Lubicie się bać?
Wybieracie się pod namiot i nie wyobrażacie sobie ogniska, bez opowieści straszliwych?
Uprzejmie polecam Opowieści grozy wuja Mortimera.
Wam polecam. I Starszakom. Starszym Starszakom. Gdyż zaiste, SĄ to opowieści grozy.
Ja wielką miłośniczką gatunku nie jestem. A tym bardziej znawczynią. Nie czytałam wieki nic takiego. A tymczasem książka sprawiła mi miłą niespodziankę i prawdziwą frajdę. Kilka z tych opowiadań jest bardzo, bardzo przyjemnie klimatycznych. W sam raz niedopowiedzianych. W sam raz strasznych. Przyjemnie jeżących włoski na karku mimo woli. Sugestywnych.
Opowiadania są opowieściami wuja o dziwnych przedmiotach zdobiących (?) jego salon, które przy kominku opowiadam młodemu Edgarowi (zbieżność imion zapewne nieprzypadkowa). Wszystkie spojone opisem domu wuja, wyprawą Edgara do toalety czy podaniem ciasteczek i herbaty... Edgar twierdzi, że się nie boi...
Kłamie.
Co ciekawe wszystkie te opowiadania są o ...dzieciach. To one są bohaterami opowieści. Żadna z tych opowieści nie kończy się dobrze. Ani ta o wspinaniu się na drzewo, ani ta o domku dla lalek, ani ta o zabawie w chowanego... Żadna.
Oprócz echa poe'owskiego pobrzmiewa tu także wyraźna nuta hoffmanowskiej Złotej Różdżki. Bo nie są to opowieści o dzieciach niewinnych i grzecznych od rana do wieczora. W najlepszym razie są to dzieci ciekawskie ponad miarę, znudzone lub zwyczajnie niemiłe. W najgorszym...
Przyjemnej całości dopełniają świetne ilustracje Davida Robertsa i staranne wydanie.
Opowieści grozy wuja Mortimera
Chris Priestley
zilustrował David Roberts
wyd. Egmont 2010
orawa twarda
tekst > ilustracje
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz