Zdobyłam białego kruka. Tak sobie przynajmniej myślę. Na stronie wydawnictwa "nakład wyczerpany", w mojej ulubionej księgarni była ostatnio w 2010 r. 9 czerwca o 11:02. Tu i ówdzie też nie ma. Że w ogóle taka książka jest (była) dowiedziałam się kiedyś przypadkiem, śledząc twórczość autorki naszego ulubionego Pluka. Zobaczyłam - nie ma - więc zapomniałam. Aż tu w pewien miły letni dzień spacer po toruńskiej starówce zaowocował takim znaleziskiem. Normalnie na półce w księgarni sobie stała. Choć nie takiej całkiem zwykłej księgarni, bo cudnie przeładowanej, pożerającej cenny czas spacerów księgarni toruńskiego CSW (a może nie powinnam pisać, bo pójdziecie i wykupicie wszystkie białe kruki, jakie tam pochowane jeszcze na półkach, a ja tam rzadko bywam?). W każdym razie wzięłam i mam, i ciesze się bardzo, zwłaszcza po przeczytaniu.
Minu Annie M.G. Schmidt. To podobno najbardziej znana książka tej autorki na świecie. Dla Staszaków (wydawnictwo pisze, że od 10 lat), no, ale jak biały kruk, to trzeba brać już teraz. Zresztą, mamy starszą kuzynkę, której podłożymy po wakacjach, to się nie będzie marnowała.
Przedziwna, niespotykana historia o dziewczynie, która jeszcze kilka dni temu była kotem i o chłopaku, który tę dziewczynę spotyka na swej drodze (a właściwie na swoim dachu?). Minu teraz jest dziewczyną, w płaszczyku i z kuferkiem, ale nadal ucieka na drzewo przed psami, lubi rybie resztki ze śmietnika, sypia w przytulnym pudle na strychu i umie podrapać. W dodatku wciąż jest w pełni świadoma swojej kotowatości, właściwie bardziej niż człowieczeństwa. Bycie dziewczyną to dla niej chwilowa niedogodność... przynajmniej na początku. Tobiasz jest dziennikarzem w miejscowej gazecie, samotnym i nieśmiałym lubiącym pisać najbardziej o kotach. Gdy się spotykają, on jest zagrożony wyrzuceniem z pracy (ileż można pisać i czytać o kotach!), a ona bezdomna, szukająca sposobu na powrót do własnej - kociej - skóry. Pomagają sobie wzajemnie, on dając jej ciepły kąt i ryby, ona zakładając kocią agencję prasową, dzięki której Tobiasz poznaje jako pierwszy nowinki i tajemnice miasteczka i może o nich pisać. A to dopiero początek. Dalej jest niemalże kryminalna zagadka, dziennikarskie (i kocie) śledztwo, nagłe zwroty akcji, zasadzka oraz ...zauroczenie, trudne wybory, tęsknota i szczęśliwe zakończenie.
Dzięki postaci Minu - zupełnie "nowej" w świecie ludzi Annie M.G.Schmidt po mistrzowsku przyjmuje perspektywę zwierzęcia i dziecka jednocześnie, z której patrzy i opisuje czasami mocno dziwny świat ludzi dorosłych. A wszystko jak zwykle z dużą dozą humoru, ciepło i niebywale sympatycznie.
Fajne jest to, że z książkami tej autorki można przejść całe dzieciństwo - od "Julków" przez Pluka dotrzeć w końcu do Minu.
Przedziwna, niespotykana historia o dziewczynie, która jeszcze kilka dni temu była kotem i o chłopaku, który tę dziewczynę spotyka na swej drodze (a właściwie na swoim dachu?). Minu teraz jest dziewczyną, w płaszczyku i z kuferkiem, ale nadal ucieka na drzewo przed psami, lubi rybie resztki ze śmietnika, sypia w przytulnym pudle na strychu i umie podrapać. W dodatku wciąż jest w pełni świadoma swojej kotowatości, właściwie bardziej niż człowieczeństwa. Bycie dziewczyną to dla niej chwilowa niedogodność... przynajmniej na początku. Tobiasz jest dziennikarzem w miejscowej gazecie, samotnym i nieśmiałym lubiącym pisać najbardziej o kotach. Gdy się spotykają, on jest zagrożony wyrzuceniem z pracy (ileż można pisać i czytać o kotach!), a ona bezdomna, szukająca sposobu na powrót do własnej - kociej - skóry. Pomagają sobie wzajemnie, on dając jej ciepły kąt i ryby, ona zakładając kocią agencję prasową, dzięki której Tobiasz poznaje jako pierwszy nowinki i tajemnice miasteczka i może o nich pisać. A to dopiero początek. Dalej jest niemalże kryminalna zagadka, dziennikarskie (i kocie) śledztwo, nagłe zwroty akcji, zasadzka oraz ...zauroczenie, trudne wybory, tęsknota i szczęśliwe zakończenie.
Dzięki postaci Minu - zupełnie "nowej" w świecie ludzi Annie M.G.Schmidt po mistrzowsku przyjmuje perspektywę zwierzęcia i dziecka jednocześnie, z której patrzy i opisuje czasami mocno dziwny świat ludzi dorosłych. A wszystko jak zwykle z dużą dozą humoru, ciepło i niebywale sympatycznie.
Fajne jest to, że z książkami tej autorki można przejść całe dzieciństwo - od "Julków" przez Pluka dotrzeć w końcu do Minu.
Minu
Annie M.G. Schmidt
wyd. Hokus-Pokus 2006
oprawa miękka
tekst bez ilustracji
Taak, białe kruki cieszą :) Zwłaszcza matki ;) Widziałaś film?
OdpowiedzUsuńO, nie wiedziałam nawet, że jest, choć fabuła rzeczywiście aż się prosi o ekranizację. Zaraz się rozejrzę. A warto?
OdpowiedzUsuńTo gratuluję zdobycia Białego kruka. Zazdroszczę,bo kiedys widziałąm film,więc ksiazka zapewne jest ciekawsza.
OdpowiedzUsuńjak dobrze, ze jest przynajmniej w bibliotece - wlasnie to sprawdzilam- bo juz mam na nia chrapke :)
OdpowiedzUsuń