Prawdopodobnie to dla nich nawet lepiej, gdy ich książki nieco je przerastają. Książki dla dzieci powinny zawsze, podobnie zresztą jak i ich ubrania, pozostawiać możliwość dorośnięcia do nich; a książki dodatkowo powinny stanowić bodziec do tego dorastania.
J.R.R. Tolkien

środa, 25 maja 2016

Rozmowa o religii

Przeczytałam właśnie książkę, którą, choć ma w tytule "dla dzieci", powinni przeczytać przede wszyscy dorośli. Co to jest islam? Książka dla dzieci i dorosłych, Tahara Ben Jelloum'a.
Pominę rozważania na tematy aktualne i trudne, z których wniosek, że powinni ją przeczytać wszyscy dorośli wypływa tym silniej. Dlatego sama po nią sięgnęłam. Żeby dowiedzieć się i usystematyzować już posiadaną wiedzę, mocno ogólną, jak się okazało. Autor w niezwykle prosty, klarowny sposób przedstawia główne założenia islamu, podstawowe fakty historyczne, wyjaśnia terminy, naświelta tło historyczne i polityczne. Wszystko, jeszcze raz powtórzę, w sposób jasny i prosty.

W połowie książka składa się z rozmowy autora z dzieckiem. Pierwsza wersja książki powstała pod wpływem pytań, jakie dziesięcioletnia córka pisarza zadawała mu po zamachach z 11 września. Kolejna, po zamachach 7 stycznia 2015 r. Autor odpowiada także na pytania dlaczego Europejczycy boją się islamu, jakie są najczęstsze stereotypy i błędy w postrzeganiu tej religii i ludzi ją wyznających. Stara się także wyjaśnić skąd one się biorą i że winni są nie tylko ludzie innych wyznań nie chcący zrozumieć islamu, ale przede wszystkim ci, którzy w imię tej religii, również tak na prawdę jej nie rozumiejąc (bądź nie chcąc zrozumieć), czynią zło i rzeczy straszne.
Drugą połowę książki stanowią teksty, które w ciągu kolejnych lat autor pisał dla zachodniej prasy.

Przede wszystkim jest to więc świetne kompendium wiedzy na temat. I tak jak piszę - dla każdego (co zresztą autor w tytule zaznacza).

Jednak powód dla którego uważam, że książkę tę powinni przeczytać dorośli - rodzice swoich dzieci, jest także inny. Jest to świetny przykład tego, jak można - jak powinno się - rozmawiać z dzieckiem o religii. Każdej religii. Naszej i nie-naszej. Każdej. Oczywiście, wymaga to od nas wysiłku i wiedzy. Czyli nic nowego w wychowywaniu dzieci.

A właśnie. Przez całą książkę autor głosi - za islamem zresztą - pochwałę poznania, wiedzy i nauki, kształcenia i wykształcenia, które w przeciwieństwie do ignorancji i arogancji jest tym czynnikiem, który pozwoliłby ludziom żyć w pokoju, wzajemnym zrozumieniu i poszanowaniu różnic, nie tylko religijnych.





Tahar Ben Jelloum
Co to jest islam? Książka dla dzieci i dorosłych, 
tłumaczenie: Helena Sobieraj, Dorota Zańko 
wyd. Karakter 2015
oprawa miękka
książka bez obrazków
 

środa, 18 maja 2016

Brat poleca - Wilczuś

Najłatwiej oczywiście pisze się o książkach, które zachwyciły. Nas wszystkich. Albo przynajmniej mnie... O tych, które nie, z reguły nie piszę, bo tak. Najtrudniej pisze mi się o książkach, które mnie nie urzekają, za to chłopaków owszem. Bo co napisać? Ich zdolności recenzenckie i ochota współpracy kończą się zwykle na zdaniu "nooo, bo fajne jest".

