Szukając kiedyś informacji na temat twórczości Piji Lindenbaum trafiłam na opisy i recenzje książki Mini Mia and Her Darling Uncle. Recenzje nie pozostawiały wątpliwości, co do pikantnej zawartości książki i kontrowersji, jakie budziła Nie Tu. Pomyśleliśmy wtedy z mężem, że Tu to nie przejdzie i długo nam jeszcze przyjdzie czekać. Ale nie, dużo czasu nie minęło i książkę wydały Zakamarki jak gdyby nigdy nic. I znów czytałam opinie i recenzje. Jedne zachwycone. Inne że przegięcie. Jedni pędzą kupować. Inni nie kupią nigdy w życiu. Ja należę oczywiści do tych pędzących.
Książkę tę kontrowersyjną, przyznaję - z wypiekami na twarzy - czytałam w tramwaju nr 6 w drodze z księgarni. Głupio musiałam wyglądać - nie dość, że wygląda na dorosłą, a czyta książkę z obrazkami w miejscu publicznym, do tego jakaś taka przejęta i w jeszcze chichocze na głos. Prawie przegapiłam swój przystanek.
Ale o co chodzi?
Chodzi o to, że Zlatanka (tak na prawdę mam na imię Ella. Nazywa mnie Zlatanką od imienia mojego ulubionego piłkarza) jest zazdrosna o ukochanego wujka Toniego. To znaczy najpierw jest fajnie, bo akurat, jak ona mieszka u babci (wyrodni rodzice podrzucili dziecko, a sami balują na Majorce!) wujek wraca Skądś i teraz mogą razem świetnie się bawić, co oboje uwielbiają. Ale potem przyplątuje się jakiś Stef i od tej pory mają się bawić we troje.
Stef, co to za imię? - myślę. Nie podoba mi się ten Stef. I ma brzydkie spodnie. (...)Zlatanka jest zazdrosna i wściekła. Tą prawdziwą złością dzieci, czystą i żywą, "asertywną" i pozbawioną wszelkich skrupułów. Obraża się więc na wujka i cały świat, nudzi ostentacyjnie, ignoruje, dokucza.
Stef wygląda tak samo beznadziejnie po ostrzyżeniu. A kiedy wychodzimy, idzie z nami.
- Nie musisz czasem wracać do domu? - pytam. Ale nie wygląda na to.
Od teraz z nikim nie rozmawiam. I nie chcę nic jeść. Tylko trochę dżemu. Nigdy już nie będę bawić się z Tonim. Będę tu leżeć i umierać z nudów. Do końca świata.
Po raz kolejny Pija Lindenbaum udowodniła mi, że - normalnie - jestem dzieciak. Nie wiem jak Wam, ale mnie myśli Zlatanki wydały się zupełnie naturalne. Ba, zachwyciły mnie jej riposty i rozbawiły. Sąd mój radosny chichot w tramwaju nr 6. Czasami mam podobne myśli jak ona... Nie wypowiadam ich na głos, ale tego nie robi nawet Zlatanka, bo już wie. Dobra. Ja nie wysypuję nikomu cukru na buty. Ale to nie znaczy, że nie miałabym ochoty.
Czytałam też zarzuty, że nikt tej rozwydrzonej Zlatance nie zwrócił uwagi, że tak nie można, nie ładnie i jak powinna się zachowywać. Że w ogóle nie ma tam rozsądnych dorosłych, którzy zabierają głos, wyjaśniają i pouczają. No, rzeczywiście. Pija Lindenbaum opisuje dzieci, ich świat i uczucia. Dorośli w jej książkach mówią zawsze nie wiele, właściwie jak nie są niezbędni, to mogą się w ogóle nie pojawić (jak w Nusi i braciach łosiach). Bo tak na prawdę - jaki przedszkolak słucha, co tam mu mówią dorośli...
O wszystkim, czego nie ma w literkach mówią za to zawsze obrazy. I jak na moje, babcia na obrazku wygląda na dość zatroskaną zachowaniem Zlatanki. Mnie to wystarcza. Książki Piji Lindenbaum nie są książkami dydaktycznymi. Pewnie dlatego tak je lubię! To nie są książki o tym jak się zachowywać, albo jak się nie zachowywać. To książki o tym, że uczucia, z którymi tak trudno się uporać Waszemu Przedszkolakowi zdarzają się też innym.
Phi! Książka o zazdrosnej dziewczynce, wielkie mi co.
No właśnie. O tym jest ta książka, O zazdrości.
No dobra, nie tylko. O tym jest TEKST książki. Resztę jak zwykle opowiadają obrazy. I o to całe halo. Bo ten Toni z tym Stefem, to wiecie. Wyglądają jakby byli parą. Nie, żeby razem mieszkali. Przynajmniej ... niezupełnie. Więc o rety! Homoseksualiści w książce dla dzieci! Zgroza, krzyczą jedni. Z drugiej strony też nie dobrze. Ten Toni, to właściwie można się było od początku spodziewać... Taki zadbany. Takie kolorowe koszule, taki podejrzanie wyluzowany i mający czas na zabawę z dzieckiem. No i lubi sushi! Zupełnie inny jest od swoich braci pracujących w biurze i lubiących kotlety mielone (swoją drogą nadal mieszkających z mamusią... w przeciwieństwie do Toniego). Więc inni krzyczą, że krzywdzący stereotyp jest tu powielany. Tak źle i tak nie dobrze.
