Prawdopodobnie to dla nich nawet lepiej, gdy ich książki nieco je przerastają. Książki dla dzieci powinny zawsze, podobnie zresztą jak i ich ubrania, pozostawiać możliwość dorośnięcia do nich; a książki dodatkowo powinny stanowić bodziec do tego dorastania.
J.R.R. Tolkien

poniedziałek, 15 października 2012

Goryle

Atak goryli.
Kilka dni temu Brat wyciągnął BUM!BUM!!BUM!!! i kazał sobie czytać. Potem kilkakrotnie temat goryli i walenia się w klatę powracał. Goryle i inne maupki bywały na tapecie.
Do tego stopnia, że zaskoczona telefonem i pytaniem "co dla Brata z okazji urodzin?" odpowiedziałam koleżance, że ...goryle. Możliwości teraz takie, że mówisz - masz. Brat dostał gorylą rodzinę. Mocna konkurencja dla rycerza na koniu. Z tej okazji wyciągnęliśmy książkę o gorylach. Oczywiście to Daktyle Danuty Wawiłow.


Gdzie się podziały
moje daktyle?
Wyszedłem z domu
tylko na chwilę.
Wyszedłem z domu,
wracam po chwili,
patrzę -
o, rety!

Nie ma daktyli!
 


Jedna z książek mojego dzieciństwa. Nie wiem, czy bardziej z powodu tekstu, czy ilustracji. Czasy były takie, że goryle bliższe mi były niż te zagadkowe daktyle, właściwie nie dziwiłam się, że zniknęły. Chyba podejrzewałam autorkę, że z braku rymu do goryli wymyśliła jakieś słowo. Cały ten wierszyk taki odjechany, że właściwie nic dziwnego, że szukają czegoś, czego w ogóle nie ma.
Za to ilustracje Edwarda Lutczyna są mocno zapisane na twardym dysku mojej pamięci obrazkowej.  Miałam taki wielki plakat z planem lekcji i kalendarzem na cały rok przyklejony nad biurkiem. Chyba. Tzn. plakat na pewno był i był pełen lutczynowych dzieci, ale jego funkcji nie do końca pamiętam. Było też "kultowe" Kurczę blade i właśnie Daktyle. I jeszcze kilka innych. Do pana Lutczyna mam wielki sentyment. Może też dlatego, że wtedy mało co było tak kolorowe, jak jego ilustracje.




Bratu również "kciąszka o gorrrylach" wielce przypadła do gustu. Ja niedługo nauczę się na pamięć (znów). Najbardziej frapującym dla niego fragmentem jest puenta o palmach na głowie. Śmieszne to nie do wytrzymania.

 
Jakby tego mało, gdy już wszystkie dzieci i goryle poszły spać, znalazłam informację, że w listopadzie ukaże się nowa płyta panów z The Rolling Stones. Jak rozumiem, taka będzie okładka:


Wszelkie podobieństwo przypadkowe?







Daktyle
Danuta Wawiłow
ilustrował Edward Lutczyn
wyd. Nasza Księgarnia 1980
oprawa broszurowa
tekst = ilustracje

7 komentarzy:

  1. Mhm, my też "Daktyle" uwielbiamy. Choć znamy je z samych unowocześnionych wersji ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A możesz napisać, jakie to unowocześnione wersje? Bo ja właściwie tylko tego starocia znam. I jeszcze wiem, że są w tym dużym zbiorze ''Poczytaj mi mamo'', który z tego powodu przez krótką chwilę byłam skłonna kupić. No ale to tez jakby to samo.

      Usuń
    2. Pewnie to jest właśnie "unowocześniona wersja".
      Muszę przyznać, że nie jestem wielką fanką rysunków Edwarda Lutczyna, choć sam Edward Lutczyn jest uroczym człowiekiem. Ekspresja jego wyrazu przemawia jednak niesamowicie do mojej córki. Gdy tylko zobaczy jego prace, od razu wiadomo, że będzie to jej ulubiona książka. Lubi zatem "Kurczę blade" oraz "Zarozumiałą łyżeczkę". Te dwie najbardziej. Ale "Daktyle" też.

      Usuń
    3. Wiesz, jak teraz mam taaaki wybór to też może fanką bym nie była. Ale wtedy uwielbiałam, więc świetnie rozumiem Twoja córkę. We mnie został duży sentyment. Wzmocniony jeszcze pewną bardzo miłą wymianą kilku zdań z Panem L. na Targach dwa lata temu.

      Usuń
    4. Sęk w tym, że ona ma ogromny wybór i wybrała właśnie jego. ;)

      Usuń
    5. Nom, "Poczytaj mi mamo" - to jedna, choć jak słusznie zauważyłyście - słabo ona unowocześniona. Druga - nie książkowa lecz audiobookowa - "Rozśmieszanki, rozmyślanki, usypianki" Wawiłow wydane przez Bukę. Z całym sentymentem i zamiłowaniem do książek, muszę przyznać, że bardzo tę wersję audio polubiłam.

      Usuń