Tak też jest z książkami o Wilczusiu. Chłopaków wciągnęły, mnie nie za bardzo. Dziwna już jest sama formuła ksiązki - zbiór listów Wilczusia do rodziców, w których opisuje swoje przygody. Choć przyznam, czasem fajnie buduje napięcie pomiędzy "rozdziałami". Prawdopodobnie fajna do samodzielnego czytania (krótkie rozdziały okraszone rysunkami nawiązującymi do tekstu i kleksami - jak to w listach), z drugiej strony fabuła wciągająca raczej Brata niż Staśka, więc o samodzielnym czytaniu raczej nie ma mowy.

Mały Wilk zostaje wysłany sam do szkoły swego stryja, aby nauczyć się być Naprawdę Złym Wilkiem. Do Szkoły Złości i Chytrości. Najpierw musi sam tam dojść, a to kawał od domu. Cały czas pisze listy do rodziców (choć nie zostaje chyba wyjaśniona tajemnica ich doręczenia). Potem okazuje się, że w szkole nie jest tak fajnie, jak miało być, że właściwie dziwny, dość zdegenerowany stryj właściwie nie prowadzi już żadnej szkoły. Mimo to Wilczuś stara się jak może zostać Bardzo Złym Wilkiem. Tyle, że bardziej podobają mu się zabawy drużyny zuchów spotkanych w ciemnym lesie, niż ciemne sprawki stryja...



W końcu Złego Stryja spotyka kiepski koniec (aczkolwiek malowniczy, trzeba przyznać), a Wilczuś postanawia nie wracać jednak do rodziny (być może czuje, że jednak do niej nie pasuje jakby), tylko założyć własną szkołę, tym razem Akademię Poszukiwaczy Przygód. Rodzice natychmiast podsyłają mu młodszego brata do tejże i przygody mogą się toczyć dalej.



Przeczytaliśmy wieczorami obie części, które Brat dostał. Stasiek też słuchał i nie chciał odpuszczać odcinków, ale tak na prawdę fabuła ekscytująca jest dla młodszaków. Czytanie listów na głos jest nieco ...inne. Ale może być. Może dzięki tłumaczeniu, którego autorem jest Ernest Bryll. Za ilustracje odpowiedzialny jest Tony Ross, już nawet rozpoznawany przez chłopaków.
Właśnie pojawiła się kolejna część przygód Wilczusia, ale moja informacja na ten temat nie znalazła oddźwięku w natychmiastowej żądzy posiadania. Nie naciskam.

Ian Whybrow
Księga straszliwej niegrzeczności, napisał Wilczuś z wielkiej złości
Małego Wilczka księga Wilkoczynów

ilustrował Tony Ross
tłumaczył Ernest Bryll,
wyd. Poradnia K. 2015

oprawa miękkotwarda?
tekst > ilustracje

piątek, 13 maja 2016

0:1

Czas nie gra roli, okazuje się. Realia nie grają roli. Niezrozumiałe (zapewne) słowa, czyny i zjawiska nie grają roli. Ważne, że grają. W nogę, oczywiście.

Nie czytałam Bahdaja typowo chłopaczych książek. A więc Do przerwy 0:1 również nie. Przypomniałam sobie o takiej książce szukając czegokolwiek w zakresie staśkowych obecnych, nieustających piłkarskich zainteresowań. Ale, szczerze powiedziawszy, nadal nie miałam zbyt ochoty czytać (jako lektor), (choć pokazały się bardzo apetyczne, małe wydania bahdajowych książek z fajnymi okładkami Piotra Sochy!). A i nie wróżyłam - być może niesłusznie - żeby Stasiek podołał temu nieco już archaicznemu jednak językowi samodzielnie. Ale gdy trafiłam na audiobooka, to co innego. Dla moich maniaków "czytania uszami", spragnionych wciąż nowości - zaryzykowałam.

