Pytanie zadane w tytule dręczy mnie czasem. No bo czemu? Pewnikiem to ze mną coś nie tak, ale jednak nie bardziej niż zwykle. Więc dlaczego? Może jednak zbyt mało czasu poświęciłam, żeby się dogłębnie zapoznać? Czasem pewnie tak. Ale czasem nie, a nadal nie zachwyca. Czy to kwestia zwyczajnych degustibusów?
No dobrze, to ja wiem, że mnie nie zachwyca, ale co dalej? Skoro wszystkich w koło zachwyca. Trochę jakby nie wypada się przyznać... Ale korci. A może inni też tak mają? Może odetchną z ulgą (a ja razem z nimi)? Może wyjdą z cienia wszech-zachwytów?
Rzecz o Domu Roberto Innocentiego i J. Patricka Lewisa.
Rzecz o Domu Roberto Innocentiego i J. Patricka Lewisa.
Mierząc się jednak odważnie z obiektywizmem muszę przyznać, że nie jest to książka pospolita i na pewno nie ginie w zalewie ani w powodzi. Robi wrażenie. Zwłaszcza pierwsze. Na pewno można miło spędzać przy niej dłuższy czas, samemu, grupowo, z najmłodszymi i tymi starszymi też. Może dostarczać wrażeń, pretekstów do rozmyślań i rozmowy. Być może nawet wzruszeń, zwłaszcza jak komuś spodobają się teksty towarzyszące, poetycko-nieco łzawe... Podobno najpierw były ilustracje, a potem artysta wpadł na pomysł okraszenia słowem. Trochę szkoda.
Można ją "czytać" wedle instrukcji (tej poetyckiej), można snuć własne opowieści (tak lubimy najbardziej). Może skłonić do poszukiwania starych rodzinnych-domowych fotografii. Może służyć jako nienudna lekcja historii.
O ile oglądacz nie będzie zbyt natarczywie przyglądał się plastelinowym twarzom. Fajnie by się oglądało te ilustracje z daleka. Ale jednak korci, żeby zagłębiać się w szczegóły. A wtedy widać aż za dużo.
Mimo wszystko - na pewno warto zobaczyć tę książkę. I wyrobić sobie własną opinię.
...
A może tym, co mnie zniechęciło do tej książki jest brak happy endu? Bo to, co się wyprawia na ostatnich stronach - jak dla mnie - happy endem na pewno nie jest...
Roberto Innocenti
Dom
teksty J. Patrick Lewis
wyd. Bona 2012
oprawa twarda
ilustracje > tekst
O ile oglądacz nie będzie zbyt natarczywie przyglądał się plastelinowym twarzom. Fajnie by się oglądało te ilustracje z daleka. Ale jednak korci, żeby zagłębiać się w szczegóły. A wtedy widać aż za dużo.
Mimo wszystko - na pewno warto zobaczyć tę książkę. I wyrobić sobie własną opinię.
...
A może tym, co mnie zniechęciło do tej książki jest brak happy endu? Bo to, co się wyprawia na ostatnich stronach - jak dla mnie - happy endem na pewno nie jest...
Roberto Innocenti
Dom
teksty J. Patrick Lewis
wyd. Bona 2012
oprawa twarda
ilustracje > tekst
Mojej wrażliwości też zbytnio nie odpowiada :) Ale akurat mojemu mężowi wpadła w oko. Innocenti chyba należy do nielicznych "ilustratorów" zajmujących się teraz przestrzenią w obrazie. A to tradycja żywa w sztuce europejskiej - sięgająca rewolucyjnego Giotta. Teraz wydaje mi się lekko zapomniana i być może przez to ciekawa?
OdpowiedzUsuńBasca
Mnie się te ilustracje skojarzyły z kadrami "podglądanymi" przez okna renesansowych obrazów.
UsuńMi najbardziej z obrazami Pietera Bruegl'a, który zresztą namalował cykl "Pory roku" :)
UsuńBasca
Też, ale jednak nie miałam śmiałości porównania. Pewnie przez te twarze...
UsuńRzeżucho, mnie "Dom" również nie urzekł, żadne zachwyty tego nie zmienią.Wierzę w "chemie" między książką a czytelnikiem.Tym razem nie zaiskrzyło.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy można tutaj dopatrywać się jakiegoś "endu", ale faktycznie - zakończenie jest mocno krytyczne wobec współczesności.
OdpowiedzUsuńRzeżucho, dostałaś moją wiadomość na priv?
Odnalazłam ją i odpisałam.
UsuńA z drugiej strony wcale nie jestem pewna, czy to zakończenie jest takie znów krytyczne. Jeżeli przyjmiemy, że obrazy opowiadają historię domu bezstronnie, to opowiadają, a ona jest taka, a nie inna także w r. 1999. Mnie się nie podoba, ale przecież dookoła pełno takich domów, nie wierzę, że ludzie mieszkają w nich bez przyjemności ;) Być może są osoby, które dopiero na ostatniej stronie westchną ukontentowane, że wreszcie ten dom wygląda jak dom.
to ja z tych, którzy odetchnęli z ulgą :)
OdpowiedzUsuńTo ja oddycham podwójnie :) Obawiałam się gromów, albo przynajmniej urażonego milczenia ;)
UsuńPozdrawiam.
Tej akurat książki nie miałam w ręku, ale jestem w stanie od razu podać dwa tytuły głośnych ostatnio książek, które wzbudzają powszechny zachwyt, a nawet wręcz entuzjazm, a ja się ciągle dziwię "dlaczego".
OdpowiedzUsuńHm...
A może to dyskutowana gdzie indziej kwestia niechęci do krytykowania? A może opisanie książki, czy napisanie o książce bierzemy (ja też!) już za pochwałę (jak nie ma jednoznacznie negatywnego przekazu), podczas gdy - po ponownym przejrzeniu kilku stwierdzam - w sumie nie we wszystkich recenzjach są jednoznaczne zachwyty.
OdpowiedzUsuńAle o plastelinowych twarzach zdaje się jeszcze nie było :)
UsuńNie przyglądałam się zbyt szczegółowo tej książce, już bardziej zainteresowała mnie inna książka tego ilustratora Pinokio - chyba ze względu na różnorodność, dynamikę ujęć.
Basca
U nas jako ilustracja do historii o nieistniejącym już siedlisku moich dziadków, które kiedyś odwiedziliśmy ze Starszym. Ale bez powrotów do. Ja sam? Chyba jednak pro :)
OdpowiedzUsuń