Prawdopodobnie to dla nich nawet lepiej, gdy ich książki nieco je przerastają. Książki dla dzieci powinny zawsze, podobnie zresztą jak i ich ubrania, pozostawiać możliwość dorośnięcia do nich; a książki dodatkowo powinny stanowić bodziec do tego dorastania.
J.R.R. Tolkien

niedziela, 22 stycznia 2017

Kot surrealistyczny motyl

Kolejny prezent, zresztą od tej samej Ulubionej Czytającej - w myślach, listy, książki, bloga czasem. Mój prezent urodzinowy, który wpadł w dziurę czasową, ale skrzętnie go wygrzebuję, żeby przedstawić szerszej publiczności. Bo warto. I ładny.

O kocie ścigającym motyla przez surrealistyczny, dziwny świat.

Dla miłośników kotów i motyli. I książek obrazkowych.

Książka jest z Argentyny. Babosa to ślimak. Taki bez skorupy. Po hiszpańsku. Mondo to świat. Po włosku. Właściwie nie wiadomo, o co chodzi. Nie szkodzi.






Sam autor o książce:
Mondo Babosa. A wordless book .
The book tells a visual story about a cat who its chasing a butterfly, in a surrealistic trip trough a not so typical city.
This was My first book as an author. The book has received a special mention in the category
"New Horizons", by the BOLOGNA CHILDREN´S BOOK FAIR 2015

Ta książka zajmuje też wysokie miejsce w moim rankingu wyklejek przecudnych.








Mondo Babosa
Mariano Diaz Prieto
wyd. Adriana Hidalgo 2012oprawa twarda
książka obrazkowa

czwartek, 19 stycznia 2017

Nowy Ezop

Z serii fundament.
Fundament pod ogólne wykształcenie, niekoniecznie tylko humanistyczne. Obok mitów i biblii, przed La Fontaine'm, Grimmami i Harry Potterem. Gdzieś tam pomiędzy znajdują się bajki Ezopa.
Jakoś zawsze miałam do nich słabość. A teraz znalazłam zupełnie nowe wydanie z Naszej Księgarni. W zupełnie nowym opracowaniu chilijskiego poety (!) Cristóbala Joannona i świetnej rysunkowej interpretacji Agaty Raczyńskiej.


Oddajmy głos samym autorom:
Istnieją niezliczone wersje bajek Ezopa. niektóre opracowania są bardziej akademickie, inne maja raczej bawić i uczyć. Nasza książka należy do drugiej kategorii; wykorzystuje humor jako ważny element tego gatunku.
 I dalej:
Wielu zastanawia się nad fenomenem bajek Ezopa, nad tym, dlaczego przetrwały w pamięci zbiorowej przez ponad dwa tysiące lat. My sami zadaliśmy sobie to pytanie, a gdy skończyliśmy prace nad książką, przyszła nam na myśl możliwa odpowiedź: w skrajnie prostej, niezwykle zwięzłej formie Ezop ujawnił najważniejsze, choć nieraz trudne do przyjęcia, prawdy o nas samych.

Właśnie. Krótkie, zwięzłe i na temat. Każda bajka zajmuje dwie rozłożone strony w książce. A rysunek jest pełnoprawną składową całości, opowiada tak samo, jak tekst. Nawet więcej - to rysunki Agaty Raczyńskiej budują humor w bajkach. Ale i tekst nie pozostałe w tyle - jest równie lekki jak rysunki. Być może dlatego, że tłumaczyła książkę ...Agata Raczyńska.
Oprócz bajek mamy też na końcu krótką, również ilustrowaną historię samego Ezopa. I kilka słów od i o autorach. 


Dawno nie miałam w rękach tak udanej książki. Ogromnie atrakcyjna wizualnie dzięki rysunkom, powtarzam się, świetnym. Starannie wydana na miłym, matowym, ciepłym, nieśnieżnobiałym papierze. Napisana łatwym, prostym językiem, tak bardzo pasującym do treści. Nieprzegadana.
Atrakcyjna na tyle, że choć nie ma w niej słowa o piłce nożnej, Stasiek wziął i przeczytał od jednego posiedzenia. I podobała mu się. Więc przeczytał raz jeszcze. 

Chwilę się głowiłam, gdzie ja już tą fajną kreskę widziałam. Wcale nie ostatnio w dodatku. W końcu sobie przypomniałam: Agata Raczyńska jest autorką ilustracji do Niewidzialengo Tonino, Gianni Rodariego. Pora i tę książkę podsunąć Staśkowi.





Uwaga, wilk! i inne bajki Ezopa
Cristóbal Joannon
ilustrowała Agata Raczyńska
wyd. Nasza Księgarnia 2016
oprawa twarda
ilustracje = tekst

wtorek, 17 stycznia 2017

Kościsko

Na szczycie naszej bożonarodzeniowej choinki komiksowej leży Kościsko. Śmiało mogę powiedzieć, ze znalazło się również na szczycie naszej top listy książek czytanych i przeczytanych już w czasie Świąt. Najpierw ja (Wigilia), potem Stasiek (pierwszy dzień Świąt) i tata (jakoś zaraz potem). Wszyscy bez przerw zbędnych i w napięciu. Wszyscy równo zadowoleni i usatysfakcjonowani lekturą. Że fajne i się podobało.


Jakimś cudem mi umknęło wcześniej. I dobrze, dzięki temu, i dzięki Czuwającej L. spędziliśmy tak miło świąteczny kawałek Świąt. A potem się jeszcze okazało, że w każdej gazecie, czy innym opiniotwórczym tygodniku lub czasopiśmie, które wpadło mi w ręce w okresie poświątecznym, jest napisane o Kościsku, o Łaumie, o Karolu Kalinowskim, autorze. Łauma też mi umknęła dotychczas. Nie na długo, jak się domyślacie.


Świetnie, czysto, czarno-biało narysowany komiks o nieludzkim miasteczku, w którym przed nachalną cywilizacją ludzką skryły się stwory ze słowiańskich podań i legend. Leszy, leśna zjawa, południca, zmora, wampierz, chochlik, licho, cmentarna baba, płanetnik i jeszcze paru innych.


Do miasteczka trafia całkiem ludzki pan Karol ze swoim synkiem Maxem. Karol stara się o posadę bibliotekarza. Dlaczego ją dostaje, w miasteczku, w którym poza nim nie ma ludzi, a flaga na maszcie zmienia kolor alarmując mieszkańców, że jacyś się pojawili? Kim jest tajemniczy Kustosz w masce? Czy Zmora na tyle utrzyma swoją krwiożerczą naturę w ryzach, żeby zaparzyć im kawy zamiast rzucić się do gardeł? Co wie o Karolu Cmentarna baba i kim jest Daria?

Czyta się to świetnie, ogląda jeszcze lepiej. (Trochę kojarzy się z Hildą). Komiks skonstruowany tak, że dzieci wciąga, dorosłych też wciąga i w wielu miejscach bawi, ukazując w bardzo łagodny i mądry sposób rzeczy czasem wcale niełatwe.
Pełen jest także bardzo bibliotekarskich spostrzeżeń, gry z czytelnikiem w skojarzenia i szukanie znajomych motywów. Właściwie opisuje go jedno słowo: inteligentny.




Polecamy z pełnym przekonaniem. I dziękujemy za prezent. Raz jeszcze.


Kościsko
Karol Kalinowski KaeReL
wyd. Kultura Gniewu 2016
oprawa twarda
komiks

niedziela, 15 stycznia 2017

Binek

Lubię książki tekturowe.
Lubię książki dużego formatu.
Lubię książki obrazkowe.
Lubię książki "do szukania".
Polubiłam Binka.


Choć wydaje mi się, że podobnie, jak świątynie Majów kryje w sobie jeszcze jakieś tajemnice, których odkrycie wciąż przed nami.

