Prawdopodobnie to dla nich nawet lepiej, gdy ich książki nieco je przerastają. Książki dla dzieci powinny zawsze, podobnie zresztą jak i ich ubrania, pozostawiać możliwość dorośnięcia do nich; a książki dodatkowo powinny stanowić bodziec do tego dorastania.
J.R.R. Tolkien

sobota, 23 września 2017

Amulet

Komiksy. Chyba już nas zdobyły bez reszty. Chłopcy czytają / oglądają przynajmniej po jednym dziennie. Ja węszę wciąż za nowymi. Zbiory się powiększają niepokojąco. Pozornie tylko zajmują mniej miejsca niż książki, bo zwykle występują stadami.
Pozostawiam chłopakom na później i na samodzielne odkrywanie klasyczne marvelowe czy DCkomiksowe serie o superbohaterach, poszukuję innych.

Znalazłam Amulet i muszę przyznać, że od dawna żaden komiks nie zrobił na mnie takiego wrażenia.

Amulet jest komiksem dla dzieci. W zasadzie jest to fantasy urozmaicone przyjemnymi elementami coś jakby steampunku. W skrócie: elfy i robotyczny królik. Fabuła mieści się w schemacie: dramatyczne wydarzenie zmieniające życie bohaterów (mama z dwójką dzieci), spowodowana nim przeprowadzka, oczywiście do starej rodzinnej rezydencji. Odkrycie tajemnicy domu, przejście do magicznej krainy, misja, przepowiednia, drużyna, przygody. Standard. Trochę Narni, trochę Władcy P., trochę  Gwiezdnych Wojen, trochę Ruchomego Zamku Hauru.



Jednak ta standardowa i w pewnym stopniu przewidywalna mieszanka podana została tak, że nie można się oderwać. I nie mówię o dzieciach, ale o sobie.
To, że komiks jest dla dzieci, nie oznacza wcale, że jest słodko-tęczowo i infantylnie. Wręcz przeciwnie. Napięcie rośnie, bywa ciemno, posępnie, ponuro, nawet groźnie. Niektóre z postaci wcale nie są sympatyczne.

W pierwszym tomie mamy zawiązanie akcji, pozostawiające duży niedosyt. Nie róbcie tego swoim bliskim i zadbajcie o to, aby tom drugi był zawczasu pod ręką. Tam akcja się zagęszcza, przyspiesza, pędzi. Misja zostaje wykonana i ...okazuje się, że to dopiero początek.



Nie mniej od treści wciągająca jest forma. Dawno nie miałam w rękach komiksu tak ładnego. Świetne zestawienia kreskówkowo rysowanych, pogodnie kolorowych postaci z niezwykłymi tłami, w których pobrzmiewa echo Studia Ghibli. Bardzo przyjemnie się na to patrzy.



Powodzenie przygód w tej opowieści zależy od współpracy i wzajemnej pomocy, często podkreślana jest siła i waga więzów rodzinnych. Pojawia się pokusa, żeby zostać solowym superbohaterem, ale czytelnik od początku przeczuwa, że to nie prowadzi do niczego dobrego. Ze starcia sił dobra i zła zwycięsko może wyjść tylko drużyna, tylko rodzina trzymająca się razem. Niby tak jest w każdej tego typu historii, ale jednak tu jakby częściej jest to podkreślane.

A Sapkowski miał rację. Elfy są ZŁE.


Kazu Kibuishi
Amulet
Księga pierwsza: Strażniczka
Księga druga: Klątwa Strażniczki
tłumaczenie Maria Lengren
wyd. Planeta komiksów 2016, 2017
oprawa miękka
komiks

środa, 20 września 2017

Pies, który siedział na krześle

Bziki.
Ludzie mają swoje bziki. Każdy chyba je ma. Całkiem zwariowane albo całkiem poważne. Można mieć kilka bzików na raz. Zupełnie różnych, nie wiążących się ze sobą. Serię bzików pokrewnych też można mieć. Można zajmować się nimi w wyznaczonych porach i dniach tygodnia. Można znienacka oddać się bzikowi. Można po kolei, można wszystkimi na raz.

Kiedy bzikiem są psy, ilustracja i design, można stworzyć książkę.

Wszystko zaczęło się w dniu, w którym przypadkowo usiadłam na psie. 

Na szczęście pies był mój. 

