Prawdopodobnie to dla nich nawet lepiej, gdy ich książki nieco je przerastają. Książki dla dzieci powinny zawsze, podobnie zresztą jak i ich ubrania, pozostawiać możliwość dorośnięcia do nich; a książki dodatkowo powinny stanowić bodziec do tego dorastania.
J.R.R. Tolkien

niedziela, 25 grudnia 2016

Świątecznie



Mili Drodzy Czytacze, Oglądacze, Komentatorzy, Przyjaciele i Znajomi, Znani i Anonimowi!
Świątecznie życzymy Wam wszelkiej pomyślności, 
oczywiście ze szczególnym uwzględnieniem tej książkowej, teraz i zawsze. 
I Czasu.
W Święta i w Nowym Roku.

Z podziękowaniem corocznym, niezmiennym, najserdeczniejszym za to, że jesteście i czytacie.

Marta, Stasiek i Brat




A u nas choinka w tym roku bardzo, bardzo komiksowa!
Dziękujemy wszystkim Mikołajom, Gwiazdorom, Aniołkom i Gwiazdkom z bliska i z daleka!


wtorek, 20 grudnia 2016

Grudzień

Druga książka Marcina Szczygielskiego, którą miałam okazję i przyjemność niedawno przeczytać. Książka grudniowa. Książka, która ma swój finał, bardzo mocny finał, w konkretnym momencie Prawdziwej Historii. W grudniu 1981 r. 35 lat temu.

Ale zanim będzie grudzień, TEN grudzień, poznajemy Michała, który jest wychowankiem Domu Dziecka w Siemianowicach. Przynajmniej na początku tam. Poznajemy szczegółowy rozkład dnia takiego domu, typologię wychowanków i nauczycieli, kilka historii, które się Michałowi tam przytrafiły, kilka osób, z którymi się związał. Choć Michał nie lubi się wiązać, bo doświadczenie nauczyło go, że bardziej boli, gdy takie osoby znikają, a zawsze w końcu znikają. Lepiej nie ryzykować. Pierwsza część książki jest zatem opisem typowego, jak mniemam, "bidula" i niezbyt kolorowego życia dziecka nieco bardziej wrażliwego niż przeciętne. A potem jest inny Dom Dziecka. Nietypowy (wtedy, chciałabym wierzyć, że teraz już nie). Prowadzony przez otwartą osobę dbającą o coś więcej niż tyko podstawowe potrzeby wychowanków. Przykładającą wagę do ich uzdolnień, upodobań, możliwości. Druga część jest o budowaniu więzi, o przechodzeniu z indywidualności w zespół, o współpracy.

Ujęło mnie motto książki - słowa Emmy (wypowiadane oczywiście w mojej głowie głębokim głosem Zofii Rysiówny), którymi tłumaczyła Muminkom, czym jest teatr.  Bo jest to też książka o teatrze, jak sam tytuł wskazuje. Niebywale trafne motto, teatr dzieci z Domu Dziecka staje się dla nich rzeczywiście najważniejszą rzeczą na świecie, a innym ludziom pokazuje, jakimi mogliby być, jakimi pragnęliby być - choć nie maja na to odwagi - i jakimi są.

Gdzieś w tle mimochodem toczy się Historia. Historia objawiająca się kolejkami, kartkami, schabem darowanym pani w urzędzie, szeptami, urywanymi rozmowami dorosłych, walizkami pełnymi papierów, transparentami i napisami na murach. Szczygielski opisuje ją słowami Michała jako tło wydarzeń, ale czytelnicy, którzy przecież "wiedzą więcej", odczytają wszystkie te symbole bezbłędnie. A na koniec Historia przestaje być tłem i dramatycznie wchodzi w życie bohaterów.

Dorośli w książce w pewnym momencie próbują wytłumaczyć Michałowi, a razem z nim czytelnikowi, o co chodzi w toczącej się Historii:
...trzeba walczyć o coś znacznie ważniejszego. O wolność. (...) Ludzie się zjednoczyli, a tego nie da się zatrzymać. 
Od tamtego grudnia minęło już 35 lat.

