Ale ładną książkę przeczytaliśmy. Naprawdę ładną i fajną. Sama nie wiem, kto bardziej niecierpliwie czekał na kolejne wieczorne odcinki - chłopaki czy ja.
Naprawdę, dawno tak chętnie nie czytałam chłopakom, sama niecierpliwie wyglądając dalszego ciągu, wielokrotnie w czasie czytania przytykając się z lekka ze wzruszenia lub niecierpliwości.
Świetnie i czytelnie nakreślony obraz górskiej (i jednocześnie nadmorskiej) doliny Glimmerdalen, w której mieszka Tonja pozwala perfekcyjnie wyobrażać sobie miejsce akcji, a jeszcze na pomoc przychodzi nam plan narysowany przez ilustratorkę, Heleen Brulot. Do tego idealne, nierozwlekłe, ale niezwykle trafiające do wyobraźni opisy przyrody. Równie perfekcyjnie autorka ilustruje bohaterów, żywych, z krwi i kości, z ich zaletami, wadami, ułomnościami, błędami, które popełniają, ale też z wielkim sercem zazwyczaj. Jak zwykle zagadką dla mnie pozostaje, ile z treści rzeczywiście przenika do dzieci, ile tylko ja odbierałam czytając łamiącym się niejednokrotnie głosem, odbierając także poza treściowe informacje i emocje.
To jest świetna książka. I świetny czas razem. Pewnie będziemy do niej wracać. Sami posmakujcie:
Niewielu ludzi zdaje sobie sprawę z istnienia Glimmerdalen. Leży ono na uboczu, jakby w ukryciu. Lecz Tonja mieszka tu od zawsze. Zna wszystkie kamienie i zakamarki nad rzeką. Wie, które drzewa nadają się do wspinania i pamięta nazwę każdego z otaczających szczytów, które są jak korona na jej głowę. Tego wieczoru zatrzymuje się, wchodząc na podwórko rodzinnego gospodarstwa i przygląda się ich ciemnym sylwetkom na tle wieczornego nieba.
Vardetind jest najwyższy. Na jego stromym zboczu, nieco poniżej wierzchołka, znajduje się orle gniazdo. Nad Glimmerhornet słońce stoi w samo południe. Teraz, zimą, może stamtąd zejść lawina. Nakken to to wzgórze zaraz za gospodarstwem Gunnvalda. Ma na brzuchu kwadratowy lasek, jakby fartuszek - zasadził go własnymi rękami dziadek Gunnvalda. I wreszcie Storenuten - ciemna góra rzucająca wieczorami cień na dolinę.
- Moje góry - mruczy Tonja. - I moje domy - dodaje, odwracając się w stronę domów należących do gospodarstwa.
~*~
Tonja pospiesznie spogląda za siebie, a potem ostrożnie siada na niedokończonych sankach. Brakuje im hamulca, ale przy poprzednim zjeździe właściwie wcale nie musiała go używać. Można hamować nogami. Sanki są niskie, krótkie i wygodne. Kilka razy kręci kierownicą w prawo i w lewo. Wszystko w porządku.
- Testerka gotowa. Bez odbioru - mruczy pod nosem, odpychając się od ubitego śniegu pokrywającego podwórko, zanim zdąży się rozmyślić.
Z tego, co zdarzy się teraz, Tonja najbardziej zapamięta ssanie w żołądku w chwili, gdy wjechała na stok.
~*~
- Tonju, dorośli robią dużo głupstw. Coś na ten temat wiem: siedzę tu pijany we wtorkowe przedpołudnie. - Potrząsa głową na myśl o sobie. - Ale o jednym trzeba pamiętać. - Odwraca się w jej stronę. - To nigdy nie jest wina dzieci.
Mówiąc to, Nils puka palcem w kolano Tonji, tak jakby chciał wbić w nią te słowa: nigdy-nie-jest-wina-dzieci.
- Co nie jest nigdy winą dzieci? - pyta Tonja, wstrzymując oddech.
- Wszystko. Wszystkie te głupstwa, które robią dorośli.
Z tonu Nilsa bije całkowita pewność.
Długo siedzą w milczeniu. mewy krzyczą nad ich głowami, a fale pluskają pod pomostem.
~*~
Początkowo Tonja czuje się dziwnie, gdy tak siedzi i słucha, jak czyta jej ktoś, do kogo tak naprawdę żywi ogromną urazę. Wkrótce jednak Tonja i Heidi zatracają się w opowiadaniu, zapominając, że jest środek nocy i że się nie lubią.
~*~
...zaczyna opowiadać, jak wyglądają teraz drzewa w dolinie. Pąki nabrały już kolorów, a świerki wydają miły zapach, tak samo jak ziemia. Tonja czuje to, gdy kładzie się na brzuchu i wtyka nos w budzącą się do życia trawę. A góry? One co dnia po trochu zdejmują z siebie śnieg, ale zostało go jeszcze tyle, że ciocie będą mogły poszusować na nartach, jak przyjadą na Wielkanoc. Oczywiście jeśli tylko pójdą wyżej w góry, a na pewno tak zrobią. Dla takich jak one nigdy nie jest za wysoko. Sally gada codziennie o swoich krokusach, zwariować od tego można, już lepiej być na rehabilitacji w mieście. Ale wkrótce Gunnvald wróci do domu i siądzie na kamiennych schodach. W południe tak się nagrzewają, że pupa wcale nie marznie. Na drogach już zupełnie nie ma śniegu, tylko wciąż są one mokre. Most jest suchy, ale leży na nim żwir, przez który ludzie wpadają w poślizg na rowerze.
- A rzeka? - mówi Tonja. - Rzeka dudni. Wiesz jak, prawda?
~*~
- Piegi na kolanach to najpiękniejsze, co znam - stwierdził Bóg.
Kolejna fajna dziewczyna w naszym domu. Obok Pippi, Stiny, Basi, Maji, Duni...
Tonja z Glimmerdalen
Maria Parr
ilustrowała Heleen Brulot
wyd. Dwie Siostry 2013
oprawa twarda
tekst > ilustracje
Zawsze znajdziecie jakieś cuda:) Mój Bąbelek jeszcze za mały ale mówisz, że sama czekałaś na wieczorne przygody bohaterki więc może się skuszę pod pretekstem, że na przyszłość dla dziecka;)
OdpowiedzUsuńPolecam szczerze, jak dzieć za mały przynajmniej przeczytasz jednym tchem bez zbędnych przerw na nocny odpoczynek ;)
Usuńciekawe, ciekawe, wpisuję na listę :)
OdpowiedzUsuńNie chwaląc się, chwaliłem. I psioczyłem na pełne literówek pierwsze wydanie. Rozumiem, że smakowaliście drugie, bo o krzakach przeszkadzających w czytaniu nic nie widzę :P Jeśli jest ok, to kupuję, bo to książka, którą chciałem mieć na półce :)
OdpowiedzUsuńPamiętam, że chwaliłeś, tym chętniej sięgnęłam :)
OdpowiedzUsuńMamy pierwsze wydanie. A o literówkach nie pisałam, bo Ty napisałeś i nie tylko Ty. To pomyślałam, że może już nie muszę. Tym bardziej, że przyznam szczerze, albo jestem mniej uważna, jak lektura mnie wciąga, albo mój mózg rekompensował na bieżąco. Jakoś straszliwie mnie nie denerwowały (choć po min Twoim wpisie starałam się je wyłowić...)
Raczej przy przepisywaniu tych fragmentów powyżej wkurzały mnie nadmiernie rozsiane przecinki.
Drugie wydanie ma za to gorszą okładkę...
Ja jednak chyba zaryzykuję drugie, mimo gorszej okładki (faktycznie!) :)
UsuńMiałem drugie wydanie w rękach, i faktycznie, od większości literówek jest wolne. Zachowała się na pewno jedna, nieco złośliwa (taka, że spell-checker nie wyłapie, a w dodatku trzeba znać oryginał, by wiedzieć że błąd, więc mogłaby zauważyć tłumaczka, ale nie redaktorki/korektorki). Chodzi o "cep" zamiast "cap" w jednym z ostatnich rozdziałów (gdy Tonja przychodzi do KH po nr telefonu do Heidi). Innych nie zauważyłem a szukałem...
OdpowiedzUsuńWarta polecenia jest też pierwsza powieść autorki -- "Gofrowe serce (Lena i ja w Zatoce Pękatej Matyldy)" -- polskie wydanie Nasza Księgarnia 2007, trzeba szukać na Allegro albo w bibliotece. Adresowana do czytelnika w zasadzie w tym samym wieku, ale wydaje mi się że dla młodszego czytelnika nieco łatwiejsza w odbiorze. Po "Tonji" dorosły czytelnik będzie mieć co prawda lekkie uczucie "deja vu", bo i środowisko (+- "chłopomarynarskie", wieś w Vestlandet) i tematyka (dziecięca przyjaźń, relacje rodzinne) przy wszystkich różnicach podobne, ale dla dzieciaków nie powinno to mieć znaczenia. Przy czytaniu w odwrotnej kolejności tego efektu nie ma, no ale już, jak to mówią, "po ptokach".
Gofrowe serce już namierzyłam w naszej bibliotece i przy następnej wizycie mam zamiar pożyczyć. Dzięki.
UsuńDzięki Ci dobry człowieku, bo przyznam, że do tej pory myślałem, że Tonja to debiut Marii. Namierzona w WBP :)
UsuńTo jest najlepsze! Kiedy się czeka tak samo mocno na spokojny czas wieczornego czytania :) Zapisuję "Tonję", jeszcze nie czytałyśmy :)
OdpowiedzUsuńTonję uwielbiam, moi chłopcy też słuchali z ciekawością! Na Gofrowe serce poluje, póki co bez sukcesu :(
OdpowiedzUsuń