Cristina Amodeo stworzyła książkę, w której dowodzi, że każde z dizajnerskich krzeseł czy foteli, jakie wymyślono na przestrzeni ostatnich blisko stu lat, ma swój odpowiednik w naturze. A konkretnie w ...psach. Ewentualnie dowodzi, że każdej psiej rasie można przyporządkować jedno z dizajnerskich krzeseł.
Ilustracje są zaskakujące, zabawne, zastanawiające.


Dodatkowy urok książki polega na tym, że autorka stworzyła swe obrazy przy użyciu papierowych kolaży. Zaglądając na jej stronę możemy się przekonać, że w ten sposób tworzy właściwie wszystkie swoje ilustracje do książek, nie tylko dla dzieci.

Cała książka jest  bardzo przyjemna, ładna, elegancka, aż chciałoby się powiedzieć dizajnerska... Od poręcznego formatu, przez przyjemnie matowy papier, stonowane kolory, aż do tłoczonego buldoga na okładce. 
Książka - przyjemność.

Na końcu garść konkretów na temat przedstawionych w książce krzeseł. I psów.


Książka dla zbzikowanych. Koneserów. Książkolubów. Kynologów.

Małgosi dziękuję za wyszukanie i prezent niespodziankę!








Dogs and Chairs Designer Pairs
Cristina Amodeo
wyd. Thames&Hudson 2015
oprawa miękka
książka obrazkowa

niedziela, 17 września 2017

Szkolna miłość (po szwedzku)

Gdzieś pomiędzy seriami, w poszukiwaniu "książki, którą da się czytać" (chyba stworzę taką kategorię...) Stasiek na półce wygrzebał maleńką książeczkę z charakterystycznym rysunkiem na okładce. Przyznam, że kupiłam ją właśnie dla ilustracji, uznałam, że skoro stworzyła je Pija Lindenbaum to z tekstem też nie może być najgorzej. I rzeczywiście.



Zakochałem się w Milenie jest króciutką malutką książką z nurtu szwedzkich obyczajowych książek o dzieciakach w szkole. Autorem jest Per Nilsson. Podtytuł określa zarówno objętość, jak i tematykę: Opowieść o chłopcu, który chce zostać zauważony przez pewną dziewczynę. 

Zakochałem się w Milenie.
Milena chodzi do mojej klasy. jej oczy to dwa czarne słońca. Jednak te oczy mnie nie widzą. Nie istnieję dla niej.
A tego właśnie pragnę najbardziej na świecie: żeby Milena mnie zauważyła.

To Dawid. Naprawdę bardzo chciałby, żeby Milena go zauważyła. Najlepiej jak najszybciej, może być do końca tygodnia. Więc co dzień próbuje zwrócić na siebie uwagę, co dzień podejmuje nową próbę, nową metodę. Rozśmieszyć. Zaimponować wiedzą. Złym zachowaniem. Dobrym i miłym zachowaniem. Prezentem. Poczęstunkiem. Obrazić (!). Cokolwiek, byleby wreszcie zostać zauważonym przez NIĄ!
Nie muszę pisać, że plany biorą po kolei w łeb, a w większości przypadków Dawid robi z siebie w oczach kolegów przynajmniej głupka, naraża się im, nauczycielom, mamie, no w ogóle nic nie idzie tak, jak powinno.
I nie muszę pisać, że w końcu wszystko się układa.


Temat przewodni jeszcze nie pojawił się w naszym życiu szkolnym na tapecie (przynajmniej ja o tym nic nie wiem...), jednak Stasiek przeczytał i również zakwalifikował pozytywnie tę książkę. Bliska jest ona wszak i przygodom Tsatsikiego (który również przeżywa w którymś tomie pierwsze rozterki związane z dziewczynami i pierwsze pocałunki), i Ulfa (który póki co, chodzi z chłopakami oglądać nagie biusty pielęgniarek i hipnotyzuje koleżankę, żeby go pocałowała). I jak to zwykle u Szwedów wszystko jest opisane w najnaturalniejszy na świecie sposób. Nie twierdzę, że takie krótkie opowiadanie może jakoś bardzo pomóc w krytycznych sytuacjach, ale... W sumie dużo przyjemniej i bezpieczniej poczytać i wyciągnąć wnioski, niż samemu eksperymentować na trudnej drodze kontaktów damsko-męskich.

O! I dziewczyny też powinny przeczytać. Może wtedy zrozumieją niektóre z kompletnie bezsensownych zachowań swoich kolegów. Może zauważą...



Zakochałem się w Milenie
tekst Per Nilsson
tłumaczenie Marta Rey-Radlińska
ilustracje Pija Lindenbaum
wyd. Zakamarki 2016
oprawa twarda
tekst > ilustracje

czwartek, 14 września 2017

Bingo!