Teatr... postawiłam na półce Ważnych Książek obok dukajowego Wrońca. Przyjdzie kiedyś czas, że chłopaki też będą "wiedzieli więcej" i mam nadzieję, że ją przeczytają. I będziemy o niej rozmawiać.

Książka została nagrodzona w tym roku I miejscem w IV Konkursie Literackim im. Astrid Lindgren na współczesną książkę dla dzieci i młodzieży, w kategorii wiekowej 10-14 lat.

Wydawnictwu dziękuję za książkę.






Teatr Niewidzialnych Dzieci
Marcin Szczygielski
wyd. Instytut Literacki Latarnik 2016
oprawa twarda
książka do czytania

piątek, 16 grudnia 2016

Niebieskie drzwi

Po fantastycznej serii o przygodach Mai, Ciabci i Monterowej, która jest zupełnie, nomen omen, bajkowa, zaczynam odkrywać, że Marcin Szczygielski to nie tylko Czarownica piętro niżej czy Tuczarnia motyli (a czytamy właśnie trzeci już tom). Szczygielski, autor jak niewielu innych współczesnych, utytułowany i nagrodzony na wszelakie sposoby, książek napisał już sporo, jednak poza majkową serią są to książki dla Straszaków raczej. Ostatnio odkryłam dwie, Za niebieskimi drzwiami i Teatr Niewidzialnych Dzieci. Obie bardzo dobre, zasługują na osobne wpisy. Dziś niebieskie drzwi.

Zaczyna się trzęsieniem ziemi, a potem napięcie rośnie. Dwunastoletni Łukasz wyjeżdża z mamą na wyczekane wakacje, ale po drodze mają wypadek. W jego wyniku, po długich tygodniach spędzonych w szpitalach, Łukasz kuleje i z trudnością porusza się o kulach, a jego mam wciąż leży pogrążona w śpiączce. Chłopcem zajmuje się starsza sąsiadka, ale wkrótce zjawia się dziwna, nigdy nie widziana ciotka i zabiera Łukasza na drugi koniec Polski, z dala od szpitala, mamy, sąsiadki, znanego, choć wywróconego do góry nogami świata.
W nowym miejscu, w dziwnym domu-pensjonacie nad brzegiem morza chłopiec poznaje nie tylko ciotkę i rodzinną historię, ale sam dom z jego tajemnicami ukrytymi za niebieskimi drzwiami. Odkrywa magię i inny świat, początkowo uroczy i fascynujący, który jednak z czasem staje się groźny, zagrażając także światu "normalnemu". W końcu Łukasz znajduje też nowych przyjaciół, którzy pomogą mu poukładać sprawy, które wymknęły się spod kontroli.

W trakcie czytania przyjemne dreszcze pełzają po plecach (jak ciotka po suficie), a napięcie trzyma do ostatniej chwili.
Podoba mi się w tej książce koncept, że uratować świat można za pomocą poszewki na poduszkę i sekatora. Nie potrzeba czarodziejskich artefaktów, magicznych przedmiotów, po które trzeba się najpierw udać w niebezpieczną, pełną przygód drogę (choć takie klasyczne opowieści również bardzo lubię). U Szczygielskiego, choć okoliczności są jak najbardziej magiczne i niezwykłe, wystarczy mieć głowę na karku i użyć tego, co jest pod ręką. Tak po prostu.

A zakończenie, które wywraca wszystko do góry nogami, pozostawia z trochę niedomkniętą buzią i pewną furtką na kontynuację, też niczego sobie.

Niedawno w kinach pojawił się film na podstawie książki. Nie miałam jeszcze niestety okazji się wybrać, zastanawiam się też, czy może mi towarzyszyć dziewięciolatek (ta pełzająca ciotka jednak...)? Mam nadzieję, że film w pełni wykorzystał potencjał opowieści.






Za niebieskimi drzwiami
Marcin Szczygielski
wyd. Instytut Wydawniczy Latarnik
Oficyna wydawnicza AS 2014
miękka oprawa
książka do czytania

wtorek, 13 grudnia 2016

Tacierzyństwo

Ponieważ oczekujemy na Wyklucie (nie, nie u nas... ale niedaleko), miałam alibi.
W te pędy skorzystałam, bo jak nie skorzystać. Wszak nam nie wypada już takich tekturzaków kupować niestety, staram się nawet nie patrzeć w ich stronę, bo dziedzina ta rozrasta się nieprawdopodobnie i tak fantastycznie, że kusi straszliwie. A dzieci już szkolne wszak. Ale tym razem alibi. Więc w te pędy.