Obrazkowa opowieść o gonitwie chłopca dość pulchnego za psem Pulpetem po takiej właśnie świątyni. Nie bez powodu z podtytułem (nadtytułem) Tam i z powrotem, jak w Hobbicie. Bo docieramy za Pulpetem i Binkiem na koniec książki, a tam w tył zwrot i trzeba wracać, bo wyjścia nie ma. I znowu gonitwa korytarzami, kanałami podziemnymi. Tu czai się wąż groźny, tam stado złośliwych małp. Krokodyle. Dziurawe mostki. Walące się świątynie. I wszędzie te małpy. Można się zgubić naprawdę. Można pomylić czasy. Trzeba być bardzo uważnym. I spostrzegawczym.  Czasem trzeba się cofnąć. A czasem pędzić na łeb na szyje do przodu. A jak już szczęśliwie dotrzemy z powrotem, to okazuje się, że mieliśmy jeszcze coś znaleźć. A jak już znajdziemy, to jeszcze jest wiadomość tajemna do odczytania. Tam i z powrotem, tam i z powrotem...


Książka dla samotnych podróżników, a jeszcze lepiej do podróżowania we dwoje, trójkami, bandą całą. Zabierzemy pewnie na ferie, bo trzeba mieć chwilę, żeby wreszcie odszyfrować tę zagadkę.


Ilustracje pierwsza klasa Adam Wójcicki. Chyba miłośnik Jake'a i Finn'a, tak mi się coś wydaje (ten Binek taki z oczami... i ta wijąca się smycz...)... 






Binek i Pulpet w świątyni Majów
koncepcja Krzysztof Łaniewski-Wołłk
ilustracje Adam Wójcicki
wyd. Dwie Siostry 2016
książka kartonowa
książka obrazkowa



Wydawnictwu dziękuję za książkę.

sobota, 14 stycznia 2017

Komputerowy pingwin


Miał być szybki donos spod choinki, na świeżo, a tymczasem styczeń śmiig, śmiiig...

Tata w sieci, książka, którą na spółkę dostał pod choinką Brat, bo bardzo lubi pingwiny i tatę oraz tata, bo... cóż... 

Tata pingwin jest w sieci. Online. Bez przerwy. Podłączony do Icebooka kolekcjonuje znajomych. Zawsze blisko nich, oddala się od rodziny, żony i synka. Mały pingwin nie wie, czy jego tata jest nerdem czy geekiem, ale wie, że ma właściwie wirtualnego tatę. Oczywiście, ponieważ jest to forma moralitetu, wszystko zmierza najpierw do katastrofy (brak internetu!), potem do jeszcze większej katastrofy. Życie wisi na włosku, żeby w końcu dopłynąć (na krze) do szczęśliwego zakończenia. A wyraz surfować otrzymuje nowe znaczenie. Właściwie nie. Właściwie to odzyskuje swoje pierwotne.


Polubiłam ją za format i rysunki (autorem całości jest Philippe de Kremmeter). Treść zabawna, owszem można powiedzieć umoralniająca, owszem, można doszukiwać się grożenia palcem w stronę dorosłych. To książka o nas teraz. Bo to wcale nie musi być tylko tata. Równie dobrze, a może nawet bardziej czasem mama (tata większość swojego komputerowego życia prowadzi jednak w pracy, a mama? Choćby pisząc kolejny post na blogu...). To wcale nie musi być komputer. Po co, skoro teraz tyle samo potrafi telefon, a ten mamy ze sobą zawsze. To wcale nie muszą być rodzice. To może być Starszy Brat już za chwilę (jak wreszcie uzbiera na wymarzony telefon...).

W zasadzie to jest cokolwiek (nawet książka!), co każe nam odpowiedzieć "za chwilę", "nie teraz", "zaraz skończę"... 

Celna, zabawna, lekko podana, zawierająca w sobie dużo prawdy, obserwacja współczesności.


Ciekawe, czy dlatego wśród pingwinów, że jeden z nich jest "twarzą" Linuxa?




Philippe de Kremmeter
Tata w sieci
wyd. Muchomor 2016
oprawa twarda
ilustracje > tekst