Ponieważ czytałam ostatnio zupełnie inną książkę o Japonii u schyłku szogunatu i epoki samurajów, przypomniałam sobie o klasyce samurajskich historii.
Historia 47 roninów jest zupełnie inną historią, niż ta filmowa z Keanu Reevesem. Bywa. Nader często. "Książka była lepsza" jak mawiała koza żująca taśmę filmową.
To klasyczna historia o wiernych wasalach, którzy po niesprawiedliwej w gruncie rzeczy, choć zgodnej z prawem śmierci swojego pana, postanawiają zemścić się na człowieku, który do niej doprowadził. Sprawiedliwie w gruncie rzeczy zemścić się, choć niezgodnie z prawem. Po latach przygotowań w ukryciu i sprawnie przeprowadzonej akcji poddają się temu prawu, z iście japońskim fatalizmem, a ono poświęca ich na swoim ołtarzu mimo zachwytów nad ich lojalnością, wiernością i odwagą. It's not an american story.
O ile w Japonii historia ta jest znana zarówno w formie opowieści, jak - przede wszystkim - sztuk teatralnych, a także z graficznych przedstawień serii drzeworytów, o tyle my mamy do dyspozycji albo dość fantasmagoryczny wytwór filmowy, albo całkiem drętwo napisaną książkę Johna Allyna. Ani w nich ponurego japońskiego fatalizmu, ani przepychu i lekkości kolorowych drzeworytów Kuniyoshiego czy Hiroshige.
Aż tu nagle wtem.
Przypadkiem natknęłam się na fantastyczny komiks o 47 roninach. Autorem scenariusza jest Mike Richardson, który wiele lat przygotowywał się do tego przedsięwzięcia, a lekcje historii i kultury Japonii odrobił w tym czasie bardzo dobrze. W końcu zaprosił do współpracy Stana Sakai, ilustratora tworzącego od lat (30 już?) japońskie komiksy o króliku-samuraju Usagi Yojimbo (który zresztą swoją karierę rozpoczynał również jako ronin, Usagi, nie Sakai), rewelacyjnie potrafiącego narysować nie tylko królika i nosorożca, ale również i deszcz, i wiatr i wszelkie emocje, a nawet brak emocji. Powstał komiks nie dość, że fantastycznie opowiadający klasyczną historię, to rewelacyjnie narysowany. Królik jest komiksem czarno-białym, a 47 roninów wypełnionych subtelnie dobranymi kolorami przywodzi na myśl kolorystykę japońskich drzeworytów.
Dla wszystkich miłośników tematyki pozycja obowiązkowa.
Kategoria wiekowa? Treściowo to oczywiście pozycja dla Starszaków, o ile nie dla dorosłych. Ale Sakai rysuje tak, że nie miałam żadnych oporów przed pokazaniem tego komiksu Bratu, który samurajów darzy od lat wielką estymą. Niby brutalna historia, jak większość japońskich, ale jego wyczucie tego co i jak pokazać jest tak wielkie, że oglądanie tego komiksu jest czystą przyjemnością.
P.S.
Trzy lata temu krakowska manggha zorganizowała wystawę Skarbiec wiernych wasali. Dramat 47 roninów, której towarzyszyły świetne warsztaty i fantastyczna wystawa/plac zabaw dla dzieci. Myślę, że to od tamtej pory Brat tak lubi wszystko, co samurajskie, dla niego długo manggha była "miejscem, gdzie mieszkali samurajowie". Miał wtedy 2 lata, a wystawę pamięta do dziś, więc emocje musiały silne. Temat zatem jest bliski w jakiś sposób nam wszystkim.
47 roninów,
Mike Richardson
Stan Sakai,
wyd. Egmont 2015
oprawa twarda
komiks
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz