W 2011 roku ukazała się książka. Książka, choć tytuł nie sugerował tego na pierwszy rzut oka, stała się w naszym domu hitem. Stasiek ją uwielbiał. Nadal lubi. Jeździła z nami obowiązkowo na wszystkie wakacje i wyjazdy. Dalej jeździ. Szybko dorósł do niej Brat. Także w jego rankingu stoi wysoko. W domu wszyscy wiedzą, że niektóre smoki lubią poziomkowe winko, mogą wyskoczyć z komputera lub przebrać się za straszliwą wiewiórkę. Wszyscy je polubiliśmy. I księżniczki też. Księżniczki i smoki.
Mamy rok 2014 i pojawia się elektryzujący tytuł Rycerze i smoki. Christina Björk i Eva Eriksson po raz drugi. Pierwszym, który go wypatrzył i natychmiast nakazuje zakup jest Stasiek: "dla Brata"... Jakże by inaczej. Brat z natury swojej jest wojownikiem nieustraszonym i nieustającym. Rycerzem, piratem, ninja. Ze smokami rozprawia się w mgnieniu oka (chyba, że akurat sam jest jednym z nich).
I tak oto mamy kolejny zestaw wciągających 7+1 opowiadań o dzielnych chłopcach-rycerzach, którzy muszą dać sobie radę ze smokami. O ile jednak księżniczki noszące imiona kwiatów były sobie raz, o tyle imiona rycerzy kojarzą nam się jednoznacznie i sugerują zupełnie inne historie. Zresztą wyjaśnione jest to na okładce: wielcy rycerze też byli kiedyś dziećmi. Jak sobie radzili, gdy niespodziewanie stanęli oko w oko ze smokiem?
Mamy tu więc Tristana, Jerzego, Parsifala, Hajmdala, Sigurda. Nie mogło zabraknąć oczywiście Artura. Wszyscy oni spotykają na swej drodze smoki i wszyscy oczywiście świetnie sobie z nimi radzą. Bezkrwawo, uprzedzam obawy (przynajmniej na razie, jak Jerzy dorósł... sami wiecie, ale to zupełnie inna historia). Baśniowe opowieści snuja się równie lekko jak te księżniczkowe, na końcu wszyscy spotykają się w jednym opowiadaniu na małej imprezce. Przy okazji pojawiają się sygnały takich pojęć jak Merlin, Pani z Jeziora, Yggdrasil, Hugin i Munin. Może kiedyś kiedyś otworzą w głowach chłopaków jakąś klapkę, jak będą oni czytali już zupełnie inne historie o tych samych rycerzach.
Mamy tu więc Tristana, Jerzego, Parsifala, Hajmdala, Sigurda. Nie mogło zabraknąć oczywiście Artura. Wszyscy oni spotykają na swej drodze smoki i wszyscy oczywiście świetnie sobie z nimi radzą. Bezkrwawo, uprzedzam obawy (przynajmniej na razie, jak Jerzy dorósł... sami wiecie, ale to zupełnie inna historia). Baśniowe opowieści snuja się równie lekko jak te księżniczkowe, na końcu wszyscy spotykają się w jednym opowiadaniu na małej imprezce. Przy okazji pojawiają się sygnały takich pojęć jak Merlin, Pani z Jeziora, Yggdrasil, Hugin i Munin. Może kiedyś kiedyś otworzą w głowach chłopaków jakąś klapkę, jak będą oni czytali już zupełnie inne historie o tych samych rycerzach.
Stasiek: obie są fajne. Ale księżniczki są dziwne. To znaczy, one robią z tymi smokami dziwne rzeczy. Rycerze są bardziej ogarnięci.A smoki wyrysowane przez Evę Eriksson w tej części są jeszcze wspanialsze!
Rycerze i smoki
Christina Björk
zilustrowała Eva Eriksson
wyd. Zakamarki 2014
oprawa twarda
tekst > obrazki
Mnie książka „Rycerze i smoki" rozczarowała, brak jej polotu opowieści dziewczyńskich. Ciekawe, że te chłopięce postaci jakoś tak blado wypadły...
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, tez zwróciłam uwagę, że nie są tak lekkie i swobodne, jak księżniczkowe. Zrzuciłam to na karb tego, że przeszkadza nam, dorosłym, znajomość prawdziwych historii stojących za tymi imionami. A może po prostu trudno dorównać pierwowzorami (jak zawsze).
UsuńZ przykroscią muszę się zgodzić, mnie rycerze rozczarowili (co tam będę w bawełnę owijać). Przy księżniczkach żesmy się zaśmiewali (dorośli) przy rycerzach jest jakoś smętniej. Szkoda wielka, choć mój syn nie podziela mojego zdania i woli rycerzy.
OdpowiedzUsuńMoże to kwestia tego ,że rycerz MUSI zabić smoka, co samo w sobie jest średnio wesołe, podczas gdy księżniczki nie miały tego przymusu :D