Czas nie gra roli, okazuje się. Realia nie grają roli. Niezrozumiałe (zapewne) słowa, czyny i zjawiska nie grają roli. Ważne, że grają. W nogę, oczywiście.
Nie czytałam Bahdaja typowo chłopaczych książek. A więc Do przerwy 0:1 również nie. Przypomniałam sobie o takiej książce szukając czegokolwiek w zakresie staśkowych obecnych, nieustających piłkarskich zainteresowań. Ale, szczerze powiedziawszy, nadal nie miałam zbyt ochoty czytać (jako lektor), (choć pokazały się bardzo apetyczne, małe wydania bahdajowych książek z fajnymi okładkami Piotra Sochy!). A i nie wróżyłam - być może niesłusznie - żeby Stasiek podołał temu nieco już archaicznemu jednak językowi samodzielnie. Ale gdy trafiłam na audiobooka, to co innego. Dla moich maniaków "czytania uszami", spragnionych wciąż nowości - zaryzykowałam.
Chwyciło, jeszcze jak. Z 420-ma minutami słuchania poradzili sobie w dwa (2!) dni. Pół deszczowej niedzieli (drugie pół spędzili na podwórku kopiąc piłki prawdziwe, jak słońce wyszło). Kolacja, kawałek poniedziałku poszkolnego. Kąpiel (tak, nawet do łazienki powędrowali z odtwarzaczem).
Przy czym zwykle słuchanie towarzyszy im przy robieniu czegoś, tym razem prawie się nie ruszali, zasłuchani. Woda w wannie nawet nie chlupotała! Nie można się było do nich odezwać. Obiad zjedli w wielkim pośpiechu.
Przymykam ucho na trenerów-działaczy, przy półlitrze rozprawiających o przyszłości drużyny. Przymykam ucho na proponowaniu mocno nieletniej młodzieży "chociaż ciemnego piwa". Akcent z Woli jest dla mnie równie abstrakcyjnym pojęciem, co akcent z południowego Londynu, w odróżnieniu od północnego. Jak dla mnie (choć przyznam, nie słuchałam uważnie i tylko urywki), klimaty bardziej jak ze Złego Tyrmanda. Ale chłopakom się spodobało. I świetnie. Najfutbolniejsi w wersji retro? Czemu nie.
Adam Bahdaj
Do przerwy 0:1
wyd. Lissner Studio
audiobook
mp3, 420'
czyta Andrzej Szopa
czyta Andrzej Szopa
Bahdaj w audiobooku jak najbardziej daje radę. Mamy za sobą i "Do przerwy ..." i "Kapelusz ...". Natomiast podrzucona "przypadkiem" w papierze, Ożogowska leży i kwiczy. Chyba pora spróbować z audio.
OdpowiedzUsuńPS. A piłka jest ponadczasowa, a nawet kiedyś miała więcej sensu niż teraz :P
Nie przesadzamy czasami z tym "archaicznym" jezykiem? Czy wspolczesne dzieci nie sa w stanie porozumiec sie z wlasnymi dziadkami, bo tamci mowia jakims innym jezykiem? Nie pojmuje tej obawy, ze cos bedzie dla dziecka niezrozumiale, bo ksiazka zostala napisana 50, albo nawet i 30 lat temu. Sami czytamy w koncu powiesci XIX wieczne i jakos je rozumiemy. Nie sadze, ze dziecku bedzie przeszkadzac jesli czasem natrafi na okreslenia typu: "kreda do tablicy" albo "fartuszek szkolny". W koncu to nie prehistoria.
OdpowiedzUsuńJęzyk archaiczny, to nie tylko rzadko już dziś używane słowa, ale także sposób konstruowania zdań, ich długość, logika... Dziadkowie nie mówią archaicznym językiem, bo żyją we współczesności jednak...
UsuńJestem jak najdalsza od tego, żeby chronić dzieci przed archaicznym językiem. Nie zamierzam im przepuścić nawet Krzyżaków ;) (kiedyś). Jednak pamiętam, jak ciężko jest czasem przebrnąć - samemu - właśnie nie przez słowa jako takie, ale logiczne układy zdań. Dla niewprawnego czytelnika - męka. Dlatego wychwalam pod niebiosa audiobooki. Przez uszy wchodzi zupełnie inaczej niż przez oczy. Łatwiej. Bezboleśnie. Dlatego nie gnębię czytaniem samodzielnym takich rzeczy, ale podsuwam do słuchania. I jestem przekonana, że osłuchani, będą mieli mniejsze problemy z przyswajaniem takich tekstów, kiedy zaczną więcej czytać samodzielnie.