Prawdopodobnie to dla nich nawet lepiej, gdy ich książki nieco je przerastają. Książki dla dzieci powinny zawsze, podobnie zresztą jak i ich ubrania, pozostawiać możliwość dorośnięcia do nich; a książki dodatkowo powinny stanowić bodziec do tego dorastania.
J.R.R. Tolkien

poniedziałek, 31 marca 2014

Wojtek bez portek

Wiersze u nas nie bardzo chodzą. Poza okresowo odkurzanym żelaznym kanonem słabo jakoś. Tuwim, Brzechwa, Groński, Wawiłow. Koniec. O kondycji wierszy współczesnych dla dzieci już pisałam, nie będę się powtarzać. Więc wałkujemy kanon. Jednak czasem próbuje rozszerzać, zwłaszcza, jak dodatkowy impuls się znajdzie. Kiedyś postanowiłam poszerzyć jeden segment kanonu, czyli wiersze Danuty Wawiłow. Pierwszym impulsem było to, że jako wielka miłośniczka pani Wawiłow z dzieciństwa, trafiłam wtem na wiersze, których nie znałam. Drugim, że okazało się, że wiersze to autorskie, ale też bardzo zgrabne tłumaczenia angielskich nursery rhymes i pokrewnych wyliczanek. Trzecim ilustracje lubianej Marianny Oklejak. Czwartym, że wśród wszystkich tych nowości, na samym końcu są nasze ulubione naj Daktyle.


I tak staliśmy się czytelnikami Wierszy dla niegrzecznych dzieci Danuty Wawiłow. Z piżamowej serii Egmontu.
Książka ta, choć miała już na wstępie +1 do atrakcyjności za Daktyle (lubimy tylko te wiersze, które już lubimy), podbiła serca chłopaków dwoma wierszami.

Pierwszy to Kup mi coś. W założeniu jak mniemam miał wspomagać naukę liczenia, bo na tytułowe hasło
Kup mi coś, kup mi coś!
Kup mi, proszę, jeszcze coś!
niestrudzony i niezniechęcony narrator obiecuje kupienie coraz to większej ilości rzeczy po kolei (złoty pałac, dwa tygryski, trzy okręty itp). 
Nas zachwycił swoim zżyciawzięciem. Słowa "kup mi" znajdują się w Słowniku Słów Najczęściej Używanych. W ich towarzystwie nawet tak trudne zwykle do zapamiętania słowo "proszę" pojawia się błyskawicznie (z takim przeciągniętym ooo, znacie ten efekt). Słodki serek, karty piłkarzy, gazetkę, miecz, deskorolkę, karty piłkarskie, ciastka, batonik, karty piłkarzy, lego, precel, karty piłkarskie, deskorolkę, rękawice bramkarza, miecz...

Moje dzieci mają jeszcze jeden podręczny słownik: Słownik Wyrazów Bardzo Śmiesznych. "Majtki" i "portki" prym w nim wiodą (jak również inne, hmmm... okoliczne wyrazy). Siłą rzeczy jednym z ulubionych ich wierszy stał się więc wiersz zaczynający się od słów
Kajtek - bez Majtek
i Wojtek - bez Portek
poszli do kuchni
zrobili porządek.
Ha, ha, ha... No boki zrywać... Michał-Kichał, Agata-Sałata...
W zasadzie od razu został zmieniony tytuł książki na Książkę o Kajtku bez majtek.

Ja polubiłam wiersz o dziewczynce, która (w Krakowie, a może w Łodzi) kiedy była grzeczna, to grzeczna była nad podziw, a kiedy była niegrzeczna, to tak, że coś okropnego!


Wiele z tych wierszyków jest naprawdę fajnych. Trochę są odjechane, czasem trochę straszne, czasem nostalgiczne, często zabawne. 
No i te angielskie. Niezwykle melodyjne melodią inną niż ta, do której przywykliśmy. 



