Prawdopodobnie to dla nich nawet lepiej, gdy ich książki nieco je przerastają. Książki dla dzieci powinny zawsze, podobnie zresztą jak i ich ubrania, pozostawiać możliwość dorośnięcia do nich; a książki dodatkowo powinny stanowić bodziec do tego dorastania.
J.R.R. Tolkien

niedziela, 3 marca 2013

Po norwesku

Zainteresowanie książkami dla dzieci jako hobby osoby dorosłej najbliższe* i nieco dalsze otoczenie nieco dziwi. Początkowo otoczenie jest zdziwione, potem patrzy pobłażliwe mając nadzieję że szybko przejdzie, przez chwilę ignoruje, a gdy objawy nie mijają, przechodzi do porządku dziennego. I przestaje się dziwić. W nielicznych szczęśliwych przypadkach zaraża się i wybucha pełnym zrozumieniem. Na ogół jednak (poza tą częścią, która nie wychodzi z etapu ignorowania) w końcu wspiera i kibicuje (werbalnie głównie, niestety rzadko finansowo), dopytuje co tam nowego, czasem pyta o radę. A zdarza się, że od czasu do czasu coś wygrzebie we własnej piwnicy, lub na strychu, albo nawet specjalnie zakupi coś lub przywiezie z dalekiej podróży, ze słowami "jak wpadło mi w ręce pomyślałam/łem o Tobie" (proszę zauważyć, nie o dzieciach pomyślał/a, na tym etapie znajomości z hobbystą otoczenie już świetnie zdaje sobie sprawę, że nie ma po co mieszać w to wszystko dzieci).


* To całkiem naj-najbliższe otoczenie zwykle przechodzi owo zadziwienie nieco inaczej, na podłożu ekonomiczno-logistycznym, bywa, z ostrymi fazami buntu lub niemrawymi protestami (w zależności od charakteru oraz zaangażowania) dotyczącymi na ogół jednego z trzech zagadnień: wyciągów z konta, informacji o konieczności zakupu kolejnego regału lub próśb o jego montaż. 


Zaczynam tym przydługim wstępem, bo właśnie tą drogą - "jak wpadło mi w ręce pomyślałam o Tobie" - otrzymałam ostatnio książeczkę od koleżanki. Spodobały jej się ilustracje, zaciekawiło nazwisko na okładce. Książeczka jest mała, kolorowa, z obrazkami. Dla dzieci. Po norwesku. Dla porządku napiszę, że norweskiego nie zna ani moja koleżanka, ani ja. Stasiek i Brat też nie znają norweskiego. Książeczka napisana po norwesku, wydana w Norwegii, zilustrowana jest przez ...Polkę. Tym sposobem dowiedziałam się o Małgorzacie Piotrowskiej, jednej z najbardziej rozpoznawalnych i znanych ilustratorów ...norweskich właśnie. Jak to się stało, można dowiedzieć się z wywiadu.

Książka jest o chrzcie Ragny, młodszej siostry Sverrego - przygotowaniu do niego i samym obrzędzie oraz towarzyszącej mu rodzinnej uroczystości. Zapewne ma tłumaczyć sakrament najmłodszym, wprowadzać ich w jego znaczenie. Dla nas ciekawostką może być fakt, że chrztu udziela pani pastor (zapewne luterańska, skoro to Norwegia?), która sama odwiedza w domu rodzinę Sverrego i opowiada mu o nadchodzącym wydarzeniu. Nie znam norweskiego, wszystkiego tego można się domyślić oglądając ilustracje Małgorzaty Piotrowskiej. Sądząc po niewielkiej ilości tekstu, który im towarzyszy, skłonna jestem przypuszczać, że to one głównie "opowiadają".


Hmm, mam już kilka książek w różnych dziwnych językach. Może kiedyś zbiorczo o nich napiszę? Albo rozpiszę konkurs "o czym one są" na podstawie ilustracji... Nie wszystkie są tak jednoznaczne, jak ta (np bardzo tajemnicza książka z Izraela o warzywnych zwierzętach...)

 




Anne Grete Listrøm
Sverres veslesyster skal døypast
ilustrowała Małgorzata Piotrowska
wyd.  IKO-Forlaget, Oslo, 2008
oprawa twarda tekst = ilustracje


4 komentarze:

  1. "To całkiem naj-najbliższe otoczenie zwykle przechodzi owo zadziwienie nieco inaczej, na podłożu ekonomiczno-logistycznym, bywa, z ostrymi fazami buntu lub niemrawymi protestami (w zależności od charakteru oraz zaangażowania) dotyczącymi na ogół jednego z trzech zagadnień: wyciągów z konta, informacji o konieczności zakupu kolejnego regału lub próśb o jego montaż."

    Doskonale to ujęłaś - mam to samo ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Moje najbliższe otoczenie wzdycha, bo kolejnych regałów nie ma już gdzie stawiać a na większy metraż na razie widoków brak (najbliższe otoczenie, na szczęście ma ten sam pomysł na życie, co ja i zwerbalizowało je kiedyś: "nie potrzebuję dużych pieniędzy, byle było za co kupić książki". Samo je jakoś rzadko kupuje, wskazuje je tylko i pyta "dlaczego tego jeszcze nie MAMY???").
    Mniejsze najbliższe otoczenie robiło dzisiaj najmilszą na świecie dwugłosową awanturę pod tytułem "jak to wyłączamy światło i spać!!!" (Starszemu się nie dziwię, przeczytał w weekend 4 ostatnie części "Narnii" i zostały mu do końca 2 czy 3 rozstrzygające rozdziały!!!)

    OdpowiedzUsuń
  3. jaka ladna prezentacja ksiazki z moimi ilustracjami- dziekuje serdecznie! Ksiazki zyja dzieki tym ktorzy je kupuja, czytaja, ogladaja i doceniaja. Zyja swoim tajemniczym zyciem o ktorym malo wiem po" wypuszczeniu ich w swiat". I tylko czasami ,calkiem przypadkowo , ku wielkiej radosci dowiaduje sie ze zamieszkaly w jakis przyjaznych miejscach.I na dodatek, co za niespodzianka, trafily do Polski
    Serdecznie pozdrawiam Malgorzata Piotrowska

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam serdecznie.

      Usuń