Wakacje za nami, ze skomplikowanej układanki pt. 10 tygodni wolnego vs 26 dni urlopu wyszliśmy zwycięsko. Wszystko się udało, widzieliśmy fajne i ciekawe miejsca, zupełnie nowe i kilka starych, przeczytaliśmy kilka książek (jednak, w sumie, wszyscy), przejechaliśmy ...set kilometrów. I to  z samochodem wiąże się jedno z naszych wakacyjnych wspomnień. Podróżne Bingo!

Pomysł tak prosty, że aż dziw bierze, że wcześniej na to nie wpadliśmy. Znalazłam kiedyś w sklepie będącym skarbnicą fantastycznych, zabawnych, na ogół zupełnie niepotrzebnych lub niebywale praktycznych drobiazgów. Kupiłam w jakimś głębokim grudniu czy lutym i na szczęście przypomniałam sobie przed wyjazdem na wakacje. Czekało nas kilka godzin w samochodzie, codziennie po trochu, bo wakacje miały być objazdowe. W takich sytuacjach pojawia się problem, czym się zająć w podróży. Komiksy, książki, audiobooki, "activity books" z zadaniami - jasne. Ale zawsze fajnie mieć coś nowego. Bingo było jak strzał w 10, jak ... Bingo!

Myślałam, że albo będę grała głównie z Bratem, ewentualnie chłopcy pograją sami. Tymczasem najbardziej zapalonym graczem okazał się Stasiek, a tata nie grał tylko dlatego, że prowadził. Chociaż... mam wrażenie, że nieco naginał trasę dla naszych potrzeb, zwalniał znacząco w niektórych miejscach, żebyśmy dobrze się bawili.

Bo Bingo!, o którym mowa, jest obrazkowe. Proste w swojej formie i formule niebywale. Oto na kartach mamy obrazki różnych rzeczy, które podczas podróży możemy zobaczyć za oknem: kwiat, drzewo, krowę, zegar, latarnię, znak drogowy, hydrant. Musimy zobaczyć wszystko, co mamy na karcie, albo umówić się, że skreślamy tylko pasek, pionowy lub poziomy. Możemy sobie ułatwiać zadania (i zaliczyć słuchawki Staśka), albo utrudniać (wymagając żeby rzeczy były zobaczone poza samochodem, miały dokładnie ten sam kolor, co na obrazku itd.). Trzeba wykazać się spostrzegawczością, ale i pomysłowością. Prosta, ale zaskakująco dobra zabawa. Zdarzało się, że któreś z nas krzyczało Bingo! na długo po tym, jak wysiedliśmy z samochodu, kiedy wreszcie, w centrum Lublina, zobaczyło faceta z walizką...



Polecamy wszystkim podróżnikom. W sezonie letnim, bo chyba jednak trochę łatwiej. Ale właściwie można narysować własne karty, jak te w zestawie już się nam znudzą. Można też wyobrazić sobie Bingo! tematyczne, zależnie od kraju/regionu, w jaki się wybieramy... Bo regiony mają swoje cechy charakterystyczne. My dowiedzieliśmy się, że np. w lubelskim bardzo trudno o zakaz jazdy dla rowerów, za to w mazowieckim było dużo prościej...

W zestawie jest 6 różnych kart i dwa pisaki z gąbeczką do mazania.




poniedziałek, 11 września 2017

Da się czytać

Serce me krwawi, gdy słyszę "Nie lubię czytać!". Krwawi podwójnie, gdy to samo twierdzi 10-cio i 7-latek. Jeden niby już rozczytany, drugi torujący sobie jeszcze z trudem drogę w gąszczu liter. Jego jeszcze można zrozumieć. Obaj otoczeni książkami od kołyski, widzący czytających rodziców, siaty nowych książek, kolejne dostawiane półki. Krwawi to serce trochę serio, a trochę tak sobie, bo jednak komiksy pochłaniają obaj bez przerwy, audiobooki chłoną uszami, sami ciągną do księgarni (właściwie, nie wiadomo po co w takiej sytuacji niby...). Nad głową mam transparent z napisem "Cierpliwości" (przydaje się zresztą nie tylko w tym temacie). Wierzę święcie, że przed czytaniem nie uciekną, nie mają szans. Czekam, "aż zaskoczy". Kiedyś w końcu. Na pewno.