 

Danuta Wawiłow
Wiersze dla niegrzecznych dzieci
zilustrowała Marianna Oklejak
wyd. Egmont (seria: Wierszem napisane) 2013
oprawa twarda
ilustracje = tekst
Z tej serii (prawda, że piżamowa?) było już o delatourowym Tuwimie. Czyli kanon, kanon i jeszcze raz kanon.

sobota, 15 marca 2014

Coś drgnęło

Coś drgnęło, bo musiało, z jednej strony.
Musiało ma postać obowiązku czytania 20 min. dziennie, codziennie. Rodzicowi przez dziecko, zupełnie odwrotnie niż przywykliśmy. A przyznać należy i pochwalić, że Lektor wykazuje się zadziwiającym poczuciem obowiązku, jeśli nawet nie tryska entuzjazmem przy tym. Ostatnio musiało ma również postać przynajmniej pięciu rozdziałów Plastusiowego Pamiętnika samodzielnie przeczytanych. Nie będę się rozwodzić, bo wywołuje to we mnie uczucia co najmniej ambiwalentne, owszem, jak powiedział szef pingwinów. Raz, że taka cegła, dwa, że taki straszliwy staroć, trzy, całkowicie nieobiektywnie, że akurat PP nigdy nie lubiłam, a teraz nawet jakby mniej. Więc o pomyśle, żeby to akurat była Ta Pierwsza Samodzielna Lektura dla Pierwszaków (i to na prawdę nie ma znaczenia czy 6+, czy 7+) nie będę tu dyskutować. Mam tylko nadzieję, że nie poczyni spustoszenia w chęciach i zapale, który staram się podsycać, jak mogę.

Ale mimo to coś drgnęło, bo było nie było trening czyni mistrza, a Übung macht den Meister. Trzy przeczytane rozdziały jakiejkolwiek książki powodują mimowolne zwiększenie płynności. Wczoraj z okazji weekendu, a więc odpoczynku, zaproponowałam Staśkowi inną książę do głośnego mi czytania. Wyprawę na biegun. O ekspedycji Amundsena Rafała Witka i Ewy Poklewskiej-Koziełło.
Książkę tę, mimo dotychczasowego niepowodzenia u nas serii Czytam sobie, zakupiłam ostatnio z prostego powodu - mam dużą trudność w przechodzeniu obojętnie obok książek ilustrowanych przez Ewę Poklewską-Koziełło. A te ilustracje są świetne. Sami zobaczcie (podgląd PIdD).
A tu tymczasem dodatkowe miłe zaskoczenie, że książka jest o Czymś. Zdobycie bieguna przez Amundsena (trudno się czyta A-m-u-n-d-s-e-n!). Dopiero potem doczytałam, że to podseria serii: Fakty (jest jeszcze o Titaniku i o misji Apollo na innych poziomach). To lubię (nałogowa czytelniczka reportaży), widać, że to lubi też mój syn. Przeczytał mi wczoraj chętnie (na wszelki wypadek, nie pytałam, czy to lepsze niż PP...).


I coś drgnęło, bo po pierwsze, zadowolenie z przeczytania CAŁEJ książki jest fajnym uczuciem. Po drugie okazało się, że przeczytanie takiej książki jest (uwaga!) - banalne! (uwielbiam szkolne słownictwo...) Po trzecie odnalezione zostały pozostałe książki z serii i choć zapał okazał się słomiany, jednak coś drgnęło. Po czwarte, Czytelnik zażyczył sobie pokazania, czym się różni poziom 2 książeczek, na oko stwierdził, że to też banalne oraz wybrał sobie następne ...trzy.
Coś drgnęło!

 



Wyprawa na biegun. O ekspedycji Amundsena
Rafał Witek
zilustrowała Ewa Poklewska- Koziełło
seria Czytam sobie
wyd. Egmont 2014 
oprawa miękka
ilustracje > tekst

środa, 12 marca 2014

Zgrzebna babska kacabajka


Wiadomo, że dzieci z książek, z bajek, zewsząd uczą się nowych słów, wyrazów, zwrotów. Uczą się chętnie i nie wiadomo kiedy. Poszerzają sobie słownictwo. Potem taki niewielki Człowiek z poszerzonego słownictwa korzysta i zaskakuje otoczenie (i nieraz bawi, przyznajmy) sprawnie formułowanymi frazami:
- Mamo, chciałbym śniadanko. Będę nalegał, niestety.
- Tato, to jakiś nowomodny nonsens!
To małe próbki z 3,5-latków.

