Prawdopodobnie to dla nich nawet lepiej, gdy ich książki nieco je przerastają. Książki dla dzieci powinny zawsze, podobnie zresztą jak i ich ubrania, pozostawiać możliwość dorośnięcia do nich; a książki dodatkowo powinny stanowić bodziec do tego dorastania.
J.R.R. Tolkien

piątek, 6 marca 2015

Mamoko forever!

Jesteśmy fanami. Bezkrytycznymi właściwie. Wszyscy. Od lat już.
Choć wydawało mi się, że te karty, to już przerost formy nad treścią, cóż nowego, wszystko już było i dziś, i wczoraj, i jutro, i w ilościach, i na literkę... I że niby za duzi już jesteśmy.


Myliłam się. Nie wytrzymałam. Nabyłam.


Za duzi nie jesteśmy. A żadna forma nie jest w stanie przerosnąć mamokowych treści. A te katy w sumie takie poręczne, można sobie w kąciku na pufiku kontemplować w spokoju jedna po drugiej, jedna po drugiej.

Tak się też zabawialiśmy z Bratem jakiś czas temu (Staśka chyba nie było). Jakieś układanie (on, że w rządku, jak korek, ja, że bardziej urbanistycznie, planowanie przestrzenne i takie tam), dyskusje, poszukiwania znajomych (Hycowie, Cesia Dzióbek, Klementyna z Pikusiem, Zofia Ryjek, Zygmunt Kosmiczny oczywiście - oni wszyscy tu są!) poszukiwania fabuły, albo gapienie się po prostu bez końca. Specjalnie ujęła mnie kwestia muzeum miasta Mamoko.
Miło było.


A tymczasem dostaliśmy wtem paczuszkę. A tam raz jeszcze Mamoko.
Gdzieś w tyle głowy pojawiła się co prawda praktyczna myśl, że skoro drugie to na prezent będzie, jak znalazł, ale myśl ta szybko umknęła przed błyskiem w oku, nie tylko chłopaków, ale moim osobistym też. Bo te karty mają dwie strony. Każdorazowe układanie było więc pasmem rozterek, dylematów i sporów: demonstracja za truskawkami, czy przeciw? Blokowisko, czy park? Park czy szkoła? Elektrownia węglowa czy słoneczna? Szrot czy warsztat samochodowy? Skład opału, czy ...kolejny park? (hmmm, cóż za nieprzypadkowo przypadkowy, przebiegły dobór miejsc...). Osiedle małych domków zawsze przegrywało z posterunkiem policji, a Chinatown z remizą.

A teraz? 
Teraz wreszcie jesteśmy w sytuacji idealnej. Ba, nasze miasto jest idealne. No może nie idealne, ale na pewno duże... W jednym końcu dymią kominy elektrowni, w drugim (koło parku oczywiście) akumulują słońce panele. Demonstracje są za i przeciw, w imię tolerancji i swobód obywatelskich. Policjanci (lub złodzieje) mogą mieszkać w małych domkach, a strażacy stołować się u Chińczyka.

Historyczne pierwsze megaMamoko ułożone przez chłopaków i Zosię




Mam oko na miasteczko
Aleksandra i Daniel Mizielińscy
wyd. Dwie Siostry 2014
karty do układania (25 szt)

 

Wydawnictwu dziękuję za rozwiązanie dylematów drugim egzemplarzem. Proponuję rozważenie sprzedawania dwupaków.


P.S. Multiplikacja egzemplarzy w celach osiągnięcia maksimum zadowolenia formalno-treściowego nie jest bynajmniej naszym wynalazkiem. Pewna znajoma miłośniczka relacji rodzinno-sąsiedzkich na ulicy Czereśniowej marzy już nie tyle o całym roku, ale przynajmniej o dwóch. Podobno mając 8 książek można by ustawić je w kółko, a wtedy sekwencja ulicy zgrabnie się zapętla. Zapewne szczytem ideału byłoby w takim przypadku posiadanie 8 egzemplarzy każdej pory roku. I nocy. A ponieważ rzecz taka byłaby obciążająca dość, może biblioteki lub inne instytucje pożytku publicznego mogłyby organizować dzielnicowe lub miejskie spotkania Miłośników Ustawiania Czereśniowej w Kółko?

2 komentarze:

  1. Multiplikacja egzemplarzy przydaje się też i dużym, bo nie wyobrażam sobie DKK bez kilku egzemplarzy. A o mamocznych kartach pierwsze słyszę, wstyd. Dzięki za zwrócenie uwagi :)

    OdpowiedzUsuń
  2. I ja myślałam, że karty, że to już za dużo, że po co... A potem, na targach, pomacałam i przyjrzałam się. Nie mam, ale CHCĘ. Karty są boskie :)

    OdpowiedzUsuń