Po fantastycznej serii o przygodach Mai, Ciabci i Monterowej, która jest zupełnie, nomen omen, bajkowa, zaczynam odkrywać, że Marcin Szczygielski to nie tylko Czarownica piętro niżej czy Tuczarnia motyli (a czytamy właśnie trzeci już tom). Szczygielski, autor jak niewielu innych współczesnych, utytułowany i nagrodzony na wszelakie sposoby, książek napisał już sporo, jednak poza majkową serią są to książki dla Straszaków raczej. Ostatnio odkryłam dwie, Za niebieskimi drzwiami i Teatr Niewidzialnych Dzieci. Obie bardzo dobre, zasługują na osobne wpisy. Dziś niebieskie drzwi.
Zaczyna się trzęsieniem ziemi, a potem napięcie rośnie. Dwunastoletni Łukasz wyjeżdża z mamą na wyczekane wakacje, ale po drodze mają wypadek. W jego wyniku, po długich tygodniach spędzonych w szpitalach, Łukasz kuleje i z trudnością porusza się o kulach, a jego mam wciąż leży pogrążona w śpiączce. Chłopcem zajmuje się starsza sąsiadka, ale wkrótce zjawia się dziwna, nigdy nie widziana ciotka i zabiera Łukasza na drugi koniec Polski, z dala od szpitala, mamy, sąsiadki, znanego, choć wywróconego do góry nogami świata.
W nowym miejscu, w dziwnym domu-pensjonacie nad brzegiem morza chłopiec poznaje nie tylko ciotkę i rodzinną historię, ale sam dom z jego tajemnicami ukrytymi za niebieskimi drzwiami. Odkrywa magię i inny świat, początkowo uroczy i fascynujący, który jednak z czasem staje się groźny, zagrażając także światu "normalnemu". W końcu Łukasz znajduje też nowych przyjaciół, którzy pomogą mu poukładać sprawy, które wymknęły się spod kontroli.
W trakcie czytania przyjemne dreszcze pełzają po plecach (jak ciotka po suficie), a napięcie trzyma do ostatniej chwili.
Podoba mi się w tej książce koncept, że uratować świat można za pomocą poszewki na poduszkę i sekatora. Nie potrzeba czarodziejskich artefaktów, magicznych przedmiotów, po które trzeba się najpierw udać w niebezpieczną, pełną przygód drogę (choć takie klasyczne opowieści również bardzo lubię). U Szczygielskiego, choć okoliczności są jak najbardziej magiczne i niezwykłe, wystarczy mieć głowę na karku i użyć tego, co jest pod ręką. Tak po prostu.
A zakończenie, które wywraca wszystko do góry nogami, pozostawia z trochę niedomkniętą buzią i pewną furtką na kontynuację, też niczego sobie.
Niedawno w kinach pojawił się film na podstawie książki. Nie miałam jeszcze niestety okazji się wybrać, zastanawiam się też, czy może mi towarzyszyć dziewięciolatek (ta pełzająca ciotka jednak...)? Mam nadzieję, że film w pełni wykorzystał potencjał opowieści.
Za niebieskimi drzwiami
Marcin Szczygielski
wyd. Instytut Wydawniczy Latarnik
Oficyna wydawnicza AS 2014
miękka oprawa
książka do czytania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz