Kocham pana, Panie Tygrysie kupiłam na wakacje dla Staśka i babci na ich poranki czytelnicze (w zeszłym roku czytywali codziennie prawie Yumi, w tym roku też, ale przeplatali Tygrysem). No bo książka o Babci i o wnuczku - Adasiu. Babci superowej, bo potrafi rzucić cerowanie skarpet i wieszanie prania, żeby wyruszyć z Adasiem na polowanie. A jak Adaś chce mieć zwierzątko, to informuje, że właśnie wprowadził się do nich ...tygrys. I odtąd Adaś ma z kim się bawić i uprawiać cyrkowe akrobacje, aby móc wystąpić w wieczornym przedstawieniu cyrku "Animals" (obok szopów piorących rowerek, komarów i pancernika m.in.) ...ale gdzie się podziewa babcia? I dlaczego tygrysa bolą korzonki? :D
O recenzję zapytałam oboje zainteresowanych czytelników.
Stasiek kwituje standardowym - fajna, po czym (jak ma nastrój) przechodzi do pokazywania sztuk cyrkowych jakie Adaś z tygrysem robili :D
Babci podobają się ilustracje (Aleksandra Woldańska-Płocińska), choć może trochę zbyt ciemne. Mówi, że skupiała się głównie na odbiorze Staśka i ewidentnie dopiero po kilku czytaniach załapał o co chodzi (kto jest tygrysem, co jest "na prawdę"), potem przyjmował już dużo lepiej. Babcia twierdzi, że jednak chyba dla ciut starszych byłaby łatwiejsza w odbiorze. No i uważa, że Yumi nic nie przebije! :D (a Stasiek był rok młodszy!) Co ciekawe, tam ilustracje tez dosyć ciemne, ale przyswojone zostały natychmiast.
Narzekała też na jakieś niezręczności w tekście, które rażą podczas czytania na głos. Rzeczywiście też gdzieś miałam takie odczucie, ale to w ogóle mój problem z Wechterowiczem, którego lubię coraz bardziej, ale jakoś w każdej książce (którą mamy) jest coś, co zgrzyta. Tutaj trochę męcząca też wydaje mi się forma wiecznego dialogu, właściwie nie ma "treści", która by opisywała wydarzenia. Myślę, że to może utrudniać odbiór, a i trudne bywa dla czytającego (na głos).
Ale fajnie było poczytać/zobaczyć zajawkę naszego ulubionego BUM! BUM!! BUM!!! :D
Ja tam trochę tej babci adasiowej zazdroszczę i uczę się od niej. Chciałabym tak umieć oderwać się od "skarpet i prania" i tak całkiem zatopić się w zabawie ze Staśkiem. Ręka, nogą, brzuchem, ale przede wszystkim głową, która uparcie wraca do "skarpet i prania". Stać się tygrysem, dinozaurem, czy nawet Złomkiem ;) zależnie od potrzeby. Staram się. I próbuję. Trudne to.
A książka inna trochę niż inne. Warto się z nią spotkać.
Przemysław Wechterowicz
ilustrowała Aleksandra Woldańska-Płocińska
wyd. Ezop 2011
oprawa twarda
tekst = obrazki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz