Zaczęło się od niedzielnego teatrzyku o Pippi. Fajnie było, chociaż o bohaterce wiedzieliśmy niewiele - ja, a Stasiek pewnie jeszcze mniej.
Moja wiedza o Pippi sięgała zamierzchłych czasów serialu telewizyjnego, pamiętanego zresztą tyle o ile. Książki nigdy nie czytałam (ani nie była mi czytana), Pippi nie jest bohaterką mojego dzieciństwa, choć - jak zapewne każdy - umiem powiązać słowo z kilkoma charakterystycznymi obrazami. Słabo więc mogłam odpowiedzieć na szereg pytań Staśka, którego postać szalonej rudej dziewczynki mocno zaintrygowała. Zaraz też po powrocie pożyczyliśmy książkę i zaczęliśmy czytać. Uwinęliśmy się w 1,5 tygodnia z całą grubą księgą. Jakoś tak wyszło, że tym razem byłam głównym czytaczem, więc i ja wreszcie poznałam przygody Pippi w całości.
Staśkowi bardzo przygody Pippi, Aniki i Tomiego się spodobały. Dowodem były prośby o czytanie w najdziwniejszych porach i miejscach dnia, zwykle zarezerwowanych dla zabawy, albo nawet (!) oglądania bajek.
Staśkowi bardzo przygody Pippi, Aniki i Tomiego się spodobały. Dowodem były prośby o czytanie w najdziwniejszych porach i miejscach dnia, zwykle zarezerwowanych dla zabawy, albo nawet (!) oglądania bajek.
Równolegle z Pippi czytaną Staśkowi czytałam Pippi również sobie - zbiór esejów Jacka Podsiadły Pippi, dziwne dziecko. Miałam ją od dawna już i nawet zaczęłam kiedyś podczytywać, ale bez znajomości "tekstu źródłowego" szło mi opornie i szybko się zniechęciłam. Tym razem poszło szybko i przyjemnie. Może to plus, a może i minus.
Pippi to rzeczywiście dziwne dziecko. To też dziwna książka. Jak dla mnie zupełnie inna niż wszystkie książki Astrid Lindgren. Pełna swego rodzaju szaleństwa balansującego na jakiejś dziwnej granicy, szaleństwa, którego nie ma w książkach o Bullerbyn, Lottach czy nawet Emilach. Wszystkie tamte podają w taki czy inny sposób rękę rodzicom, ta jest niemalże przeciw dorosłym, mocno anarchistyczna. Dzieciaki z reguły wsiąkają w nią bez reszty (co sama obserwowałam) i odbierają ją zupełnie naturalnie i ...no, nie-dziwnie. Z punktu widzenia dorosłego można mieć różne wrażenia, od poczucia tej anarchii poczynając. Mnie zaskoczyło wrażenie smutku, choć to przecież taka wesoła książka... Było takich zaskoczeń jeszcze klika. No i właśnie. Nie do końca teraz już wiem, które z nich są rzeczywiście moje, a które zostały mi narzucone, czy też same się narzuciły po lekturze esejów Podsiadły. Analizuje on Pippi na każą stronę, zwracając uwagę na przeróżne aspekty pojawiające się w książce. Zarówno te, które widać na pierwszy rzut oka, jak i dokopując się do bardziej ukrytych. Robi to dość przekonująco, choć często tylko podpowiada, sygnalizuje, daje początek naszym własnym skojarzeniom i przemyśleniom.
Pippi to rzeczywiście dziwne dziecko. To też dziwna książka. Jak dla mnie zupełnie inna niż wszystkie książki Astrid Lindgren. Pełna swego rodzaju szaleństwa balansującego na jakiejś dziwnej granicy, szaleństwa, którego nie ma w książkach o Bullerbyn, Lottach czy nawet Emilach. Wszystkie tamte podają w taki czy inny sposób rękę rodzicom, ta jest niemalże przeciw dorosłym, mocno anarchistyczna. Dzieciaki z reguły wsiąkają w nią bez reszty (co sama obserwowałam) i odbierają ją zupełnie naturalnie i ...no, nie-dziwnie. Z punktu widzenia dorosłego można mieć różne wrażenia, od poczucia tej anarchii poczynając. Mnie zaskoczyło wrażenie smutku, choć to przecież taka wesoła książka... Było takich zaskoczeń jeszcze klika. No i właśnie. Nie do końca teraz już wiem, które z nich są rzeczywiście moje, a które zostały mi narzucone, czy też same się narzuciły po lekturze esejów Podsiadły. Analizuje on Pippi na każą stronę, zwracając uwagę na przeróżne aspekty pojawiające się w książce. Zarówno te, które widać na pierwszy rzut oka, jak i dokopując się do bardziej ukrytych. Robi to dość przekonująco, choć często tylko podpowiada, sygnalizuje, daje początek naszym własnym skojarzeniom i przemyśleniom.
Autor twierdzi, że Pippi jest jak Biblia - można znaleźć w niej co najmniej trzy odpowiedzi na wszystkie dręczące nas pytania...
Podobnie mamy z Pippi, tylko wciąż mi Podsiadło umyka (póki co mam tylko zbiór jego felietonów "A mój syn...", bardzo zresztą polecam). Astrid dała Pippi środki aby była dziwnym, bo silnym dzieckiem - to moje wrażenie po lekturze: pieniądze, siłę fizyczną, niezależność umysłową, emocjonalną. Rodziców z nią nie ma i to nie problem, zawsze zwycięża w starciu z dorosłymi, nie są w stanie jej dotknąć. Pippi mnie smuci na tej płaszczyźnie, bo jakoś uświadamia mi jak delikatne są dzieci, jaki mamy wpływ i takie tam... uwielbiamy tę książkę.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe, będzie trzeba się temu przyjrzeć. ;)
OdpowiedzUsuń