Chwyciło, jeszcze jak. Z 420-ma minutami słuchania poradzili sobie w dwa (2!) dni. Pół deszczowej niedzieli (drugie pół spędzili na podwórku kopiąc piłki prawdziwe, jak słońce wyszło). Kolacja, kawałek poniedziałku poszkolnego. Kąpiel (tak, nawet do łazienki powędrowali z odtwarzaczem).
Przy czym zwykle słuchanie towarzyszy im przy robieniu czegoś, tym razem prawie się nie ruszali, zasłuchani. Woda w wannie nawet nie chlupotała! Nie można się było do nich odezwać. Obiad zjedli w wielkim pośpiechu.

Przymykam ucho na trenerów-działaczy, przy półlitrze rozprawiających o przyszłości drużyny. Przymykam ucho na proponowaniu mocno nieletniej młodzieży "chociaż ciemnego piwa". Akcent z Woli jest dla mnie równie abstrakcyjnym pojęciem, co akcent z południowego Londynu, w odróżnieniu od północnego. Jak dla mnie (choć przyznam, nie słuchałam uważnie i tylko urywki), klimaty bardziej jak ze Złego Tyrmanda. Ale chłopakom się spodobało. I świetnie. Najfutbolniejsi w wersji retro? Czemu nie.





Adam Bahdaj
Do przerwy 0:1
wyd. Lissner Studio
audiobook
mp3, 420'
czyta Andrzej Szopa

środa, 11 maja 2016

Szaleństwo katalogowania


Nie czytuję dzieciom Eco (jeszcze). To moje pierwsze skojarzenie z książką o Alfredzie Bułeczce poszukującym swojej sztucznej szczęki. 
Rzeczy Alfreda. Początkowo w nieładzie strasznym. Zatyczki do ucha obok niedojrzałego banana i tarantuli. Trudno się w tym odnaleźć. Należy więc rozpocząć se-gre-go-wa-nie. Nakrycia głowy. Kaczki i wabiki. Portrety. Narzędzia. Mrówki. Żółte. Małe jazgoczące pieski. Zepsute. Na "S".
Całe góry kartonów z tym wszystkim. Tytułowa szczęka znalazła się, a jakże. Na swoim miejscu. W szafce na zęby. Na swoim miejscu. Oczywiście.



Czasem czuję się jak Alfred. Codziennie kataloguję, dzielę na kategorie układam na miejsca. Spółdzielnia Pracy "Próżny Trud". Marzę, żeby zapakować do kartonów i wysłać kontenerowcem na drugi koniec świata. Ja sama niekoniecznie, ja mogę zostać w Pustym. 
Innym razem (tysiąc razy dziennie!) jestem jak siostry-Dobra-Rada. Bo ja wiem, gdzie co jest. Mam oczy dookoła głowy, mój umysł rejestruje samorzutnie klocek lego pod kanapą, książkę pod poduszką, coś co się zapadło pod ziemią - za łóżkiem. Bo mój umysł już się nauczył, że na pewno ktoś będzie szukał, ktoś zapyta. Więc to ja wiem, gdzie co jest. Gdzie mogłoby leżeć. Gdzie powinno się znajdować. I to niebywałe zdumienie chłopaków, gdy coś odnajdują tam, gdzie być powinno. Na swoim miejscu. "Swoje miejsce" to najmniej oczywiste miejsce, na którym można znaleźć cokolwiek.

Bardzo nam się spodobał bałagan i porządki Alfreda. I chłopakom. Bratu chyba jako całość. Do tego stopnia, ze sam zaczął nam "czytać". Błyskawicznie zapamiętał co jest czym czego. Po Kto kogo zjada to druga samodzielnie "czytana" książka. Stasiek lubi najbardziej rzeczy zepsute. Tatę ubawiła słuchawka Bluetooth w ...szafce na zęby oczywiście. Mi też się podoba, choć jak widzicie, doszukuję się drugiego dna i lustro widzę.





Szczęka Alfreda
Jon i Tucker Nichols
wyd. Dwie Siostry 2016
oprawa twarda
ilustracje > tekst




Wydawnictwu dziękuję za książkę.