Już wiem.
Nieodwołalnie.
Jednogłośnie.
Książką lipca jest ...Szpital dla zwierząt. Tadaam.
Tak naprawdę przeczytaliśmy go już przed wakacjami w całości. A mimo to został ko-nie-cznie zabrany na wakacje. I nie ma dnia bez szpitala i jego szalonej załogi. Dorosła część naszej załogi na widok charakterystycznej okładki lub słysząc pytanie Brata "A gdzie jest szpital??" wznosi oczy do góry, kryje się w krzakach porzeczek, głuchnie, ślepnie, jęczy... Chłopaki litości nie mają. Znając już całość na wyrywki żądają co smakowitszych lub ulubieńszych kąsków. Na równi, zarówno Stasiek jak i Brat, ten drugi jakby nawet częściej i więcej (choć też łatwiej zaproponować mu inną lekturę w zamian).
Padł postulat, żeby w związku z nadejściem sierpnia Szpital zakopać, ukryć pod stertą brudnych ciuchów lub porąbanego drewna...
Żeby było jasne, to ja do tej książki nic nie mam.
Jest zabawna. Na prawdę. Wnioskuję zatem, że dobrze przetłumaczona.
Tematyka swojsko szpitalna. Ubawi zarówno miłośników dra House'a, jak i innych szpitalnych seriali (no, nie znam, nic mi nie przychodzi do głowy, ale na pewno jakieś są). Książka z pogranicza nie wiadomo czego. Ku czystej rozrywce i zabawie. Wesołemu rechotaniu. Chichotom. Trochę parodii, trochę absurdu, trochę świetnych skojarzeń.
Bogate, kolorowe ilustracje stworzył Francois Ruyer.
Koncepty przednie.
Rządzi dr Słoń. I to jest najmniej dziwne.
Suseł jest wiecznie zasypiającym anestezjologiem.
Asystentoperze chętnie pobierają krew pacjentów. Na miejscu.
Jest Kura oddziałowa.
Prosiaki z Czerwonego Ryjka.
Kret - okulista.
Dr Tse-Tse, świetny (we własnym mniemaniu) owadochirurg.
Psychorożec.
...a są jeszcze pacjenci.
- Doktorze, szybko!
Prosiaczki z Czerwonego Ryjka podtrzymywały omdlałego królika.
- Co mu jest? - zaniepokoił się doktor Słoń.
- To pielęgniarz, który robił sztuczne oddychanie ślimakowi.
Ranny czuje się dużo lepiej, ale królik nie wygląda dobrze.
Doktor pokiwał głową.
- Rzeczywiście, to nie był zbyt przyjemny zabieg... Ale konieczny.
Testowane niegdyś na znajomym chirurgu. Nie zgłaszał zastrzeżeń merytorycznych.
Fabrice Lelarge
ilustrował Francois Ruyer
wyd. Siedmioróg 2004
oprawa twarda
ilustracje = tekst
Czytaliśmy i szkoda, że nie opisałem, bo ubaw był rzeczywiście niezły :) Żal, że to nie seria.
OdpowiedzUsuńWiesz, jakoś mimo wszystko nie żałuję, że to nie seria... Trudniej byłoby zakopać... :-)
UsuńA tak serio wszyscy odetchnęli, jak tata przywiózł Norkę zagłady... W dodatku jako nadworny czytacz komiksów on czyta.
Szpital był jedną z ulubieńszych mojego syna (w końcu odpowiedni dowcip) i cały czas mile go wspomina, a właśnie zdał do piątej klasy.
OdpowiedzUsuńI jeszcze: to książka z czasów, gdy Siedmioróg miał jeszcze ambicje... Zatem i forma i tłumaczenie pierwszorzędne. Łatwo bowiem położyć książkę tego typu w tłumaczeniu.
UsuńW kwestii formalnej - "naprawdę" piszemy razem.
OdpowiedzUsuńNaprawdę? :-) Dzięki. Mogę zwalić na upalne rozmiękczenie mózgu, naprawdę!
UsuńPrzepraszam za wyrażenie, ale ta książka mnie rozwaliła kompletnie: wiecznie śpiący suseł, nietoperze wampiry pobierające krew, boanestozjolog. Dzięki rzeżucho za wyciągniecie i opisanie tego, bo przeszlibyśmy koło książki nawet nie biorąc do ręki - ilustracje zupełnie nie w naszym guście. Chociaż, im dłużej czytamy, tym coraz nam lepiej tekst i obrazki współgrają. Swietnie działa na wyobraźnię, także tę językową - H. jeszcze troszeczkę za młody, ale jak boję się myśleć o jego słownych kreacjach po przerobieniu dziełka.
OdpowiedzUsuńI tylko dodam, że zaskakująco solidne wydanie, bo książka jest sporych rozmiarów, z ciężką, twardą okładką, więc jest co trzymać w łapkach.