Prawdopodobnie to dla nich nawet lepiej, gdy ich książki nieco je przerastają. Książki dla dzieci powinny zawsze, podobnie zresztą jak i ich ubrania, pozostawiać możliwość dorośnięcia do nich; a książki dodatkowo powinny stanowić bodziec do tego dorastania.
J.R.R. Tolkien

czwartek, 16 sierpnia 2012

Lektura wakacyjna

Wakacyjna lektura. Wakacyjna prawdziwie, bo odnaleziona na wakacjach, w naszym wakacyjnym domu dziadków. Wakacyjna w treści, wyglądzie i długości, bo księga duża, gruba i na wiele wakacyjnych wieczorów starcza. I choć przeczytaliśmy już niezliczoną jakby ilość historii o dobrych i złych dziewczętach, mądrych i głupich braciach, mało rozgarniętych książętach, którzy nie poznają na pierwszy rzut oka swoich ukochanych, podmienionych na brzydsze siostry, parobkach, którym wszystkim, co do jednego, na imię Janek, tajemniczych starych babkach i wszelkiej maści czarownikach i czarownicach - końca nie widać. I nie, żebyśmy skąpili sobie doznań, czytujemy po dwie, trzy historie na raz. Po mału zaczynam już wieczorową porą rozrzucać, niby przypadkiem, inne książki w okolicy łóżka, ale Stasiek wytrwale nadal żąda Śpiewającej lipki. Czyli u nas wakacyjny festiwal baśni ludowych, baśni Słowian Zachodnich.


Jak napisałam - w takim natężeniu troszkę wychodzi bokiem zarówno niedomyślność przepięknych (co do jednego) książąt, okrucieństwo macoch i głupota i wredota przyrodnich sióstr, schemat baśni można przy tym wykuć na blachę. Wszystko jest wystarczająco umowne, wystarczająco czarno-białe, jednoznacznie dobre lub złe. Akcja z reguły nie bywa zbyt zawiła, dłużyzn nie ma, ani opisów przyrody. W odpowiednich momentach deus ex machina "cudem wybrnąwszy z opresji" bohaterowie znajdują się w kolejnych epizodach. Krew nie leje się strumieniami, zbyt straszno też nie bywa, dobro i piękno zawsze zwyciężają. Do tego wszyscy mają wielkie oczy i kolorowe stroje wyrysowane przez Helenę Zmatlikową. Bardzo są "bajkowi".

Aby nie zbajkować całkiem zabawiam się między wierszami odszukiwaniem narodowych cech w kolejnych baśniach: łużyckich, polskich, czeskich i słowackich. Czasem się udaje i to jest zabawne.


Podobno jest to dla wielu Książka Dzieciństwa. Radość zapanowała, kiedy ją niedawno wznowiono. Nawet Tata chłopaków ucieszył się na jej widok stwierdzając, że to pierwsza książka, nad którą siedział do drugiej w nocy (rety!) Ja, przyznaję, jej nie pamiętam, choć teraz znalazłam ją w domu rodzinnym. Ale zdaje się, że jest książką napływową, że dostałam ją kiedy już inne lektury mnie pochłaniały, zapewne z drugiej ręki i została, jak wszelkie zbiory baśni, do których mam jednak wielki sentyment. Jak widać nic straconego, nadrabiam teraz braki w znajomości coraz większej i większej ilości sióstr, braci, parobków, książąt i cud-dziewczyn...
Przydadzą się, jak po wakacjach przesiądziemy się na baśnie, które czekają na nas w domu.
Stasiek szczerze poleca.
Tylko za chiny nie mogę zapamiętać, że ta lipka jest śpiewająca... Dla mnie za każdym razem jest ...święta... Cóż, tę wycieczkę klasową pamiętam dość dobrze: Wilczy Szaniec i Święta Lipka jednego dnia...



Śpiewająca lipka, bajki Słowian Zachodnich
ilustrowała Helena Zmatlíková
wyd. Śląsk przy współpracy z wyd. Ludowe nakładnistwo Domowina 1980
oprawa twarda
tekst > ilustracje

1 komentarz:

  1. ach! pamietam te ilustracje z dziecinstwa! Ciekawa jestem, co sie stalo z ta ksiazka, bo strych przeszukany bez powodzenia...

    OdpowiedzUsuń