Prawdopodobnie to dla nich nawet lepiej, gdy ich książki nieco je przerastają. Książki dla dzieci powinny zawsze, podobnie zresztą jak i ich ubrania, pozostawiać możliwość dorośnięcia do nich; a książki dodatkowo powinny stanowić bodziec do tego dorastania.
J.R.R. Tolkien

sobota, 22 września 2012

Tsatsiki

Nazbierało mi się zaległości w pisaniu (do ogarnięcia wrzesień z DWOMA "pekolakami"), a tu zamiast nadrabiać rzucam się na co innego.
Ale odkryłam Tsatsikiego. Niby wiedziałam, słyszałam, ba - kupowałam w zeszłym roku i miałam w ręku, ale się nie zapoznałam. Do teraz. Bo znów kupiłam, staśkowej kuzynce na urodziny. Bo ona ma jesienne urodziny, a i nowe Tsatsiki wychodzą jakoś tak na jesieni. Więc w ramach spełniania urodzinowych życzeń nabyłam. I tym razem miałam czas, żeby usiąść i przejrzeć, a jak zaczęłam, to skończyłam na ostatniej stronie (dobra, czasu nie miałam, ale i tak przysiadłam i mnie wciągnęło).


Jaka to fajna książka dla Starszaków! Ciepła, miła, radosna, mądra, wzruszająca, nie powiem... O poważnych bardzo tematach, bo jest i śmierć, i miłość, i narodziny, i pocałunki z języczkiem... Ale nie brakuje tam też dobrej zabawy i szkolnych perypetii. A wszystko na prawdę świetnie opisane, zabawnie jak tylko się da i poważnie jak trzeba. Trochę podlane szwedzkim sosem - jest tam także o szacunku i zachowaniu się dorosłych wobec dzieci. Zresztą szwedzka mam wrażenie jest też swoboda z jaką autorka pisze o różnych tematach, tematach "nie dla dzieci". Ale jeszcze raz podkreślę - robi to z naprawdę dużą klasą i kunsztem. Uhonorowana zresztą została za swoją twórczość nagrodą im. Astrid Lindgren.

To już czwarta cześć, więc bohaterowie są już "po przejściach", ale zupełnie mi to nie przeszkadzało, bo wciągająca bardzo. Nawet więcej - raczej pewne jest, że udam się do kuzynki i pożyczę wcześniejsze tomy, bo zjada mnie ciekawość, jak to było z Perem Hammarem czy Mortenem. 
Więc jeśli tak jak ja jeszcze nie poznaliście Tsatsikiego i jego Mamuśki, polecam od razu całą serię, bo podejrzewam, że poprzednie części są równie dobre jak Tsatsiki i miłość.

Wielce sympatyczną okładkę wymalowała Pija Lindenbaum - poznałam po klockach Lego!
Mam zresztą nieodparte wrażenie, że jak Tasatsiki był mały, to chodził do tego samego przedszkola, do którego chodzi Nusia, Igor i Filip (i Zlatanka, jak wieść niesie)... Cóż, nawet jeśli nie było to samo, to na pewno było to szwedzkie przedszkole.

.........Ale nie mówcie Julce, że dostanie używany prezent, dobraaaa?

Tutaj zakamarkowy podgląd wnętrza.






Tsatsiki i miłość
Moni Nilsson
ilustrowała Pija Lindenbaum
wyd. Zakamarki 2012
oprawa twarda
tekst > ilustracje

2 komentarze:

  1. Ha, ja też mam takie małe zboczenie, że jak kupuję książkę na prezent, to najpierw podczytuję, ale ciiii!!! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tsatsiki nasz ukochany! :-) Czytamy od deski do deski ze Starszym i uwielbiamy!

    OdpowiedzUsuń