Prawdopodobnie to dla nich nawet lepiej, gdy ich książki nieco je przerastają. Książki dla dzieci powinny zawsze, podobnie zresztą jak i ich ubrania, pozostawiać możliwość dorośnięcia do nich; a książki dodatkowo powinny stanowić bodziec do tego dorastania.
J.R.R. Tolkien

poniedziałek, 31 grudnia 2012

Yecik plecik

Teraz mój faworyt podchoinkowy. Zresztą wszyscy go bardzo polubiliśmy. Ich? Ją?
Książka o zimie, górach i dwóch braciach. No jak dla nas stworzona. I w sam raz na te porę roku, choć póki co śniegu poskąpiło, dzieci od trzech dni meczą jakieś trzy podstarzałe zaspy przycupnięte na zupełnie zielonym trawniku. Więc przynajmniej miło o śniegu poczytać i pooglądać. Yeti Evy Susso z ilustracjami Benjamina Chauda. Czyli rodziców Babo, Binty i Lalo, o których my akurat nigdy nie pisaliśmy. Od momentu obdarowania obowiązkowa wieczorna lektura Brata.

Więc zimowa książeczka dla starszych Najmłodszych, choć okazuje się, że Stasiek stara się nie opuścić żadnej okazji, kiedy książka jest czytana Bratu. No, bo fajna jest, ja też staram się nie opuszczać tych okazji. 


Smok jak smok

Pora podzielić się tym, co było pod choinką. Choć w tym roku książek dużo nie było - w liście do Mikołaja królowały legoludki ninja i strój pirata (to Stasiek), koń, rycerz na koniu i pan na koniu (to Brat). Książki jako produkt codzienny i powszechnie dostępny nie dostąpiły tej łaski. Zresztą wszystkie hity, które u innych znalazły swoje miejsce pod choinką u nas nie doczekały tej uroczystej okazji i już dawno zostały wydane publiczności... Jednakowoż zasada, że przynajmniej jedna książka dla każdego zadziałała i tak. Przyjemnie za to, że każda z tych podchoinkowych znalazła uznanie w oczach obdarowanych i czytamy je od tygodnia na zmianę.


poniedziałek, 24 grudnia 2012



Radosnych Świąt Bożego Narodzenia
i oczytanego Nowego Roku
- tego Wam życzymy
Marta, Stasiek i Brat






piątek, 21 grudnia 2012

Bardzo ładna książka o Bożym Narodzeniu

W zasadzie tytuł mógłby robić za cały opis. Bo właśnie tym jest książka Bóg się rodzi Macieja Krupy i Kuby Szpilki - bardzo ładną książką o Bożym Narodzeniu. Za ładność w dużej mierze odpowiada Józef Wilkoń, ilustrator doskonały jeśli chodzi o oddanie mroźnej zimy (i zmarzniętych zwierzątek), zanurzonych w śniegu lasów, domków i chatek, oświetlonych kolorowymi światełkami miast, nocy. Ale nie tylko, bo opracowanie graficzne też na medal - dużo miejsca, żadnych przymałych marginesów, tłoku, staranne rozplanowanie każdej strony... spokój tchnie z tej książki nie tylko za sprawą nastroju treści i ilustracji.
O kilku pojęciach, bez których Święta nie mogą się obejść.

czwartek, 20 grudnia 2012

Piernikowe miasto.

Pieczenie pierników, czytanie o piernikach i - a jakże - pisanie o piernikach przypomniało mi o jeszcze jednej książce. To moja "książka domowa", która zawsze była w moim domu rodzinnym na wyposażeniu jakby, pod ręką, choć nigdy nie należała do lektur codziennego użytku. Wyciągana gdy potrzebna była do odrabiania lekcji "z legend", z czasem stała się także lekturą dla przyjemności. Zwykle przekładana przy szukaniu czegoś innego dziwnie przyciągała, co kończyło się porzuceniem poszukiwań i podczytywaniu, choć przez chwilę. Z czasem nauczyłam się doceniać czarno-białe grafiki Wiesława Majchrzaka, które ją zdobią. Polubiłam jeszcze bardziej. Ostatnio przewiozłam ją na drugi koniec Polski, żeby mieć w domu kawałek domu i piernikowych korzeni.
Piernikowe miasto Franciszka Fenikowskiego.

Czy mnie kochasz?

Kolejna zimowa, czy też raczej śniegowa (w tle) opowieść z tego samego źródła (czyli bogatej biblioteczki Zenka, któremu machamy). Wariacja na temat "jak bardzo mnie kochasz", moim zdaniem dużo lepsza od zajęczej
Także etnograficzno-etniczna, choć z innego kontynentu. Osadzona na dalekiej północy, wśród śniegów Alaski i Innuitów, bo ilustratorka, Barbara Lavallee mieszka na Alasce właśnie. Bardzo zresztą atrakcyjnie jest ta książeczka wymalowana. I kolorowo. 
Ale sama opowieść jest bardzo uniwersalna i choć w tym przypadku ilustratorka umieściła ją w swoich ulubionych dekoracjach, równie dobrze mogłaby mieć dowolny sztafaż (co zresztą się zdarzyło).


środa, 19 grudnia 2012

Zimowa rękawiczka

Brat lubi słuchać o rękawiczce. Czytamy ostatnio codziennie przed snem. O rękawiczce białej jak śnieg zgubionej w śniegu. Czy w takiej rękawiczce zmieściłby się kret? Jasne. To byłby ciepły domek w sam raz dla niego. A królik? Pewnie mały też by się zmieścił, rękawiczka jest wydziergana przez babcię, więc rozciągnie się nieco i królik także znajdzie w niej schronienie. A jeż? Pod warunkiem, ze kret i królik się posuną nieco. A sowa? A borsuk? A lis? A ...niedźwiedź? I czy znajdzie się tam jeszcze miejsce dla malutkiej myszki?


niedziela, 16 grudnia 2012

Piernikowo

Pora przedświąteczna budzi we mnie patriotyzm lokalny, domowy, poszanowanie tradycji i co tam jeszcze. W zasadzie pierniczki budzą. Piekę i wiem, gdzie moje korzenie! (nie mylić z przyprawą do piernika). Robię pierniczki co roku, wg rodzinnego przepisu i choć piekę je na drugim końcu Polski jak najbardziej są najprawdziwszymi piernikami toruńskimi. Teraz już pieczeMY, bo mam pomocników.  W zeszłym roku Stasiek wytrzymał cały proces, ku mojemu zdumieniu. Wczoraj Braty porzuciły mnie po godzinie, w połowie pieczenia, żeby robić wyścigi konne, gonić złodzieja i inne takie nie cierpiące zwłoki sprawy. Więc piekłam, piekłam, aż napiekłam. Dziś było malowanie. Jeszcze tylko muszę pochować do puszek, bo znikną, zanim doczekamy się choinki.
A przy tej pierniczkowej okazji zawsze przypominają nam się piernikowe lektury, które wyciągamy do przynajmniej jednorazowego przeczytania z okazji.


