Propozycja dla wszystkich, którzy nie mają czasu lub ochoty na czytanie bardzo długiej Czarownicy piętro niżej. Nie chcę tu nikogo urazić, ale przez to, że w tak niedługim czasie przeczytałam obie książki siłą rzeczy skojarzenie nasuwają się same.
Podlegają one temu samemu schematowi: kilkuletnia dziewczynka na mniej lub bardziej niespodziewanych wakacjach u mało znanej (mało lubianej prze to?) babci, mieszkającej w dziwnym starym domu, bez telewizji i innych wydawałoby się niezbędnych elementów współczesnego świata. I odkrycie, że ani babcia nie jest taka znów dziwna, ani świat bez telewizji nie jest tak nudny i nieciekawy. Ba, w obu książkach niebagatelną rolę odgrywa czarny kot.
Ilustracje ze strony Ilustratorki |
A więc różnice?
Różnicą jest głównie objętość, ciężar i konsystencja. Czarownica to kawał książki, skomplikowana intryga z wątkami pobocznymi, długo się rozkręcająca, z nakreślonym szczegółowo własnym mikroświatem. Kot kameleon jest opowieścią dużo prostszą - i bynajmniej nie jest to określenie wartościujące cokolwiek. Świat opowieści jest nakreślony szybko, bez zbędnych opisów, ot tak, żeby zorientować się w ogólnym zarysie: siup, od razu jesteśmy w samochodzie jadącym do celu, konieczność wyjazdu wspomniana mimochodem, domek babci i ona sama opisane tyle ile trzeba, żadnego przydługiego startu, od razu się dzieje to, co ma się dziać, bez historii pobocznych (może dlatego, że Maja miała spędzić u ciabci 6 tygodni, a Natalia u babci zaledwie weekend?). Odkrywanie skarbów na starym strychu, oswajanie nieufnego kota przebiegające równolegle z oswajaniem się Natalii z babcią. Wokół wszystkiego unosi się przyjemny zapach świeżej drożdżówki...
Jeszcze jedną różnicą pomiędzy tymi książkami jest magia. Mocno obecna w Czarownicy, tu nie jest tak jednoznaczna, no, może jest jej trochę, ale może to tylko wyobraźnia? Tylko, aż...? Natalii, czy nasza?
Kot kameleon to naprawdę sympatyczna opowieść, w dodatku wydaje mi się, że dużo szybciej ma szansę stać się samodzielną lekturą niż wielka Czarownica, która - zwłaszcza Początkujących Czytaczy odstrasza objętością. W Kocie objętość jest zdecydowanie mniejsza, w dodatku litery duże i jakoś tak przejrzyście rozmieszczone na stronach. Rozdziały nie za długie, nie za krótkie. Historia biegnie prosto, bez rozpraszających poboczności. No i ilustracje Emilii Dziubak, z drobinkami kurzu wirującymi w plamach światła, ale też w całkiem (dla mnie) nowej odsłonie fantazyjnych wizji... Wszystko, co może zachęcić do samodzielnej lektury.
Jeszcze jedną różnicą pomiędzy tymi książkami jest magia. Mocno obecna w Czarownicy, tu nie jest tak jednoznaczna, no, może jest jej trochę, ale może to tylko wyobraźnia? Tylko, aż...? Natalii, czy nasza?
Kot kameleon to naprawdę sympatyczna opowieść, w dodatku wydaje mi się, że dużo szybciej ma szansę stać się samodzielną lekturą niż wielka Czarownica, która - zwłaszcza Początkujących Czytaczy odstrasza objętością. W Kocie objętość jest zdecydowanie mniejsza, w dodatku litery duże i jakoś tak przejrzyście rozmieszczone na stronach. Rozdziały nie za długie, nie za krótkie. Historia biegnie prosto, bez rozpraszających poboczności. No i ilustracje Emilii Dziubak, z drobinkami kurzu wirującymi w plamach światła, ale też w całkiem (dla mnie) nowej odsłonie fantazyjnych wizji... Wszystko, co może zachęcić do samodzielnej lektury.
Kot Kameleon
Joanna Wachowiak
ilustrowała Emilia Dziubak
Wydawnictwo Bis 2014
Wydawnictwo Bis 2014
oprawa twarda
tekst > ilustracje
Aniu, dziękuję za rozproszenie myśli niespodziewaną lekturą.
A ja nie dalej jak wczoraj miałam w ręku i stwierdziłam, że wielka szkoda, że litery takie małe. Dla Tomka za małe. :)
OdpowiedzUsuń