018
oprawa twada
komiks paragrafowy/gra

poniedziałek, 21 maja 2018

Hotel dziwny - komiks

Jeden z ładniejszych komiksów, jaki spotkaliśmy. Kolorowy bardzo bardzo. Trochę muminkowy (właściwie to bardzo muminkowy), trochę Hilda. Zapełniony dziwnymi stworkami, istotkami, zwierzoludkami. Wiele z nich przytulnie puchatych, zabawnie rogatych, inne groźnie włochate, zębate, bukowate (od Buki). No i kulki kurzu (sadzy?) do których mam zupełnie ghibilowy sentyment.


Bohaterem jest mała dziewczynka, chyba ludzka. Prowadzi ona najwyraźniej - razem z uduchowioną księgą gości - hotel dla tych wszystkich dziwnych stworów, Hotel dziwny zresztą. Hotel zamknięty zimą, otwiera podwoje 21 marca. Tym razem w środku zimy jednak słychać pukanie, które budzi obsługę z zimowego snu. Czy to jednak aby na pewno środek zimy? Zmarznięci goście wskazują na kalendarz, w którym - mimo głębokich zasp dookoła - właśnie jest 21 marca. Co więc stało się z wiosną? Marietta z doborową drużyną przyjaciół wyrusza na poszukiwania.



Nie chcę zdradzać przebiegu poszukiwań, choć zakończenie jest tylko trochę zaskakujące. Zdradzę jednak, że Wiosna jest Panem Wiosną, podobnie jak Pan Zima zresztą. I że po drodze bohaterowie spotykają kasandrole przepowiadające nadciągające nieszczęścia...

Jak się nad tym zastanowić odniesień do muminków jest bardzo wiele, jednak autorom - Katherine i Florianowi Ferrier udało się stworzyć bardzo przyjemny świat i jeszcze milszych bohaterów. A  moi chłopacy, którzy za muminkami nie przepadają, ten komiks polubili bardzo. Tak, 10-latek również wyrażą się o nim bardzo pochlebnie.



A jeśli sami jeszcze nie trafiliście na Hotel dziwny, to czeka Was podwójna przyjemność, bo Kultura Gniewu właśnie wydaje drugi tom.


 



Florian i Katherine Ferrier
Hotel dziwny
Przez zimę do wiosny
tłumaczyła Małgorzata Janczak
wyd. Kultura Gniewu, Krótkie Gatki  2017
oprawa twarda
komiks