Konik morski, Eric Carle. Pan od wszechświatowej gąsienicy żarłocznej. No, jak ja jednak lubię te ilustracje. A w sumie chłopaki jakoś nie mieli dużo poza gąsienicą oczywiście i świetlikami... Chyba wtedy (tak dawno, dawno temu, jakieś sześć czy cztery lata...) jeszcze nie było aż tylu, takich.


A ten koni morski taki uroczy. I całe to podwodne towarzystwo. Jak na kogoś, kto morze ogląda raz na ...lat, a i to z reguły przypadkiem, to mam dziwny pociąg do podmorskich ilustracji.
Może dlatego, że podmorski świat malowniczy jest. Jeśli dodać do tego malowniczość Erica Carle, to bajka. A tu jeszcze niespodzianki, szybki-malowanki, folijki-zakrywajki...












Treściowo jest to książka o tacierzyństwie. Okazuje się, że nie tylko konik morski - tata opiekuje się swoim potomstwem, więcej jest takich zaangażowanych rodzinnie podwodnych ojców: tilapia, kurtus, iglicznia, sumik. I każdy na swój sposób ogarnia temat.
W sam raz więc to prezent nie tylko dla OMC Wyklutego, ale i dla jego Pierwszy-Raz-Taty.






Eric Carle,
Konik morski
wyd.Tatarak 2016
książka obrazkowa
książka kartonowa


niedziela, 11 grudnia 2016

3 w 1

Zdarza się wam po przeczytaniu lub obejrzeniu książki żałować, że to już i po wszystkim? Zdarza się Wam sięgać po nią po raz drugi, trzeci, kolejny? Jasne. Odkrywa się wtedy to, co umknęło za pierwszym razem, drugim trzecim, kolejnym...
A co by było, gdyby książka była tak na prawdę trzema książkami na raz? Gdyby na prawdę, przy każdym kolejnym oglądaniu, była książką INNĄ, odkrywającą INNE opowieści, obrazy, tajemnice? W tym samym miejscu, na tej samej stronie?


Nie ma co gdybać. Takie książki są, prawdziwe, jak najbardziej papierowe wcale nie elektroniczne cuda-niewidy komputerowe. Stworzyła je Aina Bestard, wydał Tatarak. Dwie zupełnie fantastyczne książki. Jedna o tym, co kryje las, a druga o tym, co kryje morze. Sama nie wiem, którą wolę. Brat obie.


Na pierwszy rzut oka dziwne, kolorowo - niekolorowe. Tylko żółty, czerwony niebieski. I jakiś taki miszmasz wszystkiego. Okazuje się, że książka jest wyposażona w specjalne szybki, przez które należy oglądać ilustracje: czerwoną, niebieską i zieloną. I cud! W zależności przez które szkiełko patrzymy, widzimy co innego. Raz widać królika, raz trawę, a raz kupkę liści. Raz wodorosty, raz małża, a raz fale i piasek. Czary mary. Można tak, jak podaje instrukcja, każdą stronę oglądać po kolei przez wszystkie szybki. A można najpierw całą książkę przez jedna szybkę, potem przez drugą, potem przez trzecią... W ten sposób ma się trzy zupełnie inne książki.





Obrazkom towarzyszą jakieś teksty, również dla porządku oznaczone odpowiednim kolorem, żeby było wiadomo, co przy jakiej szybce czytać, ale... nie mamy czasu czytać, kiedy oglądamy. Ha, a jak się ma obie książki, to można we dwójkę oglądać tę samą, bo wtedy każdy ma swój zestaw szybek.




Zajmie każdego oglądacza na dłuższą chwilę.
A książki z czarodziejskimi okularami lubimy od czasów podwodnego Jasia.


Co kryje las?
Co kryje morze?
Aina Bestard
wyd. Tatarak 2016
oprawa twarda
książki obrazkowe