poniedziałek, 10 grudnia 2012

Mimo zimy

Mróz trzaskający się zrobił i zamarznięte kałuże, i szadź nawet. Wisła skuta lodem. Zupełnie bez związku z otaczającą aurą przypomniała mi się lektura wakacyjna. Bardzo wakacyjna, bo pojawiła się w bardzo wakacyjnych okolicznościach i na trawie i słonku ją czytałam (nawet trawa na zdjęciach się załapała). Sama póki co, bo zła jestem i wyrodna, ale komiksów czytać na głos nie znoszę. Stasiek biedny skazany jest więc na poznanie komiksów dopiero w momencie, w którym nauczy się czytać sobie sam. Trudno uhaha. (...albo namówi Tatę, co mu się czasem udaje).

Komiks czytałam w wakacje. Fantasy.

niedziela, 2 grudnia 2012

Przedmioty

Mamo, będę projektantem. Zaprojektuję takie urządzenie [tu skomplikowany opis], którym będę mógł pokazywać Ci na monitorze o co mi chodzi, bez wstawania z kanapy (zasadniczo "o co chodzi" dotyczy tego, który odcinek ulubionej w danym momencie bajki mam włączyć).
Namacalny dowód na to, że większość wynalazków bierze się z lenistwa. Trochę z nudy. Jednak padło słowo projektant, nie wynalazca. Być może powinniśmy popracować nad definicjami.

wtorek, 27 listopada 2012

Sezon na katar

Jestem na bakier z poezją dla dzieci. Z literaturą rymowaną mam na pieńku. Nie jestem do tego znawcą, ani nawet smakoszem. Czasem lubię, prawdopodobnie za rzadko. W dodatku jestem przypadkiem beznadziejnego uwielbienia dla Brzechwy i Tuwima. Wiadomo, że najbardziej podobają nam się te piosenki ... itd. Poezja dla dzieci skończyła się dla mnie gdzieś na Danucie Wawiłow. Jednakowoż, jak już lubię, to lubię. Bardziej rytm niż rym. Najbardziej taki:
Tamta-ratam tarara tara-tam-tam tara-tam-tam.

niedziela, 25 listopada 2012

Duchy i wodniki

Trudno mi się ostatnio pisze o niektórych książkach Staśka, zwłaszcza tych dłuższych, bo ich ...nie czytam. Albo nie całkiem. Jeśli nie mam czasu przeczytać ich sama wcześniej. Najczęściej zaczynam. Potem, po kilku dniach jestem proszona o przeczytanie rozdziału np. siódmego, a po kilku następnych - siedemnastego. A potem widzę, że czytają z Tatem już co innego. Dlatego muszę nadrabiać wieczorami, a to nie zawsze mi wychodzi.

Dlatego Mały Wodnik czekał i czekał. Aż nadrobię.
I teraz mam już swoje zdanie.

sobota, 24 listopada 2012

Mito mania

Co słychać? Pana Piotrusia na ogół. Jeden z moich ulubionych Głosów, który towarzyszy mi w różnych wcieleniach od dzieciństwa. Moi rodzice też chyba go zawsze lubili, skoro w naszej ubikacji wisiał plakat z Frankiem Kimono... Ostatnio (kilka lat temu już...), z tego co pamiętam wyraźnie to powtarzane uprzejmym tonem zdanie "Aby opuścić mapę, musisz zebrać drużynę..."

piątek, 23 listopada 2012

Czarne życie

Chociaż Targi Książki są bardzo kosztowną imprezą, stać mnie było jeszcze mimo wszystko na życie. A nawet na dwa. Więc kupiłam. Różowe życie. I Czarne życie. Amanda Eriksson.

niedziela, 18 listopada 2012

Inklingowie

Po przeczytaniu Królewny i goblina (i słuchaniu w samochodzie przez 400 km pierwszej części Władcy Pierścieni też) przypomniała mi się książka, którą czytałam już dość dawno, ale wciąż pamiętam wrażenie, jakie na mnie wywarła. Teraz znów do niej sięgnęłam i przeglądam. Nie przepadam za biografiami, więc przeczytanie 3 w 1 było kuszące, zwłaszcza, że miało dotyczyć dwóch elektryzujących nazwisk C.S.Lewisa i J.R.R.Tolkiena.
Inklingowie Humphreya Carpentera mają podtytuł C.S.Lewis, J.R.R.Tolkien, Charles Williams i ich przyjaciele.

sobota, 17 listopada 2012

Królewna i goblin

Książkę o królewnie i goblinie odkryłam dopiero, gdy zobaczyłam muchomorowe zapowiedzi. Przyznaje się bez bicia - poszłam na lep "recenzji" C.S. Lewisa. I "newsa",że Tolkien też czytywał Georgea MacDonalda. Cóż, to najwyraźniej moja słaba strona - chustę dla dziecia też kupiłam raz, jak zobaczyłam jej porównanie do płaszczy, jakie Hobbici dostali od Galadrieli... Tak czy śmak jednak, jak ktoś pisze, że MacDonald stworzył podwaliny gatunku zwanego fantastyką, uznałam, że wypadałoby się z nim zapoznać.
 
Na szczęście w sumie nie zapoznałam się wcześniej, bo teraz mogłam się zapoznawać na egzemplarzu muchomorowym właśnie, który swoją postacią bardzo przypadł mi do gustu. Prawie.
Plusy: poręczny format, sympatyczna grubość, dobry papier, świetne ilustracje Piotra Bednarczyka. Książkę bardzo dobrze się czyta, a więc ukłony należą się również tłumaczce - Magdzie Sobolewskiej.
 

środa, 14 listopada 2012

Co można

Aha, miałam napisać o statku. Statku Noego, którego przyniosłam z Tragów. 
Spodobał się chłopakom. Obu. Mnie też się spodobał. Na ostatnim wyjeździe do Babci był  hitem.


sobota, 10 listopada 2012

Max

Oglądaliśmy ostatnio książkę. Taką jak lubimy. Obrazki i historia, która się dzieje. Można ją sobie opowiadać i za każdym razem, z każdą oglądającą/opowiadającą osobą będzie to inna historia. Więc nie będę wiele pisać, opowiedzcie sobie sami.
Max macht einen Ausflug/La Balade de Max, Gauthier David i Marie Caudry. Głównie ona.


piątek, 9 listopada 2012

Mamoko na ulicy Czereśniowej

Ludzie dzielą się na tych, którzy wolą Mamoko i tych, którzy wolą ulicę Czereśniową. Oczywiście jest też jakiś odsetek takich, którzy lubią i jedno, i drugie, ale i tak zawsze okazuje się, że coś wolą bardziej. Jak chyba wolę Mamoko. Moje dzieci ...nie jestem pewna, choć Mamoko na pewno lubią. Kwestia tego, czy wolą pozostaje otwarta. Zresztą badania porównawcze mają utrudnione, bo w ilości dostępnych w domu egzemplarzy wygrywa bezapelacyjnie Mamoko 3:1. Choć jak gdzieś u znajomych/w księgarniach Brat złapie inną porę roku niż nasza, chętnie ogląda. Może to kwestia powiewu nowości, a może rzeczywiście woli?

środa, 7 listopada 2012

Gramy

Dziś Stasiek poleca nie do czytania a do grania.
Mania gier planszowych u nas w domu dotykała do tej pory raczej dorosłych. Mocno.
Stasiek grywał z umiarkowaną pasją (nie licząc rytualnej partyjki Grzybobrania rozgrywanej z babcią po niedzielnych obiadach). No, chyba, że udało mu się z tatą "zagrać" w którąś z naszych gier. I tak grywają czasem w Agricolę czy Ora et labora, przy czym tato wykazuje niebywałe umiejętności twórcze (o cierpliwości nie mówiąc) na polu dostosowywania reguł - z powodzeniem - do poziomu Pięciolatka. Mi jeszcze nie udało się z nimi zagrać, bo albo pacyfikuje w tym czasie Brata, który też chciałby, ale mu nie dają, albo korzystam z tego że ich uwaga przez chwilę nie jest skierowana w moją stronę...

Ale ostatnio nastała nowa era  - era gier Lego.


poniedziałek, 29 października 2012

Świat map

Wiem, że wszędzie już o tym było. Najpierw, że będzie, a potem, że już jest. Wiem, nie lubicie, ja też nie przepadam, jak wszędzie o tym samym nadają. Człowiek boi się lodówkę tworzyć, żeby mu Mapy Mizielińskich nie wypadły.
Ale trudno.
Czasem się nie da nie napisać. A Mapy takie właśnie są. I tak wytrzymałam tydzień.
 

niedziela, 28 października 2012

Targi jesienno-zimowe

Co tam u Was? Targujecie jeszcze, uTargowaliście już, wyTargowaliście, czy wyTargaliście stosy?

Byłam w piątek. Zdziwiona brakiem kolejki na zewnątrz i obecnością powietrza do oddychania wewnątrz, nawet ok. godz. 15. Podobno można było być już w czwartek i było jeszcze lepiej.
Wszystkich, którzy byli wczoraj i narzekali, że muszą się przebijać przez Kraków w deszczu pragnę pocieszyć, że dziś przebijaliby się przez Kraków w ...śniegu. Tadaam! Chyba pora wyciągać książki o pierwszym śniegu. Nas obudziły dziś dwa skaczące po nas Potwory krzyczące wniebogłosy "Śnieg! Śnieg!" Oraz dialog podsłuchany w kuchni
- Krótka była w tym roku jesień, prawda Bracie?
- Mikołaj!!

Widać śnieg? Starałam się.

Ale ja nie o tym miałam (ale rozumiecie - ten szok poranny jeszcze trwa).

środa, 24 października 2012

Zlatanka

Szukając kiedyś informacji na temat twórczości Piji Lindenbaum trafiłam na opisy i recenzje książki Mini Mia and Her Darling Uncle. Recenzje nie pozostawiały wątpliwości, co do pikantnej zawartości książki i kontrowersji, jakie budziła Nie Tu. Pomyśleliśmy wtedy z mężem, że Tu to nie przejdzie i długo nam jeszcze przyjdzie czekać. Ale nie, dużo czasu nie minęło i książkę wydały Zakamarki jak gdyby nigdy nic. I znów czytałam opinie i recenzje. Jedne zachwycone. Inne że przegięcie. Jedni pędzą kupować. Inni nie kupią nigdy w życiu. Ja należę oczywiści do tych pędzących.

Książkę tę kontrowersyjną, przyznaję - z wypiekami na twarzy - czytałam w tramwaju nr 6 w drodze z księgarni. Głupio musiałam wyglądać - nie dość, że wygląda na dorosłą, a czyta książkę z obrazkami w miejscu publicznym, do tego jakaś taka przejęta i w jeszcze chichocze na głos. Prawie przegapiłam swój przystanek.


wtorek, 23 października 2012

Pytanie - aktualizacje

Was się zapytam, Drodzy Moi Czytacze Ulubieni.
Co z aktualizacjami? Czyli np. napisałam kiedyś o jakiejś książce, którą sama przeczytałam, bo było jeszcze na nią za wcześnie, żeby czytać z chłopakami. Tymczasem minął stosowny czas, przeczytaliśmy ją razem ze Staśkiem. I co teraz? Gdzie wpisywać wrażenia Staśka? Tworzyć nowy post, czy dopisywać nowy komentarz pod starym wpisem? Gdzie chcielibyście o nowych wrażeniach na temat starej książki czytać? Gdzie byłoby Wam wygodniej?
Postanowiłam Wam zadać to pytanie.

I przy okazji podziękować, za wszelkie dowody czytelnictwa. 
Dziękuję.

poniedziałek, 22 października 2012

Wyspy Niedźwiedzie

Prezentacja prezentów trwa. Podziękowania składam tym, którzy (KTÓRE!) rozumieją, że można mieć hopsa i że dorosła (?) osoba może pragnąć książek "dla dzieci". Prezent od koleżaneczek najmilszych, z których jedna zarażona zupełnie, a druga pełna wyrozumiałości. Zresztą... Ta Pierwsza jest winna temu, że mamy w domu Dom na drzewie (zaraziła mnie swoim egzemplarzem skutecznie). Pisałam wtedy, że spółka Tolman i Tolman już przygotowuje kolejną książkę obrazkową. I właśnie ją dostałam. The Island tym razem.


piątek, 19 października 2012

Seria Bawidoc

Bawiąc uczy ucząc bawi. No nie da się inaczej określić tych książeczek. O ile ich zbiorcza nazwa nigdy nie budziła mojego zainteresowania, o tyle, jak je wreszcie zobaczyłam na własne oczy bardzo mnie ujęły i skłoniły do zakupu całej serii (no, bardzo się nie wysiliłam, bo dzięki temu, że to już nie nowinka, trafiłam na nie w taniej książce). 

Dawkowane wedle zainteresowania daną tematyką lub "na podróż", wszystkie już opuściły poczekalnię w kredensie i są w użyciu. Kupowane niby dla Staśka, budzą zainteresowanie także Brata. Zapewne przez formę - dużo w nich okienek, schowanek, obracających się tarczy, ruchomych elementów.


poniedziałek, 15 października 2012

Goryle

Atak goryli.
Kilka dni temu Brat wyciągnął BUM!BUM!!BUM!!! i kazał sobie czytać. Potem kilkakrotnie temat goryli i walenia się w klatę powracał. Goryle i inne maupki bywały na tapecie.
Do tego stopnia, że zaskoczona telefonem i pytaniem "co dla Brata z okazji urodzin?" odpowiedziałam koleżance, że ...goryle. Możliwości teraz takie, że mówisz - masz. Brat dostał gorylą rodzinę. Mocna konkurencja dla rycerza na koniu. Z tej okazji wyciągnęliśmy książkę o gorylach. Oczywiście to Daktyle Danuty Wawiłow.


Gdzie się podziały
moje daktyle?
Wyszedłem z domu
tylko na chwilę.
Wyszedłem z domu,
wracam po chwili,
patrzę -
o, rety!

Nie ma daktyli!
 

czwartek, 11 października 2012

Znów się pali!

Pali się! Brzechwy poznaliśmy już rok temu. W międzyczasie dorósł kolejny miłośnik strażaków i pożarnictwa, a książki jak nie mieliśmy tak nie mieliśmy.

poniedziałek, 8 października 2012

Typograficznie

Zaczyna kiełkować we mnie również hops typograficzny. Tzn dawno go już mam, ale ostatnio jakby podnosi łeb. Ale ileż można mieć (kosztownych...) hopsów? Najfajniej jednak (i taniej), jak można hopsy łączyć. Przy czym, dziwnie jakoś, akurat hopsa książkowego z hopsem typograficznym łączyć jest dość łatwo.


piątek, 5 października 2012

Zamawiam!

Pamiętacie taką niegdysiejszą zabawę nad katalogami zachodnich firm wysyłkowych, Burdą, albo co tam komu wpadło w ręce? Jak przekładało się wespół z koleżanką (albo i samemu) strony i "zaklepywało" co fajniejsze rzeczy? Dawno temu i w innej rzeczywistości? Pewnie pamiętacie.
Ja jeszcze pamiętam, że z braku kultowych katalogów zabawa mogła przenieść się również na Encyklopedię PWN'u lub nawet na album z bronią białą w Polsce. Właściwie dowolną książkę "z obrazkami" byle była dostatecznie gruba, żeby zabawa mogła trwać.

piątek, 28 września 2012

Zoologia stosowana


To jeszcze echo naszych wakacji Nie Tu.
O ile książkę jako taką wypatrzyłam wcześniej w internecie, o tyle Tam zobaczyłam ją po raz pierwszy na własne oczy. I zdumniałam się bardzo. Bo jest na co patrzeć. 45,5 cm na 32 cm. No właśnie. Bo ja nigdy nie czytam, jakie książka ma wymiary (o tym jeszcze kiedyś napiszę). Na zdjęciu jest pisaczek porównawczy, bo nie dysponuję w domu pudełkiem zapałek, jak się okazuje (co trzeba będzie naprawić szybko, bo mamy już kasztany na ludki). Kolejna książka, która nie mieści się na żadnej półce.



czwartek, 27 września 2012

Brud

Stasiek odmówił zjedzenia ciastka, które upadło na podłogę. Nie, żebym mu kazała zjadać takowe, ale do niedawna ciastko musiałoby być przejechane ciężarówką w kałuży, żeby przestało być zjadliwe.
Stasiek kaszle w zgięty łokieć. I poucza tatę, że tak właśnie trzeba.
Stasiek instruuje Brata, że ręce trzeba myć, bo jest na nich mnóstwo zarazków. 
Nie dłub w nosie!
W nosie niektórych ludzi mieszka gronkowiec złocisty (Staphylococcus aureus). To bardzo niebezpieczna bakteria, która może wywołać sepsę, czyli zakażenie całego organizmu. Można od tego umrzeć, bo gronkowiec jest często odporny na niemal wszystkie znane antybiotyki.

wtorek, 25 września 2012

Oz powraca (wielki i straszliwy)

Uwaga. Będę się bezwstydnie chwaliła posiadaniem, z czułością w trakcie pisania patrzyła na półkę...
Nie tak dawno pisząc o naszej wakacyjnym czytaniu przygód Oza i Dorotki wspominałam, że przed nami jeszcze jedna jego odsłona - pop-upowa. Posiadanie sabudowego Oza od dawna pozostawało w sferze pobożnych życzeń, nasiliło się oczywiście po lekturze, ale nadal nawet nie rysowało się mglisto na horyzoncie. A tu jednak. Wraz z jesienną falą urodzin przypłynęły prezenty również dla mnie (a tak, bo mójcion!).


poniedziałek, 24 września 2012

Domki

Jakże miło mi donieść, że wreszcie dorośliśmy do domków. Do domku. Do D.O.M.E.K.'u.
Od dawna pokazywałam Staśkowi, jak nadarzała się okazja, to tu, to tam. Nie chwytało. Aż raz sam wyszukał na półce w księgarni, przysiadł, pooglądał i stwierdził, że on by taką chciał mieć. Ja oczywiście tylko czekałam na hasło... od dawna. W zachwycie, że to już! wreszcie! nawet przymknęłam oko na to, że czynnikiem decydującym o chceniu jest "Lornwader" widniejący na stronie 67... (kliknijcie na 6 w podglądzie Hipopotama)
D.O.M.E.K. został więc sprezentowany, musiał być koniecznie zabrany na pierwsze wakacje, bo zaczęli z tatą czytać i musieli skończyć. Poza tym Domek-norka jest w Szwajcarii (nie widzieliśmy). Potem D.O.M.E.K. został w domku, ale teraz, kiedy już jest pod ręką - powrócił. Czytany do poduszki systemem wyrywkowym lub pokolejnym. Od początku i od końca. Z podziałem na kraje lub kontynenty. Oglądany.
35 dziwnych domów, różnych potrzeb, różnych miejsc, różnych architektów. 
35 pomysłów.
Zaciekawia, prowokuje do pytań. Mam wrażenie, że to dopiero początek przygody. 

A na półce już czai się D.E.S.I.G.N....






D.O.M.E.K. 
Doskonałe Okazy Małych i Efektownych Konstrukcji
Aleksandra Machowiak, Daniel Mizieliński
wyd. Dwie Siostry 2009
oprawa twarda
tekst = ilustracje

sobota, 22 września 2012

Tsatsiki

Nazbierało mi się zaległości w pisaniu (do ogarnięcia wrzesień z DWOMA "pekolakami"), a tu zamiast nadrabiać rzucam się na co innego.
Ale odkryłam Tsatsikiego. Niby wiedziałam, słyszałam, ba - kupowałam w zeszłym roku i miałam w ręku, ale się nie zapoznałam. Do teraz. Bo znów kupiłam, staśkowej kuzynce na urodziny. Bo ona ma jesienne urodziny, a i nowe Tsatsiki wychodzą jakoś tak na jesieni. Więc w ramach spełniania urodzinowych życzeń nabyłam. I tym razem miałam czas, żeby usiąść i przejrzeć, a jak zaczęłam, to skończyłam na ostatniej stronie (dobra, czasu nie miałam, ale i tak przysiadłam i mnie wciągnęło).

środa, 29 sierpnia 2012

Lato Różyczków

Opary absurdu nad rodziną Różyczków gęstnieją.

wtorek, 28 sierpnia 2012

Rodzinny zwierzyniec

Hipopotam Hipolit
(żeby nie było nieporozumień: za nim jest krzak malin)
Być może ostatnio jakoś zbyt poważnie podchodzę do tego, co czytam, zbyt dosłownie może, się nie umiem wyluzować, czy co. Albo to kwestia przypadku danego, jak zwykle, bo czasem czytam z przyjemnością szczerą i czystą, a czasem niby też, ale gdzieś tam drażni i zgrzyta.

piątek, 24 sierpnia 2012

Minu

Zdobyłam białego kruka. Tak sobie przynajmniej myślę. Na stronie wydawnictwa "nakład wyczerpany", w mojej ulubionej księgarni była ostatnio w 2010 r. 9 czerwca o 11:02. Tu i ówdzie też nie ma. Że w ogóle taka książka jest (była) dowiedziałam się kiedyś przypadkiem, śledząc twórczość autorki naszego ulubionego Pluka. Zobaczyłam - nie ma - więc zapomniałam. Aż tu w pewien miły letni dzień spacer po toruńskiej starówce zaowocował takim znaleziskiem. Normalnie na półce w księgarni sobie stała. Choć nie takiej całkiem zwykłej księgarni, bo cudnie przeładowanej, pożerającej cenny czas spacerów księgarni toruńskiego CSW (a może nie powinnam pisać, bo pójdziecie i wykupicie wszystkie białe kruki, jakie tam pochowane jeszcze na półkach, a ja tam rzadko bywam?). W każdym razie wzięłam i mam, i ciesze się bardzo, zwłaszcza po przeczytaniu.
Minu Annie M.G. Schmidt. To podobno najbardziej znana książka tej autorki na świecie. Dla Staszaków (wydawnictwo pisze, że od 10 lat), no, ale jak biały kruk, to trzeba brać już teraz. Zresztą, mamy starszą kuzynkę, której podłożymy po wakacjach, to się nie będzie marnowała.

czwartek, 23 sierpnia 2012

Oz, wielki i straszliwy

Nasza pierwsza tegoroczna książka wakacyjna (sprzed dyktatury Śpiewającej Lipki jeszcze ;)), od dawna już wyczekiwana, zarówno przeze mnie, jak i przez Staśka. Czarnoksiężnik z Krainy Oz.

czwartek, 16 sierpnia 2012

Lektura wakacyjna

Wakacyjna lektura. Wakacyjna prawdziwie, bo odnaleziona na wakacjach, w naszym wakacyjnym domu dziadków. Wakacyjna w treści, wyglądzie i długości, bo księga duża, gruba i na wiele wakacyjnych wieczorów starcza. I choć przeczytaliśmy już niezliczoną jakby ilość historii o dobrych i złych dziewczętach, mądrych i głupich braciach, mało rozgarniętych książętach, którzy nie poznają na pierwszy rzut oka swoich ukochanych, podmienionych na brzydsze siostry, parobkach, którym wszystkim, co do jednego, na imię Janek, tajemniczych starych babkach i wszelkiej maści czarownikach i czarownicach - końca nie widać. I nie, żebyśmy skąpili sobie doznań, czytujemy po dwie, trzy historie na raz. Po mału zaczynam już wieczorową porą rozrzucać, niby przypadkiem, inne książki w okolicy łóżka, ale Stasiek wytrwale nadal żąda Śpiewającej lipki. Czyli u nas wakacyjny festiwal baśni ludowych, baśni Słowian Zachodnich.

środa, 25 lipca 2012

Pixorama

Znalazłam przypadkiem obazek idealnie pasujący do tego wpisu...

Obrazek ze strony z fajoskimi koszulkami!
Oto coś, na co ochotę miałam już od dawna, ostatnio wreszcie kupiłam sądząc, że to ostatni dzwonek, żeby - jako książka w 100% obrazkowa - zainteresowała Staśka. Chyba niepotrzebnie się obawiałam, bo książka przyciaga do siebie dorosłych na równi z dziećmi. Komputerowemu tacie również przypadła do gustu.
Czemu wspominam, że komputerowemu? Bo Pixorama, o której piszę jest w sam raz dla commodore'owca czy amigowca. Pamiętacie stare gry wgrywane na komputer z kasety magnetofonowej? Kanciastych policjantów goniących kanciastych złodziei? Prince of Persia ratującego kanciastą księżniczkę,  a jak mu coś nie szło, roniącego kwadratowe krople krwi? Pierwszych Heroes'ów? 


poniedziałek, 23 lipca 2012

Cyrk

Trapezu geniusz Wymyk Eugeniusz,
wywinie salto, wkładając palto.
Moja przyjemność. Od chwili zapowiedzi. 
Cyrk stworzony przez Dwie Siostry i Muzeum Plakatu w Wilanowie. Czyli przede wszystkim 29 plakatów najlepszych polskich twórców z najlepszego polskiego okresu - lat 60. i 70. Traktując ją jako uzupełnienie do książki Jak ktoś mógł na to pozwolić już po zapowiedziach byłam pewna, że posiądę. Sobie, jeśli nie dzieciom.

Roman Cieślewicz /1962

czwartek, 19 lipca 2012

Siedem noży

Stasiek w czeluściach garażu znalazł niespodziewanie najprawdziwszy rewolwer-zabawkę*, zapewne porzucony tam ...x lat temu przez wujków swoich.
- Brakuje mi jeszcze tylko siedmiu noży! - zawołał radośnie.

Kto ma rewolwer i siedem noży, kto wie?

poniedziałek, 16 lipca 2012

Lis i Kura

Pora pokazać moje wakacyjne odkrycie Nie Stąd. Książka, która przykuwała mnie do siebie za każdym razem, gdy na nią trafiałam w kolejnych księgarniach. Książka, która z miejsca mi się spodobała. Książka obrazkowa. Wordless book. Czyli świetnie zrozumiała dla mnie nawet w wersji niezrozumiałego języka.
Historia w sam raz dla takich jak my miłośników Tortów. Choć bez tortowego rozmachu - wyrysowana przez Beatrice Rodriguez opowieść jest opowieścią pojedynczą (choć w trzech odsłonach), biegnącą liniowo, bez didaskaliów nadmiernych i historii równoległych. Co nie znaczy, że brakuje jej akcji oraz tejże zwrotów niespodziewanych. Siłą napędową całej historii, podobnie jak w Tortach, również jest kradzież. Kradzież Kury. Przez Lisa. Ucieczka i pogoń. I wielki Finał.


niedziela, 15 lipca 2012

Pudło wakacyjne

Wakacje. Znów, wciąż, nareszcie. Wakacje docelowe, długie, prawdziwe. Wakacje dla wszystkich (z wyjątkiem biednego Taty, który zarabia na te wszystkie książki, biedak... ale i on będzie miał swoje ustawowe 2 tygodnie). Wakacje z internetem, więc postaramy się nie tylko lenić i wakacjować, ale też nadrobić zaległości w pisaniu.

Czytanie na wakacjach? To zależy. Głównie od pogody zależy oczywiście. Póki co czasu jest mało, pogody dużo. W sumie nie jest to zły układ. Pogoda w niczym nie przeszkadza Bratu, bo on po prostu siada i ogląda, bez względu na pogodę. Tak ma. Należy jednak być przygotowanym na inną ewentualność. Dlatego zabieramy pudło wakacyjne. Przez cały rok jest pudłem na samochody, ale latem zamienia się w bibliotekę. Dzięki swoim wymiarom i nierozciągliwości jednocześnie pozwala na pewne szaleństwo oraz narzuca umiar i ograniczenia. I idealnie mieści się pomiędzy dwoma fotelikami w samochodzie...

środa, 20 czerwca 2012

Wycinanki

Po wycinanki chodziło się raz w roku, na kiermasz przed Niedzielą Palmową, do Muzeum Etnograficznego. Z Babcią i mamą. Babcia starannie te wycinanki naklejała potem na karteczki i ofiarowywała z różnych okazji przez cały rok, jak laurki, lub oprawiała i wieszała. Tak pamiętam. Wycinanki kojarzą mi się wiosennie i z Babcią. Lubię wycinanki. One właśnie taki są. Albo się je lubi, albo nie.


Wytargowane

Winna jestem zaległą relację z Targów Książki dla Dzieci. Czasu minęło już sporo, a wrażeń w tym czasie silnych i silniejszych (choć nie książkowych) jeszcze więcej. Będzie to więc dość lakoniczna notatka dla porządku.
Ttamten weekend obfitował w taką ilość atrakcji, że nawet wyczekiwane Targi w nich utonęły... Byłam zaskakująco (dla siebie samej i dla otoczenia, a najbardziej chyba dla męża!) powściągliwa, chodziłam powoli, z kartką w ręku, realizując jej wytyczne. Choć nie obyło się bez ekscytacji nad wyczekanymi nowościami (Cyrk! Brud! Brud nareszcie! Podobno zabrakło go już w drugim dniu! Widać nie ja jedna czekałam. A wspominałam, że Cyrk jest?). Ale na manowce jakoś mnie nie zwiodło. Raz jeden tylko. Nieksiążkowo. No musiałam, musiałam kupić Don Pedra... Don Pedra zwłaszcza.


czwartek, 14 czerwca 2012

Nie-Tu

Pierwszy raz piszę Nie Stąd. Pierwszy raz odkąd piszę. Bo muszę. Muszę, bo się uduszę. Odkąd rośnie we mnie przekonanie - coraz silniejsze - o konieczności posiadania, albo choć zobaczenia, wszystkich fajnych książek dla dzieci na świecie jestem Nie Tu osobiście. I oczywiście, ku utrapieniu rodziny, żelaznym punktem zwiedzania są wszystkie napotkane księgarnie. I słabo mi. Choć wydawało się, jako, że kraj w tej części germański i książki posługują się językiem, którym nie władam, więc wydawało się, że nie będzie tak źle. Otóż źle się wydawało. Już pierwszej nocy śniła mi się księgarnia, w której byliśmy. Z książkami księgarnia tylko dla dzieci... Książki ułożone w niej są (zresztą nie tylko w niej, to dość powszechna praktyka) tematycznie. Tematycznie. O zwierzątkach tu. Ale o leśnych na lewo, a o dzikich, na prawo. Po lewej o króliczkach. Po prawej o misiach. O przyjaźni z tamtej strony, a o rodzinie z tej. O cyrku z tyłu, a o czarownicach z przodu. Osobno oczywiście Wimmelbuchy. Osobniej - takie do szukania czegoś. Najosobniej - pop-upy oczywiście, każdy z egzemplarzem otwartym do przeglądania.
Aaaa.

środa, 30 maja 2012

Udane polowanie cz.2

W tym samym polowaniu, w którym trafiły mi się dinozaury, upolowałam również zwierzęta gospodarskie. I okoliczne. Zwierzęta wymalowane przez Petra Horáčka.  

 

wtorek, 29 maja 2012

Udane polowanie na dinozaura

Czasem jak się nie mogę do niczego innego zebrać to siedzę, przeglądam, grzebię i się snuję (straszna to strata czasu tak na prawdę). I czasami, ni z tego ni z owego to snucie zamienia się w polowanie. Wtedy senność pryska i robi się ekscytująco. Ostatnio takie polowanie przyniosło bardzo przyjemne efekty w postaci dwóch książek z serii "mam już taką, chcę więcej!". (Oczywiście, wiem, że wszystkie te książki upolowane można sobie "po prostu kupić". Ale po pierwsze zwykle jednak wygrywa zdrowy rozsądek, po drugie wyciągi z konta są bezlitosne, a po trzecie ...jak to przyjemnie coś upolować właśnie! I jak oszczędnie....)


piątek, 25 maja 2012

Przypominacz

Już za tydzień! Tylko tydzień. Aż tydzień.




Bądźcie czujni, zwarci i gotowi!

czwartek, 24 maja 2012

Stare plastry

Ostatnia Nusia.
Ostatnia, bo najpóźniej ją kupiłam, a nie, że ostatnia, bo najsłabsza, czy że najmniej ją lubimy. Choć przyznam się - faktycznie do tej części przekonywałam się najdłużej, ba, był nawet moment, że uważałam, że jest ZBYT i nie musimy jej mieć, bo przecież (tak mówią) nie trzeba mieć wszystkich książek na świecie. Zbyt zakręcona, zbyt szalona, zbyt niezrozumiała (dla dorosłych oczywiście, dzieci nie maja z nią najmniejszego problemu). No - ZBYT po prostu.
- Bidel-badel, puti-puti.


poniedziałek, 14 maja 2012

Uczucia Wilhelminy


Z serii "kupiłam przypadkiem fajną książkę. Tanio."
Wilhelmina i aksamitny nosek, Tove Appelgren. Wiem, jakbym tylko przeczytała tytuł, to pewnie bym podziękowała z góry. Słodkie aksamitne noski nie są w moim typie na ogół. Ale już fajne, zadziorne rysunki bardziej, a te występują na okładce. No więc sięgnęłam po książkę, potem do portfela, do torby i teraz mogę sięgać na półkę. Stasiek może, bo spodobała mu się.
Duet fiński tym razem, wspomniane ilustracje autorstwa Salli Savolainen.

 

piątek, 11 maja 2012

czwartek, 10 maja 2012

Strażacy

Émilie Beaumont, pomysłodawczyni, jak mniemam, serii Obrazki dla maluchów stworzyła też podobną serię dla wychowanych na Obrazkach straszaków (czyli 4+) - Świat w obrazkach. Podobny pomysł - książek na jeden temat, podany wyczerpująco i z licznymi szczegółami, ale wciąż bogato ilustrowanych. My mamy jedną - Strażacy. Razem z zakupionym na odpuście ekwipunkiem Strażaka (hełm, gaśnica, toporek i łom (?)) stanowią prawie nierozerwalną całość. W razie wątpliwości - sięga się do tej skarbnicy wiedzy strażaczej i wszelkie wyjaśnia, podpierając słowem pisanym i rysowanym.
Jest tam i historia straży pożarnej, i wyposażenie, i wszelkie rodzaje akcji, jakich strażacy się podejmują, i wizerunki strażaków z różnych stron świata.



Książka znalazła też uznanie w oczach Brata, odkąd zobaczył na własne oczy, że pierwsze wozy strażackie ciągnęły ...konie, a jak już konie przestały być strażakom potrzebne, zaczęli używać helikopterów.






Świat w obrazkach. Strażacy
oprac. zbiorowe (pomysł Émilie Beaumont)
wyd. Firma Księgarska Olesiejuk 2011
oprawa miękka
ilustracje > tekst

Koń w podróży

Co potrafi zająć Półtoraroczniaka w czasie jazdy samochodem przez 40 ((do)słownie: czterdzieści) minut? 40 minut spędzonych w ciszy i skupieniu, przerywanych tylko pojedynczymi komentarzami nieskierowanymi specjalnie do nikogo konkretnego, ot takie tam uwagi pod nosem?
Spełniony musi być tylko jeden warunek - fascynacja koniem. 
Panie i panowie: W stadninie kucyków, Obrazki dla maluchów. Tadam.

Seria sprawdzona i polubiona kiedyś już przez Staśka teraz podbiła serce Brata. Czytana zwykle o poranku, bo do półki, na której stoi blisko jest z łóżka. I nareszcie coś osobistego, specjalnie dla Brata, nie tylko dziedzictwo po starszym bracie (całkiem spore zresztą, bo jakieś 10 tytułów).
Kupiona rzutem na taśmę przed wyjazdem okazała się strzałem w dziesiątkę. Nawet Dawno temu w Mamoko, gdzie koni jest sporo, nie mogło się równać.


Na miejscu korzystać nie musieliśmy, bo byliśmy w Kraju Licznych Końskich Zaprzęgów. Brat na hasło, że jedziemy samochodem, radośnie wykrzykiwał "KOŃŃŃ", bo z samochodu najlepiej i najczęściej można je było obserwować. Do czytania powrócił w drodze powrotnej i czas przetwarzania danych miał zbliżony, więc to nie tak, że to jednorazowy wybryk taki był. Prawie statystyka.

Więc jeśli wasze dziecko wykazuje niebywały sentyment do koni szczerze polecamy. 11 polskich złotych z groszami i 40 minut podróży w spokoju Wasze.

 




W stadninie kucyków, Obrazki dla maluchów
Émilie Beaumont
ilustracje Sylvie Michelet
wyd. Firma Księgarska Olesiejuk 2011
oprawa twarda, ale miękka
ilustracje > tekst

niedziela, 22 kwietnia 2012

Wynalazek

Zwykle sfilmowana zostaje książka. Rzadziej pisana jest książka na podstawie filmu. Całkiem wyjątkowo zostaje napisana książka o filmie, która następnie zostaje sfilmowana... Szkatułka w szkatułce.

Przeczytałam, bo chciałam obejrzeć film. Tak już mam, choć nie zawsze wychodzę na tym dobrze, to fakt. Tym razem było przyjemnie. Być może wszyscy ją już czytali, tylko ja jestem taka spóźnialska. Ale być może wszyscy tylko oglądali oskarowy film (Scorsese, Ben Kingsley, 5 oskarów i 36 innych filmowych nagród!).

A książka jest czarodziejska i niezwykła. Bo choć dla Staszaków i myślę, że takich już dość szkolnych, jest to książka ...obrazkowa. Ale nie jest to komiks. Tekstu jest sporo. Książka ma ponad ...500 stron! Ale - jest to książka obrazkowa... Dowodem na to niech będzie przyznanie jej w 2008 r. Medalu Caldecotta, który jest przyznawany, przypomnę:  "to the artist of the most distinguished American picture book for children".  Picture book czyli książka  obrazkami.
Wynalazek Hugona Cabreta, Briana Selznicka jest taką właśnie niejednoznaczną książka obrazkową. I na pewno wyróżniającą się.

sobota, 21 kwietnia 2012

Tata ucieka do Afryki

Pisanie o tacie, który uciekł z cyrkiem przypomniało mi inną lekturę o innym tacie, który też wyruszył w podróż swego życia bez swoich dzieci, też za nimi tęsknił i pisał do nich listy (szkoda, że nie zabrał ich ze sobą...). Afryka Kazika Łukasza Wierzbickiego to zredagowana dla dzieci opowieść o podróży Kazimierza Nowaka, który w latach 30. XX w. pieszo, konno i rowerem przemierzył Afrykę z północy na południe i z powrotem. Historia to znana lub nie, można o niej poczytać. Postać na pewno niebanalna i warta poznania.

piątek, 20 kwietnia 2012

Panorama

Szukam materiałów do naszego majowego wyjazdu, szukam. I nagle przypomniało mi się ni w 5 ni w 9, że w jednej książce chłopaków jest widok Stamtąd. Przez Maramuresz będziemy chyba tylko przejeżdżali, ale to już coś. To chyba jedyna książka dla dzieci, poza atlasami, gdzie mogę znaleźć kawałek Rumunii (spróbuję to zmienić, jeśli tylko pozwolą mi wejść Tam do księgarni...).

Maramuresz po prawej. Hong Kong po lewej.

Mi ciufciuf

Koleżanka Staśka dostała ostatnio na urodziny złotą rybkę w okrągłym akwarium. Obecni przy stole dorośli od razu zapytali, czy rybka nazywa się ...Kaszalot...
Idę więc dalej drogą tego skojarzenia.

czwartek, 19 kwietnia 2012

Tata ucieka z cyrkiem

Im częściej oglądam tę książkę, tym bardziej mi się podoba. Choć podobała mi się od samego początku. A ostatnio częściej ją widuję, gdyż koń na okładce zapewnia jej miejsce w TopTen Brata. Więc na ogół rzeczywiście ją oglądam, komentując obecność różnych zwierząt oraz czynności ludzkich, a także innych przejawów życia obecnego na wyciągnięcie ręki (jajka w lodówce np.). Ale czasem przysiada się do nas Stasiek i wtedy czytamy także tekst. Też mi się podoba. Jednak siła tej opowieści tkwi w ilustracjach. Książka izraelskiego duetu Etgar Keret i Rutu Modan. 9:10 dla Rutu.


środa, 18 kwietnia 2012

Papierowy kosmos

Czasem coś zobaczę i wpadam. Tym razem wpadłam w Układ Słoneczny. A konkretnie w książkę Neptun. Poznajemy Układ Słoneczny. Pozycja dla dużych Staszaków, ale nie mogłam się jej oprzeć i będzie czekała na chłopaków. Powodem są ilustracje. Zawodowo związana jestem z różnymi bibułkami, papierkami i marmurkami, więc jak zobaczyłam ilustracje-wyklejanki Steve'a Jenkinsa ...no nie mogłam się oprzeć. Takie są fajne!

Narodziny gwiazdy

wtorek, 17 kwietnia 2012

Dom na drzewie

Jakieś deszczowe przedpołudnie rozjaśnił nam ostatnio listonosz przynosząc z dawna oczekiwaną książkę. Na prawdę z dawna, bo zamawianą chyba jeszcze w styczniu? Przeze mnie oczywiście oczekiwaną, ale i chłopakom się spodobała. Staśkowi nawet, choć ostatnio rzadko zagląda do "czystych" picture booków czyli książek obrazkowych zupełnie bez tekstu, przedkładając dłuższe formy czytane (po raz kolejny przeczytaliśmy ostatnio Pluka). Zainteresowanie Brata zapewniła obecność wielu zwierząt, na czele z Mi czyli misiami (aczkolwiek, nie występuje w niej Końń...). Zobaczyłam ją kiedyś na żywo i wsiąkłam całkiem, naczajając się potem długi czas...  

 

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Smutny film

Razem z pierwszą książką o chłopcu i pingwinie dostaliśmy również film. Film, który jest na prawdę rewelacyjną adaptacją ilustracji Oliviera Jeffersa. Maczał w nim zresztą pędzel, ołówek i palce. Film obsypany nagrodami, na czele z nagrodą BAFTA. I słusznie.

Kolorowy, nastrojowy, ładny, dobry. Smutny film, jak mówi Stasiek. Prawdopodobnie dlatego, że niezbyt rozumie jeszcze pojęcie wzruszający. Bo film jest wzruszający, właściwie od początku do końca. Bardziej opowiada tę historię niż książka, bardziej nawet niż pop-up... no, być może narzuca trochę interpretację, być może trochę gra na nastroju muzyką, ale na prawdę jest ładny.

A okazuje się, że i Czterolatek czasem potrzebuje wzruszeń, skoro czasem prosi "Mamo, obejrzyjmy ten smutny film. Ale Ty ze mną." I czasem oglądamy. I wzruszamy się. Ja z nim.

 








Lost and Found (2009)
reż. Philip Hunt
Studio AKA
czas 40 min.
wyd. E1 Entertainment

Pop-up rządzi!

Dawno już miałam o tej książce napisać. Bo ładna jest. Cóż  z tego, kiedy u nas jakby "nie chwyciła". Choć ładna jest.
Kolorowa. I treściowo wartościowa (o przyjaźni, zrozumieniu poszukiwaniu...). I z tych "głębokich" (których głębię zwykle spychamy na margines delektując się wszelkimi innymi przymiotami, tu - ilustracjami). No, ale jak mówię, jest sobie u nas od dawna, ale w sumie słabo bywa. Lost and Found (Chłopiec i pingwin) Oliviera Jeffersa. Nie ukrywajmy - nieco łzawa, acz piękna, historia o przyjaźni chłopca ze zwierzątkiem - pingwinem w tym wypadku. Przyjaźni nie oczywistej i nie od pierwszego wejrzenia.

wtorek, 10 kwietnia 2012

O Rety!!

O Rety! Dziękujemy!!
Pora zrobić to publicznie i głośno. W przeciągu ostatniego miesiąca (mniej więcej, raczej więcej...) dostaliśmy dwa internetowe wyróżnienia, w tym jedno dwa razy! Bardzo jest mi miło i bardzo dziękuję. To dużo przyjemniejsze niż ospa, którą dostał Brat!



 Od Agaty z Daję Radę!











Od Buby z Bajdocji

Od Marty mamy Nikusia z Książeczek...