Dla mnie osobiście hitem, a dla Stacha świetną zabawą była książka mysiowej autorki, Lucy Cousins, Fik w dżungli. Wielki format (>A4), sztywne, ale nie tekturowe kartki, bajeczne ilustracje, strony powycinane, nakładające się na siebie i tworzące dodatkowe kompozycje. Przepiękna. A fabuła taka, że mama lemur, szuka małego lemura i zagląda w różne zakamarki (bo widać np. tylko oko zza krzaka), a tam całkiem inne, świetnie odmalowane zwierzaki. Oczywiście historia kończy się odnalezieniem synka!
Lucy Cousins
Fik w dżungli
wyd. endo 2002
okładka twarda
obrazki > tekst
Bardzo podoba mi się ta książeczka, aż sama mam ochotę ją przeczytać. Zamówiłam ją już w księgarni i zobaczymy jak spodoba się Antkowi. Zastanawiam się czy nie jest jeszcze za malutki,ale co tam.W końcu macierz też musi mieć jakąś przyjemność!
OdpowiedzUsuń>Oczywiście historia kończy się odnalezieniem synka!
OdpowiedzUsuńAle na tyle sprytnie zamaskowanego, że za pierwszym razem trochę nam zeszło, zanim natrafiliśmy na odpowiednią klapkę. A nawet, jak już ten mały Fikuś prawie że wypada z książki i droga do jego kryjówki naznaczona jest dzieciątkami podartych gałązek, krzaczków i kwiatków (u nas hitem były kwiaty puch-puch i drzewa tam-tam) i H. zaczyna czytanie od: tu jest fikuś i otwarcia ostatniej strony, to my także mamy ogromny sentyment do tej książki i od czasu do czasu niezmiennie do niej zaglądamy.
Dzięki za podpowiedź,
serdecznie pozdrawiamy - groszki