A co na to dzieci?
Reakcja Pierwsza: Ona czyta wujkowi książkę o Nusi!!
Reakcja druga: Faajne. - Podobało Ci się? - Taaak. Mogę ciasteczko?
Reakcja trzecia: Mamo! Zobacz! Zlatanka chodzi do przedszkola z Igorem i Nusią!!
A dzieci nasze kontrowersje, dyskusje i wypieki mają gdzieś.
Wychodzi na to, że jestem dziwna. Bardziej od książki z "wątkiem homoseksualnym" (chy chy) nie podobała mi się onegdaj książka o jedzeniu starych plastrów.... Na szczęście już mi przeszło.
A może, jak już polubiłam tę o plastrach, to teraz nic nie jest mi już straszne?
Zlatanka i ukochany wujek
napisała i zilustrowała Pija Lindenbaum
wyd. Zakamarki 2012
oprawa twarda
tekst = ilustracje
Przewidywalne te Zakamarki- dla odmiany wydaliby coś niefajnego:D A nie tylko RARYTASY i RARYTASY:D
OdpowiedzUsuńJakby wujek z fumflem grali w nogę, to być może książka znalazłaby się na naszej półce. Póki co, nie ma szans. Fascynacja powietrzem obszytym skórą, trwa :D
UsuńAle no co Ty! To właśnie o piłkę się rozchodzi w puencie. Bo wujek, to może niespecjalnie grywalny, ale za to Stef zdobywa w końcu uznanie Zlatanki właśnie tym, że gra "prawie jak mistrz świata"! Pełno tam zresztą piłki - Zlatanka ciągnie swoją wszędzie za sobą, wujkowie ustrojeni w szaliki udają się w nieznane, a potem kibicują meczowi Zlatanki. No piłka tam na każdym kroku jest.
UsuńPrzejrzymy zatem na Targach i pomyślimy. Szkoda, że budżet nie z gumy :(
UsuńA mnie tam Lindenbaum nie pasuje. I nie chodzi o wujka i jego poglądy, bom ja bardzo wyrozumiała. Jakoś nie pałam do niej miłością od pierwszego przeczytanego tomu. I nie potrafię wyjaśnić czemu. Mogłabym napisać, że dlatego, że ma zbyt luzackie podejście do wychowania, że dzieci hasają same sobie, że są... potworne! Tak, są, ale z drugiej strony nie przeszkadza mi to w książkach dla starszych. Ot, choćby w takim Karolku. Chyba muszę do nich dorosnąć, jak Ty do plastrów :P
OdpowiedzUsuńWidzisz, mnie też nie po drodze z książkami Lindenbaum, bo nie do końca wiem, czy to o czym ona pisze i to z czym ja się zgadzam jest tym samym. Już przy "Nusi i braciach Łosiach" miałem problem. Ale z uporem maniaka kupowałem kolejne części, bo chłopaki problemu nie miały :)
UsuńO, to ja zupełnie odwrotnie! Kiedyś zajrzałam do jakiegoś Karolka (ale przyznaję,dawno, dawno) i mnie zjeżyło. Taka Matylda Dahla tez nie budzi we mnie pozytywnych emocji jakoś.
UsuńAle może to dlatego, ze bohaterów Piji mam w domu ;) i obserwuję na żywo, a tych starszych na razie nie.
Kupiłam Zlatankę w ciemno. Pierwsze czytanie przypadło w udziale mężowi, czytał dziecku wieczorową porą. Zawołał mnie, dawał znaki na migi, coś szeptał, że ta książka jest o... Dziecko się wydarło: no dalej czytaj! Zostawiłam ich z tym problemem. następnego dnia w samotności przeczytałam i uśmiałam się, że mąż tak bez ostrzeżenia się natknął na taki "trudny" temat. Oczywiści, jak Rzeżucha pisze, dziecka ten wątek w ogóle nie frapuje, w ogóle nie drąży, że wujek się ze Stefem kumpluje. I git.
OdpowiedzUsuńA co do Lindenbaum, to początkowo nie wiedziałam o co chodzi z tymi owcami i plastrami (Bo ta część u nas była pierwsza). Aż kiedyś podczas urlopu, odpuściliśmy zwiedzanie zamku na rzecz zabawy na placu zabaw w jakimś mijanym miasteczku i to niezmącone szczęście na twarzy mego dziecka przypomniało mi Nusię nad basenem... I jakoś tak spłynęła na mnie pewność, że ta Pija naprawdę dużo rozumie, więc wyluzowałam się i anie Stef ani plasterki, ani rodzenie klopsików mnie nie ruszają,
Fajnie napisałaś. Tez kiedyś odkryliśmy (tak, są rzeczy, które niestety trzeba odkryć, niewiesię, bo nie pamięta się czy jakoś tak), że kolejny zamek to tylko ...kolejny zamek. A zabawa w piachu daje dużo radości. Wszystkim. Czymkolwiek byłby ten "zamek" i ten "piach".
Usuń