Bo jednak są takie momenty, że da się czytać. Są takie książki, które da się czytać. W przypadku Staśka, bo Brata czytanie jeszcze kosztuje zbyt dużo wysiłku. Ja podstępnie oczywiście podsuwam, podkładam, nęcę, targuję się nawet. Na wabia wyszukuję pierwsze tomy serii, bo serie prawem serii łatwiej wchodzą. I czasem się udaje. 

Oto więc książki, które da się czytać (zdaniem  tuż-tuż 10-latka).

Po pierwsze więc, z kronikarskiego obowiązku Najfutbolniejsi, o których już było. Aczkolwiek... okazuje się, że przy zbyt długiej serii zapał może zdechnąć pod własnym ciężarem. Ostatni tom, chyba już 7, wchodził opornie i w momentach największej wakacyjnej nudy, prawie z poczucia obowiązku. Dopytywań o kolejny tom - brak.

Kolejne, co dało się czytać - ku mojej wielkiej radości, bo też bardzo lubię - to seria o Tsatsikim. Pożyczając od tych samych kuzyneczek, którym ja kupowałam kolejne części na kolejne urodziny onegdaj, Stasiek pochłonął całość i jeszcze na deser, chyłkiem (kolejny raz - prezent urodzinowy kuzynki... taka tradycja) najnowszą, niespodziewaną zupełnie część, która wyszła jakoś tuż przed wakacjami - Tsatsiki i Per.

foto: Zakamarki






Tsatsiki... (6 tytułów)
Moni Nilsson
ilustracje Pija Lindenbaum
wyd. Zakamarki 2017
oprawa twarda
tekst > ilustracje



Następnie padł warunek: "No dobra, mogę przeczytać, ale żeby było takie jak Tsatsiki". Taa... Klucz skandynawski zadziałał, przeczytane zostały Magiczne tenisówki mojego przyjaciela Percy’ego i zaraz ich druga część Mój przyjaciel szejk w Stureby. Okazało się, że Ulf Stark pisze tak samo świetnie dla Starszaków, jak i dla Mniejszych, wszak to jego książki były jednymi z naszych pierwszych. Z nadzieją czekamy na więcej, wydawnictwo napisało, że to ma być trylogia.
Zdecydowanie szkolne przygody "zwykłych" chłopaków, choć czasami mrożące krew w żyłach matek i budzące w nich grozę (myślę, że w młodszych czytelnikach jednak trochę też...), są tym, co najbardziej daje się czytać.




Magiczne tenisówki mojego przyjaciela Percy’ego 
Mój przyjaciel szejk w Stureby
Ulf Stark
wyd. Zakamarki 2014, 2015
oprawa twarda
książka do czytania


Klucz szkolno-komiksowy podsunął mi do podsunięcia Staśkowi Jędrka. Seria Hej, Jędrek! na równi jest pisana przez Rafała Skarżyckiego i rysowana przez Tomasza Lwa Leśniaka. Obaj autorzy tworzą jeden z ulubionych naszych komiksów o Tymku i Mistrzu. I tu tekst uzupełnia duża dawka komiksów.












Narracja pierwszoosobowa. Bohaterowie - 10 lat. Miejsce akcji - szkoła. Dużo szkoły, dużo kumplowskich relacji, relacji rodzinnych, rozwiązywania mniejszych lub większych problemów z tych "życiowych". Język współczesny, być może nawet szkolny również (jakoś nie siedzę w temacie). W tle jakieś zagadki mniej lub bardziej kryminalne rozwiązywane przez bohaterów mniej lub bardziej mimochodem. Choć jakoś tam wiążą akcję, to na szczęście (dla nas - ani ja, ani Stasiek nie jesteśmy miłośnikami kryminałów) nie stanowią głównego tematu w kolejnych tomach. A tomów pokazało się już 5, ostatni w trybie pilnym, tuż po wydaniu musieliśmy zamawiać paczką na wakacje. Został pochłonięty przez 2 dni. Aż dwa, bo jednak w wakacje ciekawie się działo i nie było zbyt dużo czasu na czytanie. A na okładce zapowiedź kolejnego tomu.
Produkt całkowicie polski.

Hej, Jędrek! (5 tytułów)
tekst Rafał Skarżycki
ilustracje Tomasz Lew Leśniak
wyd. Nasza Księgarnia
oprawa miękka
tekst > ilustracje + komiks




I to tyle w pierwszym odcinku o książkach, które da się czytać. Mam nadzieję, że powstaną następne, że znajdziemy więcej takich, które da się czytać. Czytać samodzielnie i z chęcią.