To chyba będzie seria postów na pożegnanie. Brat tłumaczył ostatnio dwuletniej koleżance, że to ona jest mała, a on duży. Poza tym, szczerze mówiąc, półki zaczynają cierpieć na chroniczną ciasnotę. A za nami Targi, a przed nami Święta. Pora na porządki, a przy porządkach, jak to zwykle bywa znajdujemy jakieś z dawna niewidziane książki, fajne, które lubliśmy lub lubimy nadal, a których jakimś trafem nie pokazywaliśmy.
Książka, którą Tata przywiózł z dalekiej podróży. Znany autor, rzecz nie znana. Nawet do tej pory, bo polskiego wydania nie ma, choć jego książek coraz więcej (wtedy była tylko gąsienica).
Eric Carle, The Very Lonely Firefly. Rzecz o świetliku.
Świetlik szuka towarzystwa, ale różne światełka, które znajduje nie są innymi świetlikami. Okazują się a to żarówką, a to latarką, a to oczami obudzonej sowy... Opowieść toczy się na dwóch płaszczyznach, bo z jednej strony mamy opis poszukiwań świetlika (na białych marginesach po lewej), a z drugiej strony historię, która toczy się wewnątrz obrazków, czyli co to za żarówka, kto ją zapalił, kto obudził sowę itd.
Dość ciemna w kolorach książeczka, ale cóż, świetliki lubią latać nocą. Za to na końcu... na końcu jest NIESPODZIANKA! Zdradzać? Nie zdradzać? Zdradzać?
............... na ponadprzeciętnie grubaśnej ostatniej kartce wymalowane są świetliki, które nasz Samotny wreszcie jednak spotkał. I kilka z tych świetlików ma ...światełko w pupie (no, jak to świetliki). Prawdziwe światełko. Mikrożaróweczki. I one tak mrugają mryg mryg na zmianę. Uroczo.
Eric Carle,
wyd.Philomel Books
książka kartonowa
ilustracje > tekst
książka kartonowa
ilustracje > tekst
o nasz ulubiony Eric Carle! I to do tego wydaniu jakiego nie znałam! :)
OdpowiedzUsuń