Prawdopodobnie to dla nich nawet lepiej, gdy ich książki nieco je przerastają. Książki dla dzieci powinny zawsze, podobnie zresztą jak i ich ubrania, pozostawiać możliwość dorośnięcia do nich; a książki dodatkowo powinny stanowić bodziec do tego dorastania.
J.R.R. Tolkien

niedziela, 1 lutego 2015

Czy to jajko jest świeże?

Z jakiegoś względu tę książkę najpierw przyniosłam do pracy. Gdy przeglądałam podekscytowana, że mam wreszcie! własną i rzeczywiście, jaka ładna, warto było, jak dobrze itd... koleżanki zaglądały mi przez ramię. I zdziwienie. Co? O rolnictwie? No, wiadomo, dużo czasu spędzacie na wsi, ale żeby aż tak... Uśmiechy. Potem książka zaczęła wędrować z rąk do rąk.
Najpierw oglądanie, że jaka ładna. No właśnie. Ona JEST ŁADNA. Ilustracje Julii Rothman są ładne. Niezwykle dokładne w swojej umowności. Szkicowe, choć nie pozbawione dokładności. Nasionka, gałązki, futro i pióra, śrubki, ząbki piły, dziurki w durszlaku... Do tego świetna kompozycja, układ stron, jedność z dokładnie rozplanowanym tekstem.

Chwilę później o treści. O, jakie zabawne: rodzaje kogucich grzebieni, kolorowe jabłka, rodzina bakłażanów, przedziwne, ile pije dziennie krowa, a ile kura. Jeszcze później zachwyty: przepis na wekowanie pomidorów! zawsze chciałam wiedzieć, jak nazywa się ta część krowy, o, jak rozpoznać świeże jajko! które kwiaty można jeść, podobno nasturcje. Wreszcie nawet zawodowe zainteresowanie: proszę, nawet naturalne barwniki są, rośliny, którymi można farbować wełnę, hmmm, jak wełnę to i co innego, jak myślicie? I tak kilka całkiem dorosłych kobiet przez pół godziny oglądało książkę. Dla dzieci?

Potem mąż w domu. Najpierw to spojrzenie, że znów, oczywiście, obejrzę, skoro nalegasz, uprzejmy jestem... Za chwilę zatopił się w studiowaniu przybliżonego czasu występowaniu pierwszych jesiennych i ostatnich wiosennych przymrozków na kontynencie amerykańskim (no, niestety tylko), przekroju gleby, typologii siekier, rzędu końskiego, pieńków i tego jak rozpoznać świeże jajko... I tak całkiem dorosły mężczyzna przez pół godziny oglądał książkę. Dla dzieci?

Mnie ona przypomina poradniki gospodarstwa domowego, gdzie było i o gotowaniu, i o sprzątaniu, i sposoby wywabiania plam, i dbania o rośliny doniczkowe oraz przeganianie moli z szafy... Albo niemieckie książki mojej babci o tym jak zrobić coś z czegoś innego... (dlaczego niemieckie one były?). Ale w o ileż atrakcyjniejszej oprawie. A są i przepisy (całkiem liczne: na ciasto z marchewki, ciasteczka owsiane, racuchy, mieszankę ziół do chleba, pikle, zapiekankę, pieczeń, barszcz, jagnięcinę), metody wekowania, ćwiartowania, peklowania, seroważenia, pieczenia chleba, dojenia,  wędzenia. Są popularne rodzaje stodół, wieżyczek na stodołach, drzwi do stodół. Typologia kurników, płotów, maszyn rolniczych, kóz, kur, rogacizny i nierogacizny, baldaszkowatych, kukurydzy, fasoli i chmur. Schemat pszczoły, kołowrotka, tuszy wieprzowej, końskiego kopyta, krowiego żołądka, dojarki, budowa jaja. Jest nawet robienie chodniczka ze szmatek.

Przyznaję, chłopaków średnio obeszła (może z wyjątkiem strony z rodzajami węzłów!), ale w końcu właściwie to kupiłam ją sobie. I od czasu do czasu pochłania mnie na chwile dłuższe lub krótsze. Nie umiem czytać jej od deski do deski, ale chyba nie po to została stworzona. Skaczę, od cirrusów do bakłażanów, od dyni i wyrobu świec do schematu orania pola. Nie umiem ustać w miejscu. Chciałam mieć po prostu ładną książkę. Ciekawość pcha mnie dalej i dalej, żeby poznać całą anatomię farmy.




Superpodgląd u ZOrrO



Anatomia farmy
Julia Rothman
wyd. Entliczek 2014
oprawa miękka
ilustracje = tekst

3 komentarze:

  1. A ja chodzę wokół tej książki i chodzę! :) I sama nie wiem. Może bym przyjęła, że kupuję ją dla siebie? Wtedy mniej bym chodziła i już bym miała :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Na początku udawalm, ze chce ja mieć dla dziecięcia, ale teraz to mam to gdzieś i kupie dla siebie, a co! Jak dziecię będzie chciało to łaskawie dam obejrzeć. Może.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zrobienie coming out'u i przyznanie się (głownie przed sobą, często też przed współmałżonkiem :) ...) że te książki "dla dzieci" kupujemy SOBIE to bardzo oczyszczające doświadczenie :) I jaka ulga - koniec z wymyślaniem pretekstów i usprawiedliwień! Polecam!

    OdpowiedzUsuń