Prawdopodobnie to dla nich nawet lepiej, gdy ich książki nieco je przerastają. Książki dla dzieci powinny zawsze, podobnie zresztą jak i ich ubrania, pozostawiać możliwość dorośnięcia do nich; a książki dodatkowo powinny stanowić bodziec do tego dorastania.
J.R.R. Tolkien

czwartek, 7 listopada 2013

Hobbit

Nie od dziś wiadomo, że dzieci są chyba najlepszym weryfikatorem wszelkich planów. No więc ja miałam PLAN. Plan czytelniczy. Miałam się go trzymać. Miałam...
Zaczęło się od tego, że Królewna i goblin jakoś Staśkowi nie podeszło, niestety. Czytaliśmy, czytaliśmy i w końcu zostało gdzieś porzucone w trakcie. Trudno uhaha, może kiedyś jeszcze wrócimy. 
Potem w trybie pilnym zaczęliśmy czytać Narnię ku mojemu nieukrywanemu zadowoleniu. No, ale po dwóch rozdziałach Księcia Kaspiana (czyli dla nas trzeciego tomu), Stasiek wypatrzył gdzieś na półce stojącego Hobbita. I wszystko niby dobrze i wg planu, ale, ale. Hobbit wyparzony nie jest starym dobrym Hobbitem z ilustracjami (czterema) Macieja Buszewicza, którego posiadam od zawsze, a którego wyrwałam niegdyś z półki mojej Chrzestnej Matki (ale ciii...). Hobbit wypatrzony jest komiksem.


J. R.R. Tolkien w adaptacji tekstu Charlesa Dixona i Seana Deminga z ilustracjami Davida Wenzla. Czyli "najbardziej udana adaptacja graficzna literatury klasycznej", która tolkienologów i hobbitofanów mocno polaryzuje, bo albo dopuszczają do użytku, albo potępiają bez litości.

Cóż. Z ciekawości kiedyś nabyłam okazyjnie, a teraz wpadło w ręce syna. Gdyby tylko wpadło, nic by z tego nie było, bo jak wiadomo matka syna komiksów na głos nie czyta i nie zamierza robić wyjątku nawet dla J.R.R. O samodzielnym czytaniu też nie ma jeszcze mowy, bo o ile Stasiek jest już na etapie składania pierwszych zdań, to tekstu w tym Hobbicie tyle, że w zasadzie pół książki. Drobnym maczkiem za to.
Jednak jest jeszcze tata, który najwyraźniej miał wielką ochotę na przypomnienie sobie historii wędrówki tam i z powrotem. I tak spędzili prawie dwa tygodnie wieczornych czytań, tata z synem, czytając o oglądając. I tak Stasiek poznał Hobbita. I polubił.
Na początku trochę się zjeżyłam, bo jak to, a plan? A czytanie prawdziwej literatury, pięknym językiem napisanej? A kolejność? (książka - komiks - pewnie kiedyś film). Potem machnęłam ręką, bo obaj czerpali z tego czytania dużo przyjemności.
 

To jaki on jest, ten komiks?
Wciąż nie wiem. Strona graficzna nie do końca mnie przekonuje, ale to chyba degustibusy biorą górę. Torin na pewno nie jest tak przystojny, jak w filmie... Choć doceniam trud i warsztat. Na pewno nie można odmówić jej rozmachu, staranności i dopracowania. Akwarele zresztą są bardzo dobre warsztatowo. Trochę wsparte na rysunkach samego Tolkiena, a trochę na kanonicznej wersji Alana Lee. Pomysły i kompozycje też bardzo dobre.
W odbiorze obrazów przeszkadza - o ironio - tekst, którego jest tam naprawdę mnóstwo, a liczne dymki obficie wypełnione są drobnymi literkami. Czasem strony sa tak "zadymione", że obrazków trzeba wręcz szukać. Za to tam, gdzie obraz ma przewagę, jest na prawdę przyjemnie.
(Jak tak teraz jeszcze raz oglądam, to na prawdę nie mam pojęcia, jak tata Staśka zdołał to jakoś logicznie przeczytać...).


Nie wiem też co myśleć o języku. Jak podczytywałam sobie wyrywkami, w zasadzie nie miałam zastrzeżeń. Jednak jak kilka razy zdarzyło mi się podsłuchiwać wieczorne czytania chłopaków, zdarzało się, że język mnie raził i drażnił, a nawet wyłapywałam błędy gramatyczne czy językowe. Lektor wzięty na spytki zeznał, że rzeczywiście, nie jest to zbyt dobrze napisane/przetłumaczone, więc to nie tylko było moje wrażenie. Twierdzi też, że są momenty, w których "jest za mało historii w historii", są przeskoki akcji i jak się nie wie, to się nie dowie. Ale, że z drugiej strony jest wszystko, co powinno być, cała historia. No i że Staśkowi podobało się bardzo.


Na pewno nie jest to idealna wersja Hobbita. Nie jestem pewna, ale chyba jednak nie warto od niej zaczynać przygody z Tolkienem, chociaż... właściwie nie wiem. Warto sobie obejrzeć. Może byłaby pomocna przy przekonywaniu do Tolkiena opornych gimnazjalistów? Nieczytaczy? Nie wiem.
Wciąż mam nadzieję, że tradycyjną wersję jeszcze kiedyś Staśkowi przeczytam.
Bo historia bardzo mu się spodobała. I to jest dobra wiadomość. Narysował nawet portret Torina Dębowej Tarczy. W niebieskim ubranku by David Wenzel.


P.S. A do Kaspiana wróciliśmy. Został nam ostatni rozdział na jutro. I będziemy mogli zacząć moją ulubioną Podróż Wędrowca do Świtu.

 

 
Hobbit. Komiks.
J. R.R. Tolkien 
adaptacja tekstu Charles Dixon, Sean Deming
ilustrował David Wenze
wyd. Amber 2008
oprawa twarda
komiks


1 komentarz:

  1. oj! oj! oj! to ja jako miłośnik Tolkiena jestem w grupie tych potępiających chyba... nawet grafika do mnie nie przemawia. Ale za to rysunek Staśka bardzo mi się podoba:))

    OdpowiedzUsuń