Wydaje się, że dzieci poszerzają sobie słownictwo z tego prostego powodu, że go nie mają. Jednak okazuje się, że niby-to ukształtowani i rozwinięci językowo dorośli także poszerzają sobie słownictwo obcując z dziećmi. Oczywiście, większość dorosłych właśnie wtedy przyswaja przynajmniej pięć trudnych do wymówienia nazw dinozaurów, komórek w organizmie odpowiedzialnych za to lub owo, ewentualnie nazwiska zagranicznych piłkarzy. Ale nie tylko.

Sformułowanie, o które poszerzyłam sobie ostatnio słownik i horyzonty to:
zgrzebna babska kacabajka

Chłopcy najpierw biegali po domu wykrzykując (!) "zgrzebna babska kacabajka" jeden przez drugiego (założę się, że popularność tej frazy wzięła się ze słowa babska, które należy do kanonu słów niebywale śmiesznych...chyba kiedyś o nich napiszę), w końcu jednak Stasiek zadał pytanie "Mamo, a co to jest kacabajka?". No i musiałam sobie poszerzyć.

Wszystko za sprawą Cypiska. Tego małego synka rozbójnika Rumcajsa i Hanki. I kolejnego Głosu, który pojawił się w naszym domu. Książki o Rumcajsie i Hance mamy od bardzo dawna, jednak ich czytanie - a może bardziej słuchanie, cóż, okazało się dość trudne. Co prawda od czasu do po kolejnej próbie czytania Staśkowi tata pogrążał się na dłuższą chwilę w tej ciekawej lekturze chichocząc pod nosem, ale sam Stasiek wolał zdecydowanie filmy o rozbójniku. Może było za wcześnie, a może chodziło po Głos (niczego nie ujmując tacie). Wiktor Zborowski radzi sobie świetnie, zarówno z tym - jednak dość trudnym - tekstem, jak i z przykuwaniem uwagi chłopaków, zwłaszcza Brata. A może chodzi o to, że przygody małego Cypiska są bliższe małym chłopcom?

Ponieważ nie mogłam kupić książki z przygodami Cypiska, kupiłam w końcu płytę i okazało się to dużo lepszym rozwiązaniem. Zajmuje dużo mniej miejsca na półce. A słuchać jest czego. Rozdziałów jest ponad 30 a całkowity czas nagrania to 5 godzin. 5 godzin ciekawych przygód, akcji, strzelania żołędziami, spotkań z dziwnymi mieszkańcami Rzaholeckiego Lasu i nie mniej dziwnymi mieszkańcami Jiczina i poszerzania sobie słownictwa. Prawie wystarcza, aż Starszy Brat wróci ze szkoły.



Václav Čtvrtek
Cypisek
czyta Wiktor Zborowski
wyd. Świat Książki
1 CD, format mp3
Czas nagrania 5 godzin i 10 minut



 
A dla wszystkich ciekawych, zniecierpliwionych i żądnych poszerzenia sobie - damska (choć niekoniecznie zgrzebna) kacabajka wygląda tak:
Zdjęcie z tej - czeskiej! - strony

niedziela, 2 marca 2014

In memoriam

Odnaleziona przy okazji remontu i przemeblowań (mają więc swoje dobre strony). Moja ulubiona Pani Twardowska. Jeden z tych obrazów zapisanych na twardym dysku od wczesnego dzieciństwa. To z niej potem uczyłam się "na pamięć" w szkole. 
Teraz odnaleziona z radością, nostalgią, smutkiem po Wiadomości.
In memoriam Janusz Stanny (1932-2014).