Prawdopodobnie to dla nich nawet lepiej, gdy ich książki nieco je przerastają. Książki dla dzieci powinny zawsze, podobnie zresztą jak i ich ubrania, pozostawiać możliwość dorośnięcia do nich; a książki dodatkowo powinny stanowić bodziec do tego dorastania.
J.R.R. Tolkien

niedziela, 30 listopada 2014

Pinokio

Obiecałam sobie w listopadzie jeszcze coś niepatriotycznego. Więc o patriotyzmie lokalnym po kądzieli będzie kiedy indziej.
Teraz bajka. Klasyka.
Coś co czytaliśmy jesiennymi wieczorami, na zamówienie Brata, który widział gdzieś kiedyś film. Pinokio.



Przyznam szczerze, moja wcale nieulubiona bajka.
Nigdy nie przepadałam za głupim i denerwującym pajacykiem, uparcie dążącym do samozagłady, a przy okazji przyprawiającym o ciężkie zgryzoty wszystkich okolicznych dorosłych (może z wyjątkiem hodowcy osłów). Jednakowoż klasykę należy znać. Ale pewnie obowiązek poznawania akurat tej klasyki przesunęłabym na bliżej nieokreśloną przyszłość i z chęcią odstąpiła ją szkole (jak mniemam Pinokio dalej mieści się w kanonie lektur?), gdyby nie przypadek i forma.

Przypadkiem bowiem kiedyś natknęłam się na Pinokia w zaskakującej formie. Duża książka, naprawdę spora, 37 x 29 cm, nie mieści się na stojąco na żadnej półce. Więc okazała, w twardej oprawie i z ilustracjami. Nie Szancera, nie disnejowskimi, nie Innocentiego nawet. Ilustrowała Manuela Adreani. Ilustracje z okolic Sekretu Eleonory i księżniczek, o których kiedyś pisałam. Choć włoski tym razem. Duży, kolorowy, bajkowy ten Pinokio. Ładny.


Ale jest w nim jeszcze coś, co spodobało mi się nawet bardziej niż ilustracje. Układ graficzny (Marinella Debernardi). Czytelny, przestrzenny, z poszanowaniem dużych marginesów, na których jak trzeba mieszczą się małe motywy ilustracyjne, z wyróżnionymi niektórymi partiami tekstu, a czasem bawiący się ich kształtem.


I jeszcze o tekście. Już na okładce jest wyraźnie napisane: na motywach powieści Carla Collodiego. W pierwszej chwili nieco odstraszające. Nigdy nie wiadomo, co wyjdzie z takiego na motywach. Ale, że ładne, że ilustracje, że Brat zapragnął, bo historię już znał, wzięłam. Czytaliśmy na głos wieczorami. Ku mojemu zdumieniu całkiem sprawnie. Czyta się to dobrze. Nie jest zbyt długie, nie jest rozwlekłe. Wersja skrócona - okazuje się, że w tym przypadku to zupełnie nie wada (tym bardziej, ze jak wspominałam, nie pałam przesadną miłością do oryginału). Wszystkie ważne i charakterystyczne elementy powieści zostały zachowane, ale w proporcjach w sam raz dla młodszych dzieci. A właściwie w proporcjach w sam raz dla wszystkich.


W świetle nadchodzących Świąt i poszukiwaniu prezentów mogę wspomnieć, że przy tak okazałej i atrakcyjnej formie, cena tych książek jest zaskakująco przystępna. TYCH książek, bo jest także tej samej ilustratorki i w tej samej formule i formie Alicja w krainie czarów, o której pewnie kiedyś, jak przeczytamy. Bo prawo serii zadziałało i skoro już wydano dwie... A na stronie ilustratorki można podejrzeć, że zilustrowała także inne klasyczne opowieści. Może też się pojawią przetłumaczone.

 


Pinokio
zilustrowała Manuela Adreani
adaptacja tekstu Giada Francia
wyd. FK Olesiejuk 2014  
twarda okładka
tekst > ilustracje



5 komentarzy:

  1. Ja też nigdy nie lubiłam Pinokia, ale dwa lata temu pojawił się w naszym domu w słynnej oprawie graficznej Innocentiego, jako prezent gwiazdkowy dla mojej wówczas niespełna sześcioletniej córki. Nie planowałam w tamtym momencie takiej lektury, ale ilustracje przyciągnęły nas obie i niespodziewanie dla mnie Alicja wysłuchała całej książki z dużym zainteresowaniem. Podejrzewam, że moje stare wydanie z ilustracjami Szancera, które też ciągle mam na półce, nie wywołałoby takiego efektu. Na marginesie dodam, że przy ponownej lekturze po wieeelu latach przerwy, najbardziej mnie zaskoczyło, że "znak firmowy" Pinokia, nos wydłużający się po kłamstwie, pojawia się w oryginalnym tekście tylko raz, może dwa razy.

    OdpowiedzUsuń
  2. A tyle już razy przechodziłam obok tej książki. My akurat lubimy PINOKIA. MŁODSZY podjął się w zeszłym roku porównania tłumaczeń. Czytaliśmy po rozdziale jednej i drugiej wersji. Był zafascynowany różnicami. A tutaj "ADAPTACJA"... Może następnym razem wpadnie mi do torby ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe :) Trzeba się zapoznać. Może i ja się do niego przekonam, bo coś nie mogę ( tak, jak do Puchatka ).

    OdpowiedzUsuń
  4. Niby przeczytałam o tym formacie, że duży, ale zamówiłam dla znajomej dziewczynki i szczęka mi opadła, kiedy przyszła paczka. OGROMNA jest ta książka! Świetnie wydana, za małe pieniądze. Dzięki ze polecenie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. >Bo prawo serii zadziałało
    Tjaa, poza prawem serii jest jeszcze prawo bloga... tego bloga:-) I bardzo dobrze, książka i do nas dotarła, rozmiar i ilustracje zachwyciły i nas - dzięki za wpis, rzeżucho
    - groszkowa

    OdpowiedzUsuń