Chodzi za mną Nowy Jork. Żeby o nim napisać. Niestety - nie będzie to relacja z wizyty w mieście. Chociaż... Trochę tak. Z wizyty w książce o mieście. Bo na początku grudnia też chodził za mną Nowy Jork, więc mąż dostał od Mikołaja.
Chyba najładniejszą książkę wydaną w ubiegłym roku, tak sobie myślę. Napisana przed ponad pół wiekiem wydana po raz pierwszy w Pradze w 2008. W 2011 w Bonie. Książka, która przeleżała pół wieku dzięki uprzejmości komunistycznych władz Czechosłowacji, które przeznaczyły cały już wydany nakład na przemiał, gdy ilustrator Vladimir Fuka, postanowił zostać Tam na zawsze. Dobrze, że makieta ocalała. Dobrze, że Zdenek Mahler ją odnalazł i dał się namówić na wydanie książki.
Chyba najładniejszą książkę wydaną w ubiegłym roku, tak sobie myślę. Napisana przed ponad pół wiekiem wydana po raz pierwszy w Pradze w 2008. W 2011 w Bonie. Książka, która przeleżała pół wieku dzięki uprzejmości komunistycznych władz Czechosłowacji, które przeznaczyły cały już wydany nakład na przemiał, gdy ilustrator Vladimir Fuka, postanowił zostać Tam na zawsze. Dobrze, że makieta ocalała. Dobrze, że Zdenek Mahler ją odnalazł i dał się namówić na wydanie książki.
Książka, która ma pól wieku, czyli opisuje rzeczywistość sprzed pół wieku, rzeczywistość najbardziej dynamicznego miasta świata. A wydaje się zaskakująco aktualna.
Przepiękna graficznie i typograficznie. Naprawdę dawno tak się nie zachwyciłam żadną książką. Świetne ilustracje, świetne. A do tego tekst. Nie przewodnikowy. Miejscami poetycki. Zabawny. Wciągający w zabawę. Nie bałwochwalczy. Miejscami ironiczny.
Mariusz Szczygieł ma rację pisząc, że oglądając ją chce się pojechać i na własne oczy zobaczyć TAKIE i TO miasto. Właściwie teraz nawet jeszcze bardziej - zabrać książkę ze sobą i porównać nowoczesny Nowy Jork lat 60. z Nowym Jorkiem XXI wieku.
Myśmy postanowili potraktować ją (teraz) jako wstęp do wycieczki do Nowego Jorku (kiedyś). Może jeszcze bardziej kiedyś zastąpi nam pamiętnik i notatnik z podróży.
Jasne, trudno Nowy Jork podciągnąć pod kategorię "Stasiek poleca" już dziś. Ale mam nadzieję, że chłopcy będą ją oglądali kiedyś. I dzięki niej zobaczą, jak można pokazać miasto, jak można wykorzystać litery, kreski, stare bilety i plan metra; jak można zrobić świetną książkę. No i dowiedzą się, co to takiego, ten Nowy Jork.
Nowy Jork
Zdenek Mahler
ilustrował Vladimir Fuka
wyd. Bona, Kraków 2011
oprawa twarda
obraz = tekst
Polecana na roznych blogach. Wychwalana. Kupilam, mam, doszla do mnie wczoraj pod palme! Synek dwulatek, ale to tak na przyszlosc poki jest i nie zniknela. W dalekich planach najpierw ksiazka, potem wyprawa do Nowego Jorku. Albo odwrotnie. Jak fajnie, ze sa takie ksiazki! Jaka szkoda, ze nie bylo ich, gdy bylam mala... Ale wtedy wyjazd do Nowego Jorku to bylo science-fiction i utopia:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Malgorzata
No właśnie, ale ja nie uważam, żeby to była książka "dla dzieci". To po prostu książka, cudnie ilustrowana. Dlatego kupiliśmy ją SOBIE tak na prawdę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Po przemyśleniu sprawy i tego, co napisała Małgorzata. To nie jest tak, że w naszym dzieciństwie nie było takich książek. Paradoksalnie były, a mój zachwyt nad "NJ" wynika chyba trochę z sentymentu. Dla mnie w jakiś sposób podobne są książki w świetnym opracowaniu graficznym Butenki. Moja ulubiona "Mała encyklopedia o książce'', czy "Całe życie Marianny" np. Tam jest zabawa typografią, kolażem, fotografią, tekstem i komiksem, dopowiadająca nowe treści do tekstu zasadniczego.
OdpowiedzUsuńMoże i były, ale… Zdecydowanie mniej niż teraz, zwłaszcza w segmencie dla małych dzieci (nie przypominam sobie np. tekturowych książeczek dla maluchów). Gorzej wydane, mniej trwałe. A przede wszystkim – trudno dostępne. Akurat moje wczesne dzieciństwo (przełom lat 70/80) przypadło na czasy, kiedy w sklepach nie było praktycznie NIC. Rodzice dbali o to, żeby były w domu książki, ale i tak miałam ich zdecydowanie mniej niż mają moje dzieci.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Bruy-ere
Alez ja napisalam przeciez, ze to na pozniej, tak pewnie na srodek podstawowki oceniam. I nie neguje, ze wiele fajnych ksiazek bylo (ale tego akurat nie bylo a szkoda, bo to nie nowosc i moglo byc) W tej samej paczce co "NJ" przyszedl do nas np. "Gucio i Cezar"... Gaudasinska, Rychlicki, Wilkon to przeciez swiatowe nazwiska... Wiele wspanialych ksiazek mialam w domu, byly tez w bibliotece, ale nie czarujmy sie, w malym miasteczku nie wszystko bylo dostepne. A i te wspaniale ksiazki po latach okazaly sie niestety czesto kiepsko, niechlujnie wydane, tak naprawde. Litery i ilustracje sie rozmazuja, zauwazam tez bledy ortograficzne. Jasne, ze wciaz zamawiam na allegro ksiazki z dziecinstwa, ale czesto ich jakosc mnie rozczarowuje...
OdpowiedzUsuńprzy okazji dziekuje za inspiracje - o czesci "staroci" przypomnialam sobie tu wlasnie, czesc kupilam choc w dziecinstwie nie czytalam (np. duetu Lukesova/Kudlacek)
pozdrawiam
Malgorzata